Malkontenci będą się w tym dopatrywać pustego gestu. Dla mnie jednak jest bardzo ważny. Kardynał Francis George z Chicago, na katedralnym dziedzińcu, wraz z 20 innymi duchownymi usługiwał do stołu zaproszonym na obiad parafianom.
Kilkanaście lat temu byłem świadkiem, gdy młody zakonnik oburzał się na zachowanie starszego niemieckiego kapłana, który zamiast „ojcze” ośmielił się do niego zwrócić per „ty”. Scena ta z biegiem lat nabrała dla mnie wymiaru niemal symbolicznego. Do dziś ucieleśnia dla mnie to, co trudno mi u ludzi Kościoła zaakceptować: zapatrzenie w siebie, dążenie do robienia kariery, wrażliwość na godności i tytuły. Bo nie tak uczył Chrystus, gdy przed Ostatnią Wieczerzą umył swoim uczniom nogi. Dlatego cieszy mnie każdy drobiazg, który tej, ciągle obecnej w Kościele tendencji, się przeciwstawia. Czy to będzie kościelny dostojnik idący razem z innymi pielgrzymami do piekarskiego sanktuarium, czy proboszcz własnoręcznie nalewający herbatę robotnikom na budowie kościoła. Tym bardziej kardynał usługujący przy stole. Te z pozoru niewiele znaczące gesty są dla mnie wyraźnym znakiem traktowania na serio Chrystusowej Ewangelii. A problem nie sprowadza się tylko do takiej czy innej postawy konkretnej osoby. To, niestety, chyba także element widzenia Kościoła w dzisiejszym świecie. Czy ma on być jedynie strażnikiem pokrytych patyną niezmiennych zasad, czy ma mieć odwagę się ubrudzić, pochylając się nad grzesznikami i tymi, którzy błądzą. Ostatni sobór chciał, by odważnie wszedł w dzisiejszy świat z wszystkimi jego skomplikowanymi zależnościami. Prawda, na tej drodze łatwo pobłądzić. Niestety, dla niektórych to powód do odrzucenia samej zasady. Dlatego coraz głośniej, zwłaszcza wśród młodych ludzi, słychać głosy nawołujące do ponownego okopania się Kościoła na swoich pozycjach i zajęcia wobec świata postawy wyczekującej. Tylko na co tak naprawdę mamy czekać? Aż wszyscy z Kościoła wyjdą i ostatni zgasi światło? Odpowiedzią na religijną obojętność nie może być oczekiwanie na cud, a poszukiwanie nowych form głoszenia Dobrej Nowiny i umacniania wiary przez katechezę. Na tęsknotę za żywą chrześcijańską wspólnotą odpowiedzią nie może być wielotysięczna parafia, a działające w jej ramach małe grupy. Na odmienne potrzeby duchowe lekarstwem nie jest znający się na wszystkim proboszcz, ale ruchy, kierowane przez zaangażowanych w nie kapłanów. A na rozłamy lekarstwem może być uczciwy, zmuszający do przełknięcia także gorzkiej prawdy o sobie dialog, a nie obcy duchowi Ewangelii triumfalizm. Po to dostaliśmy od Boga rozum, by nie liczyć tylko na to, że On zrobi wszystko za nas. W zmieniajacym się świecie Kościół ma ciagle być żywą oazą, a nie skansenem. Kardynał usługujący przy stole to dla mnie ważny znak, że sprawiedliwości, radości i pokoju płynących z Ewangelii nie przykrył kurz urzędniczej rutyny. Taki Kościół kocham.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.