Republika Środkowoafrykańska zniknęła z medialnych doniesień, tak jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nagle zapanował tam pokój.
Zajmując się od lat problematyką afrykańską wiem jedno: nie ma lepszego źródła informacji niż misjonarze. I nie oznacza to wcale, że wyjeżdżając na Czarny Ląd odkrywają w sobie żyłkę dziennikarską. Choć i to na szczęście się zdarza. Oni po prostu są na miejscu i śledzą to, co się dzieje. Są z ludźmi i ich słuchają. Są naocznymi świadkami wielu nierzadko trudnych wydarzeń. Często stają się wręcz niewygodni, ponieważ mówią głośno o tym, czego świat nie chce widzieć, czy wręcz stara się przemilczeć. Coraz częściej wykorzystują w tym celu portale społecznościowe, które stają się platformami budzenia sumień i rodzenia akcji solidarności.
Dzięki polskim misjonarzom w powszechnej świadomości w ostatnich miesiącach zaistniała Republika Środkowoafrykańska. Wielu z nas po raz pierwszy usłyszało o tym kraju, inni zdziwili się, że panuje tam krwawa wojna. Dzięki nagłośnieniu w mediach losem misjonarzy bardziej zainteresowały się polskie władze, a i oddziały sił pokojowych zawitały w końcu nie tylko na misje w stołecznym Bangi, ale i na te pozostawione na łaskę i niełaskę losu. Dziś na misjach gdzie pracują Polacy spokojniej. Na ich wpisach na portalach społecznościowych można przeczytać, że odbudowują zniszczone wojną domy, budują kościół, prowadzą kurs informatyczny dla parafian i lekcje muzyki, o duszpasterskiej codzienności już niewspominając. Choć pokoju wciąż nie ma oni prowadzą – jak mówią - normalne życie.
Niestety Serca Afryki wciąż rozdarte jest krwawym konfliktem. I te wieści mamy też głównie od misjonarzy. W tym tygodniu rebelianci najpierw splądrowali katolicką misję w Bambari, a następnie ostrzelali ją z karabinów maszynowych. Wokół katedry zgromadzonych było 12 tys. uchodźców, głównie kobiet i dzieci, którzy uciekli przed przemocą w innych regionach kraju. Rebelianci strzelali z zimną krwią. W tłum wrzucili granaty. Co najmniej 22 osoby zabite, dziesiątki rannych. Uchodźców już tam nie ma, uszli w nadziei, że znajdą inne bezpieczne miejsce. Wiadomość o kolejnej masakrze przekazali tamtejsi księża. „Zostajemy, ci ludzie nas potrzebują, tak wiele pracy przed nami” – powiedział ks. Firmin.
W tych pełnych prostoty słowach jest cała troska o powierzonych mu ludzi. Żadnego bohaterstwa. Tak samo wcześniej zrobili Polacy mówiąc: nie wyjedziemy. Prosty, jasny przekaz. To nie jest jakiś kontrakt, pobyt na chwilę. Ich obecność jest źródłem nadziei.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Na prezent dla pary młodej goście chcą przeznaczyć najczęściej między 401 a 750 zł.
To opinia często powtarzana przed mającymi się dziś odbyć rozmowami pokojowymi.
„Przedwczesne” jest obecnie rozważanie ewentualnej podróży papieża Leona XIV na Ukrainę
Ponad 200 operacji prenatalnych rozszczepu kręgosłupa wykonano w bytomskiej klinice.