Od 19 sierpnia trasę do Morskiego Oka obsługiwać będzie testowo 6-osobowy melex - ustalono w czwartek na spotkaniu w Tatrzańskim Parku Narodowym. TPN na razie nie chce rezygnować z tego, by turystów woziły zaprzęgi konne - powiedział szef Parku Szymon Ziobrowski.
Pomysł rozwiązania problemu transportu konnego do Morskiego Oka omówiono podczas czwartkowej narady w dyrekcji Tatrzańskiego Parku Narodowego. W spotkaniu uczestniczyli lekarze weterynarii, organizacje pro zwierzęce oraz przedstawiciele Parku.
„Jeden pojazd elektryczny będzie przez trzy tygodnie woził turystów do Morskiego Oka. Chcemy zobaczyć, jak się sprawdzi i być może w przyszłym letnim sezonie turystycznym wprowadzimy taki transport, naprzemiennie z zaprzęgami konnymi. Jednocześnie chcemy zmodyfikować wozy konne, czyniąc je lżejszymi” – zapowiedział w czwartek na briefingu Ziobrowski.
Likwidacji transportu turystów zaprzęgami konnymi na trasie do Morskiego Oka domagają się od kilku lat organizacje pro zwierzęce. Ekolodzy twierdzą, że konie pracują zbyt ciężko, a fiakrzy notorycznie łamią regulamin zawarty z Tatrzańskim Parkiem Narodowym, w którym jest m.in. zapis o dopuszczalnej liczbie turystów na wozie.
"W ostatnich dniach Ministerstwo Środowiska było w stałym kontakcie z dyrekcją Parku. Szukaliśmy rozwiązań, które będą do zaakceptowania przez wszystkich zainteresowanych. Propozycja dyrektora TPN daje szansę na to, aby na trasie do Morskiego Oka znów głównym tematem rozmów było piękno unikalnej przyrody i nikt nie miał wątpliwości, że każde zwierzę, także spoza listy gatunków chronionych, jest na tym terenie odpowiednio traktowane. Pojazdy elektryczne to znakomite rozwiązanie, są ciche i nie emitują spalin" - powiedział cytowany w komunikacie Ministerstwa Środowiska Piotr Otawski, Główny Konserwator Przyrody i wiceminister.
TPN ma już sześcioosobowego meleksa, który będzie przewoził turystów. Władze TPN zapowiadają, że jeżeli takie pojazdy sprawdzą się, to w przyszłe wakacje na trasie pojawi się ich więcej i będą uzupełnieniem transportu konnego. Jednocześnie władze Parku zastanowią się nad wprowadzeniem wozów konnych wspomaganych silnikami elektrycznymi.
„Mam nadzieję, że do przyszłego letniego sezonu turystycznego uda nam się wypracować nowy model lżejszego wozu wspomaganego silnikiem. Wówczas taki transport funkcjonował by na przemian z meleksami” – dodał Ziobrowski. Zapewnił, że przewozem turystów pojazdami elektrycznymi zajmowaliby się wozacy, aby nie stracili możliwości zarobku.
Likwidacji transportu turystów zaprzęgami konnymi na trasie do Morskiego Oka domagają się od kilku lat organizacje pro zwierzęce. Ekolodzy twierdzą, że konie pracują zbyt ciężko, a fiakrzy notorycznie łamią regulamin zawarty z Tatrzańskim Parkiem Narodowym, w którym jest m.in. zapis o dopuszczalnej liczbie turystów na wozie.
Dyrektor TPN przyznał, że nie jest za znaczącą redukcją liczby koni pracujących na drodze do Morskiego Oka. „Nie wyobrażam sobie, aby konie, które przestają pracować, miałyby iść wprost do rzeźni. Tej sprawy nie możemy załatwić za pomocą jednego cięcia. Chcielibyśmy powołać fundusz, w ramach którego konie przestające pracować byłyby wykupywane i przekazywane organizacjom pro zwierzęcym” – wyjaśniał dyrektor TPN.
Lekarz weterynarii, który w tym roku badał wszystkie konie wożące turystów na tej trasie ocenił, że stan zdrowia zwierząt jest zadowalający. Po tegorocznych badaniach trzy zwierzęta z pośród 300 zostały wycofane z pracy. Stwierdził, że nagłe zachorowania u koni - tak jak u ludzi - zdarzają się, nawet u zwierząt niepracujących. „Moim zdaniem należałoby poprzez edukację i stały nadzór nad końmi doprowadzać do coraz lepszego dobrostanu koni i nie eliminowania ich z krajobrazu. Należy zdać sobie sprawę, że rezygnacja z koni pracujących oznacza tu koniec hodowli” – powiedział lekarz weterynarii Paweł Golonka.
Organizacje pro zwierzęce uczestniczące w czwartkowej naradzie w TPN są za zmianami zaproponowanymi przez władze parku. „Taka próba poprawy dobrostanu koni to dobry ślad. Zobaczymy, co przyniesie czas. Nie jesteśmy za radykalnym ucięciem transportu konnego do Morskiego Oka. Musimy zdać sobie sprawę, że na trasie pracuje 300 koni. Jeżeli byśmy zrezygnowali z tego transportu, to los koni byłby niepewny - mogłyby trafić na rzeź, bo organizacje pro zwierzęce nie były w stanie wykupić wszystkich zwierząt” – mówiła Weronika Paszkot z krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Kontrowersje wokół koni pracujących przy przewozie turystów na trasie do Morskiego Oka trwają od kilku lat. Społeczne oburzenie wzbudził upadek konia w lipcu 2009 r. na przystanku końcowym na Polanie Włosienica przed Morskim Okiem. Koń idący w zaprzęgu wcześniej wywiózł wóz z turystami na górę. Zwierzę zdechło. Wszystkiemu przypatrywały się dziesiątki turystów, w tym także pasażerowie pechowego wozu. Jeden z turystów nagrał całe zdarzenie i opublikował w internecie.
Po tym zdarzeniu władze TPN wprowadziły zmiany w regulaminie dla fiakrów wożących turystów do Morskiego Oka. Specjaliści z dziedziny weterynarii i hipologii ustalili parametry koni, które mogą pracować w tym terenie. Wprowadzono obowiązkowe badania wysiłkowe koni wożących turystów, zaostrzono kontrole wozaków oraz wprowadzono nowe tablice informujące o dopuszczalnej liczbie osób na wozie. Ponadto wszystkim koniom pracującym na drodze do Morskiego Oka wszczepiono elektroniczne czipy, pozwalające na szybką kontrolę przez straż Parku.
Od bieżącego sezonu turystycznego zmniejszono dopuszczalną liczbę przewożonych na wozie turystów z 14 do 12. Zaostrzono również kary dla fiakrów łamiących regulamin.
10 sierpnie na drodze do Morskiego Oka padł kolejny koń, jednak eksperci po przeprowadzonej sekcji stwierdzili, że zgon nastąpił wskutek pęknięcia aorty i zawału mięśnia sercowego, w nie w skutek przemęczenia. Zwierzę przed sezonem letnim przeszło pomyślnie wszystkie badania wysiłkowe.
Licencję na przewóz wydawaną przez wójta gminy Bukowina Tatrzańska ma 60 wozaków.
Morskie Oko to najpopularniejszy kierunek wypraw turystycznych w Tatrach. TPN szacuje, że rocznie to tatrzańskie jezioro odwiedza milion turystów, czyli jedna trzecia wszystkich przyjeżdżających w najwyższe polskie góry.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.