Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko oświadczył, że bez uchwalenia przez ukraiński parlament ustaw o specjalnym statusie Donbasu i bez uwolnienia separatystów od odpowiedzialności karnej, jego kraj mógłby zostać oskarżony o zerwanie procesu pokojowego.
Ustawy te złagodziły konflikt - powiedział szef państwa w wywiadzie dla stacji telewizyjnych, nadanym w niedzielę wieczorem.
Ukraiński parlament przyjął ustawy dotyczące Donbasu 16 września. Zgodnie z ustawą o zwolnieniu separatystów z odpowiedzialności karnej państwo ukraińskie gwarantuje, że uczestnicy rebelii nie będą ścigani ani też w żaden sposób prześladowani bądź dyskryminowani za udział w ruchach separatystycznych.
Ustawa o specjalnym statusie przewiduje z kolei nadanie na trzy lata takiego statusu władzom samorządowym na terenach kontrolowanych przez separatystów w obwodzie donieckim i ługańskim. Przewiduje ona także, że w grudniu na tych terytoriach odbędą się wybory samorządowe.
Poroszenko oświadczył w niedzielę, że rejony o specjalnym statusie mogą liczyć na finansowanie z budżetu centralnego tylko pod warunkiem, że udowodnią swą lojalność wobec władz w Kijowie. Szef państwa zapowiedział jednocześnie, że opanowane przez separatystów rejony zostaną oddzielone od pozostałego terytorium państwa ukraińskiego specjalną strefą, która będzie kontrolowana przez Straż Graniczną.
Poroszenko opowiedział się też za rozmowami o uregulowaniu sytuacji w jego kraju z udziałem nie tylko Rosji, Francji i Niemiec, ale także Stanów Zjednoczonych.
Tymczasem w stolicy Rosji ponad 26 tysięcy osób przemaszerowało w niedzielę w centrum miasta protestując przeciwko agresywnej polityce władz kraju wobec Ukrainy. Podobne akcje - choć nie tak liczne - odbyły się też w innych miastach Federacji Rosyjskiej.
To największy od początku interwencji Rosji na Ukrainie protest w Moskwie przeciwko polityce Kremla. Manifestacja zakończyła się przyjęciem rezolucji, w której uczestnicy akcji ostrzegli, że w Rosji w szybkim tempie powstaje reżim faszystowski podobny do dawnych reżimów Benito Mussoliniego we Włoszech i Francisco Franco w Hiszpanii.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.