26-letni Amerykanin Ryan Kaup zostanie wkrótce księdzem. A mało brakło, by nie dożył nawet własnych narodzin.
Jego mama była studentką, gdy zaszła w ciążę. Perspektywa samotnego wychowania dziecka ją przerażała. Umówiła się na aborcję. Nie była jednak w stanie tego zrobić. Poszła do innego ginekologa. Ten akurat prowadził wtedy leczenie niepłodności u Randy’go i Sherry Kaupów. Lekarz skojarzył dziewczynę w ciąży i w kłopocie z parą, która tak pragnęła mieć dziecko. Chłopak urodził się szczęśliwie, a trzy miesiące później został adoptowany.
Przybrani rodzice byli zaangażowanymi katolikami, posłali syna do katolickiej szkoły. Ryan wolał jednak towarzystwo, które nie wpływało na niego zbyt dobrze. Potem wybrał studia z reklamy i języka hiszpańskiego. Jeden semestr spędził na uczelni w Chile. Zaangażował się w duszpasterstwo akademickie. Wtedy poczuł powołanie do kapłaństwa. Napisał podanie i… wyjechał do Chile. Po paru miesiącach wrócił i dowiedział się, że został przyjęty do seminarium. Krótko przed wstąpieniem, skrewił. Znalazł pracę, wynajął mieszkanie. Wytrzymał tydzień. Potem już definitywnie wszedł na drogę do kapłaństwa. Wkrótce przyjmie święcenia kapłańskie w katedrze w Lincoln.
- Wyciszyłem się. Byłem człowiekiem nerwowym. Chciałem wszystko mieć pod kontrolą. Czas w seminarium nauczył mnie brać życie powoli i mieć świadomość, że Bóg ma wszystko pod kontrolą – mówi przyszły kapłan.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.