Fala represji wobec rodziców, którzy nie chcą szczepić swoje dzieci zaczyna przybierać niepokojące rozmiary. Może czas się trochę zreflektować?
Najpierw wojewodowie postanowili nałożyć na nich kary finansowe. No bo inne instytucje nie za bardzo sobie z tym radziły. Teraz coraz częściej słychać głosy, by nieszczepionych dzieci nie przyjmować do żłobków i przedszkoli. Skąd się to bierze?
Nie mam najmniejszych wątpliwości: takie represje to wynik strachu. Ktoś się boi, że jego dziecko zarazi się od nieszczepionego. Strach zrozumiały: słyszał o możliwych komplikacjach, więc wyobraźnia kreśli już najczarniejsze scenariusze. Lekarze do spółki z urzędnikami też się boją. Że w razie czego ich się będzie obwiniać za nieprzymuszenie wszystkich do szczepień. Wiadomo, lepiej nawet na zimne dmuchać. Paradoksem całej tej sytuacji jest to, że ci którzy decydują się na zrezygnowanie ze szczepień (a nie wynika to z zaniedbania) też się boją. Boją się, że po szczepieniu ich dziecko zachoruje. Ale ich strach się lekceważy.
Tymczasem wbrew temu co się mówi i pisze ten ich strach ma jednak realne podstawy. Niejeden widział u znajomych, niejeden doświadczył tego we własnej rodzinie: dziecko po szczepieniu zachorowało. Z podobnymi doświadczeniami spotkał się też na internetowych forach. Co usłyszał od lekarzy? Że zbieżność czasowa jest przypadkiem, że dziecko już było chore albo i tak by zachorowało. Uwierzyć?
Tak, rodzice mogliby wierzyć, gdyby słyszeli rzeczowe argumenty. A co słyszą? Że już dawno stwierdzono, że szczepienia nie szkodzą i że medycyna współczesna uważa je za wielkie dobrodziejstwo. I że kto uważa inaczej jest głupim nieukiem. Przyznaję, mnie takie argumenty też nie przekonują. A badania, które rzekomo potwierdziły nieszkodliwość szczepień to ciągle coś na kształt żelaznego wilka: wszyscy słyszeli, że coś, gdzieś, ale konkretu, który by można jakoś poddać weryfikacji, jakoś nie bardzo... Zresztą... Czy można tak naprawdę udowodnić, że czegoś nie ma? Przecież nawet twierdzenie, że nie ma krasnoludków opiera się na stwierdzeniu, że ich istnienia nie udowodniono. A przecież to nie to samo, prawda?
Ci wystraszeni chorobą swoich dzieci rodzice, często obwiniający się o to że w porę nie zauważyli niepokojących objawów, szukają więc prawdy. I znajdują poważne argumenty, że szczepienia, przynajmniej w takiej ilości jak w Polsce, nie są potrzebne. Ot, dane statystyczne pokazujące, jak zmniejszała się zachorowalność na owe choroby przed erą szczepień. Spowodowana upowszechnieniem wiedzy, higieny, lepszą dostępnością leków. Widzą przykład szkarlatyny – choroby na którą nie ma szczepionki – jak z takiej, która zabijała ponad 20% tych, którzy się zarazili, stała się chorobą, na którą dziś się nie umiera, więc zastanawiają się, czy powikłania po innych chorobach są dziś też tak groźne jak sto lat temu. Czytają, że w wielu krajach zachodu szczepień jest znacznie mniej i nie są one obowiązkowe. Czy w tej sytuacji pytanie o ilość szczepień w Polsce jest naprawdę nieuzasadniona i można ją zbyć stwierdzeniem, że nie powinni się odzywać bo się nie znają?
Tak, antyszczepionkowcy wietrzą spisek. Ale czy nie było go nie tak dawno w sprawie rzekomej pandemii ptasiej (czy świńskiej, nie pamiętam) grypy? Czy nie jest prawdą, że ostatnia epidemia polio w Polsce była epidemią odszczepienną? Czy nigdy nie okazywało się, że coś, co farmaceuci zachwalali jako super środek okazało się jednak bardzo szkodliwe? Czy ci lekarze, naukowcy, którzy wypowiadają się na temat szkodliwości szczepień są oszołomami? Ich argumenty brzmią bardzo rzeczowo.
Ot, choćby w kwestii straszenia powikłaniami po odrze. Jest prawdą czy nie, że dzieciom chorym na odrę nie wolno podawać antybiotyku, za to trzeba podawać sporo witaminy A? Czy ci, którzy straszą powikłaniami po tej chorobie wiedzą, jaka część powikłań spowodowana jest błędami w jej leczeniu? Przecież to dziś choroba rzadka, młody lekarz może nie wiedzieć. Zwolenników tezy, jakoby szczepionki były dobre na wszystko, takie niuanse zdają się nie interesować. Nie próbują, przynajmniej w mediach, podejmować rzeczowej polemiki. Powtarzają tylko jak mantrę: dzisiejsza medycyna uczy tak a tak, a kto uważa inaczej po prostu się nie zna. I dopiero przyciśnięci do muru pytaniem czego się boją ci, którzy dzieci szczepią, skoro szczepienia chronią przed chorobą, z rozbrajającą szczerością przyznają, że chodzi tylko o zmniejszenie prawdopodobieństwa zachorowania, co wydatnie obniża możliwość wystąpienia epidemii w całej populacji.
Tak, odpowiedzią na strach tych rodziców, którzy zdecydowali się dzieci nie szczepić są ogólniki i półprawdy. A gdy próbują argumentować – obelgi. Teraz doszedł jeszcze jeden argument: zastraszenie. Bardzo wysoką grzywną albo nieprzyjęciem dziecka do przedszkola. W słowniku człowieka kulturalnego, za którego się uważam, nie ma słów na określenie takiej postawy urzędników wobec obywateli zatroskanych o zdrowie swoich dzieci. Niewiele lepiej na tym tle wypadają ci, którzy takie działania, zwłaszcza w mediach, pochwalają. Powinniście się ze wstydu spalić. Tylko na agresję i przemoc was stać? Jeśli naprawdę chodzi wam o dobro tych ludzi, powinniście chociaż na chwilę zejść ze swoich piedestałów. Cierpliwie posłuchajcie, co mają do powiedzenia. Nawet jeśli uważacie, że nie mają racji. Może nie jest prawdą to, co się im wydaje, ale ich lęk jest jak najbardziej prawdziwy. I nie mówcie im, że nie mają się bać, bo i wy działacie tak a nie inaczej z powodu swojego strachu. O swoje dzieci, o swoje stołki. A kiedy przyjdą do was z kolejnym dzieckiem, które – jak się i wydaje – po szczepieniu zachorowało, to nie mówcie, że to nie wasz problem, ale im po prostu pomóżcie, wspierając np. powstawanie specjalistycznych ośrodków pomagających dzieciom z autyzmem. Inaczej może tych rodziców zgwałcicie, ale na pewno nie przekonacie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.