Poczucie humoru i wiara to wartości, które pozwalają człowiekowi przeżyć nawet najtrudniejsze wydarzenia - mówi w rozmowie z KAI Ewa Szumańska, laureatka nagrody "Ślad" Diamentowy.
Twórczyni postaci Młodej Lekarki, autorka wielu książek podróżniczych i programów radiowych ubolewa, że dziś ludzie nie są dla siebie życzliwi. Poczucie humoru znacznie ułatwiłoby im życie. Po krótkim epizodzie aktorskim, odkryła Pani, że Pani żywiołem jest radio i pisanie własnych tekstów. - W radio pracowałam od 1957 roku w redakcji „Studio 202”, audycji bardzo popularnej i kochanej przez wrocławian. To były codzienne półgodzinne satyryczno-poetyckie spotkania, później emitowane trzy razy w tygodniu. Do 13 grudnia 1981 r. była to wizytówka wrocławskiej rozgłośni. Pisałam teksty dla Studia 202, których bohaterkami były najpierw Kika Starorypińska, później Młoda Lekarka. Z czasem odcinki o lekarce stały się częścią programu satyrycznego „60 minut na godzinę” w Warszawie. Pisałam też słuchowiska radiowe, było ich ponad 30-40 dla stacji ogólnopolskich i wiele z nich zostało nagrodzonych. W tamtych czasach, gdy ludzie generalnie nie ufali mediom, zdarzały się programy radiowe, które odbiorcy lubili i się z nimi identyfikowali. Te słuchowiska były im bliskie, to tam szukali i odnajdowali ludzi, z którymi nawiązywali kontakt psychiczny, stawali się ich przyjaciółmi. Praca w radio trwała do ogłoszenia stanu wojennego, gdy po weryfikacji zostałam wyrzucona z rozgłośni. Uznano mnie za „element wrogi”, niemożliwy do strawienia przez ówczesne władze. Zresztą i tak po 13 grudnia pewnie nie zostałabym w tym miejscu, gdyż zostały przeprowadzone w nim czystki. Napisałam poza tym 17 książek, przeważnie o podróżach, gdyż moim prawdziwym i najpełniejszym życiem były podróże, a moją pasją jeżdżenie po świecie, przeważnie na polskich handlowych statkach. Wybierałam się na paromiesięczne rejsy, zwłaszcza do Afryki, która była moim ukochanym kontynentem. Potem opisywałam te podróże i wydawałam je w Czytelniku, Wydawnictwie Morskim, Iskrach i w Znaku, który już do końca moje książki wydawał. Ostatnia moja książka wyszła w 1995 r. i jest owocem mojego pobytu w Burundi i Ruandzie, w której byłam w trakcie wybuchu strasznych międzyplemiennych rzezi, stąd tytuł – „Skrwawione wzgórza Afryki”. W czasach PRL była Pani jedną z osób, dzięki którym życie w systemie komunistycznym było bardziej strawne. Ludzie czekali na Pani skecze, a Pani ich uczyła, że można być wolnym w każdych warunkach dzięki śmiechowi. Tysiące słuchaczy zaśmiewało się z Młodej Lekarki, a „60 minut na godzinę” był ich ulubionym programem. Czym dla Pani jest poczucie humoru? - To jedna z najważniejszych cech w obcowaniu ludzi ze sobą. Jeżeli człowiek nie ma poczucia humoru, życie robi się strasznie kanciaste, ostre, nieprzyjemne, a poza tym człowiek popada w nałóg brania wszystkiego zbyt serio. Natomiast patrzenie na życie z perspektywy, jak to mówią Francuzi, trzech czwartych, nie z profilu i nie wprost, oglądania zdarzeń i komentowania ich w specyficzny sposób, dopatrywanie się wszędzie jakiegoś absurdalnego humoru, nieraz nawet gorzkiego, a czasem wyłącznie radosnego i będącego odreagowaniem na wszystko, co się działo, było niezwykle cenne. Wydaje mi się, że poczucie humoru w czasach PRL-u, było wielkim odreagowywaniem ludzi na bardzo smutną i nieciekawą rzeczywistość. I trzymało ono ludzi w jakiejś w miarę dobrej formie i cały czas nie pozwalało im poddać się rozpaczy. Okres komunizmu był wyjątkowy, gdyż wśród ludzi było znacznie mniej kłótni, czyli to, co jest naszą cechą wrodzoną i najbardziej widoczną – nieustanne żarcie się między sobą, jakby przycichło. Natomiast wtedy było tyle użerania się z władzą, że między sobą ludzie łatwiej znajdowali język porozumienia i wzajemnej sympatii. W PRL rzeczywistość była bardzo niesympatyczna, natomiast stosunki między zwykłymi obywatelami były przyjemniejsze. Dziś, między innymi z winy mediów, ludzie się nie lubią. Media rzucają się jak kruki, gdy tylko wyczują, że można wywołać awanturę, kontrowersję, kłótnię, wzajemną obrazę. Żyjemy w bardzo niesympatycznym świecie.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.