Mimo upływu 76 lat, wciąż nie wszystko wiadomo o zbrodni w piaśnickich lasach, gdzie jesienią 1939 r. Niemcy wymordowali dużą grupę Polaków - głównie mieszkających na Pomorzu przedstawicieli inteligencji. Według niektórych szacunków zgładzono nawet 14 tys. osób.
Masowe egzekucje w lesie w Piaśnicy Niemcy rozpoczęli najprawdopodobniej pod koniec października 1939 r. Według historyków zakończyły się one w grudniu tego samego roku, choć Barbara Bojarska - autorka jednego z nielicznych opracowań historycznych dotyczących mordów w Piaśnicy, zaznacza, że są świadkowie, którzy twierdzą, że trwały one do kwietnia 1940 roku.
Równie niepewna, jak daty jest też liczba ofiar piaśnickich mordów. W swojej książce pt. "Piaśnica" Bojarska pisze, że w tamtejszych lasach zginęło "ponad 10 tysięcy ludzi". Zaznacza, że szacunki oparte są na wielkości grobów odnalezionych w lasach i zeznaniach świadków. Dodaje, że są tacy świadkowie - np. pracownicy kolei, którzy twierdzą, iż w Piaśnicy mogło zginąć nawet kilkanaście tysięcy ludzi.
Wśród ofiar Piaśnicy byli przede wszystkim przedstawiciele polskiej inteligencji: nauczyciele, wojskowi, urzędnicy, duchowni, działacze społeczni i polityczni z Pomorza Gdańskiego, a także pacjenci niemieckich szpitali psychiatrycznych przywożonych pociągami z III Rzeszy.
Pracująca w gdańskim oddziale IPN historyk dr Monika Tomkiewicz przypomniała w rozmowie z PAP, że już wiele lat przed wybuchem II wojny światowej na terenie Pomorza Gdańskiego tutejsze niemieckie służby zaczęły tworzyć tzw. listy proskrypcyjne, na których zapisywano nazwiska osób nie sprzyjających niemieckiej władzy. Już 1 września 1939 roku, na podstawie wspomnianych list, na terenie Trójmiasta i okolic rozpoczęły się aresztowania, które trwały wiele tygodni.
"Niemcy chcieli pozbyć się osób, które mogły stać się inicjatorami sprzeciwu wobec okupanta" - powiedziała PAP dr Tomkiewicz.
Z zeznań świadków i pośrednio dokumentów wynika też, że w Piaśnicy zginęli także Polacy oraz być może także Niemcy i Czesi, przywożeni często całymi rodzinami z terenów III Rzeszy. Wszystkich przywożono na miejsce pociągami.
"Wagony z tymi ludźmi przetaczano na bocznice (). Tam czekały autobusy i ciężarówki, do których ich brutalnie wpychano, rozdzielając mężczyzn, kobiety i dzieci. Płacz matek, zrozpaczonych wydzieraniem im dzieci, rozlegał się na przyległych ulicach. Pozwalano im zatrzymać tylko niemowlęta. Bagaż ładowano na specjalne ciężarówki i tak wrzucano na podwórze. Natomiast ludzi wywożono do Piaśnicy, skąd po kilku godzinach wracały puste pojazdy" - relacjonowała Bojarska.
Egzekucji - z użyciem karabinów maszynowych, dokonywali przede wszystkim członkowie specjalnej jednostki SS Wachsturmbann "Eimann" (Oddział wartowniczo-szturmowy "Eimann"). "Początkowo brali w nich udział SS-mani z Gdańska, nie chcieli jednak tego robić uznając egzekucje za zbyt ciężkie psychicznie, stworzono więc - kierowaną głównie przez Kurta Eimanna jednostkę, złożoną z ochotników" - powiedziała PAP Tomkiewicz.
W oparciu o relacje świadków Bojarska pisze: "Do ofiar strzelano z bliskiej odległości, nakazując im stawać nad wykopanym grobem. Nie dobitych zasypywano ziemią, dzieci rozbijano o drzewa".
Duże doły, w których chowano rozstrzelanych, kopali członkowie organizacji paramilitarnej Selbstschutz oraz zwerbowani przez niemieckie władze Niemcy mieszkający w okolicach Piaśnicy, głównie rolnicy. Pomagali oni także w zasypywaniu mogił po egzekucjach. Zabraniano im opowiadać o tym, co robili.
W czasie i wiele miesięcy po masowych zabójstwach, Niemcy - pod groźbą kary śmierci - zabraniali też okolicznym mieszkańcom wchodzić do lasów. Osoby, które złamały ten zakaz twierdziły, że znajdowały w lesie przedmioty, w tym fotografie, dokumenty, części ubrań itp. które mogły należeć do zamordowanych. Gdy zakaz wstępu do lasu został zniesiony, ludzie zbierający grzyby znajdowali - jak pisze Bojarska - "szczątki ludzkich ciał, wyciągnięte z grobów prawdopodobnie przez lisy i wałęsające się psy".
Latem i jesienią 1944 r., dla zatarcia śladów zbrodni, hitlerowcy sprowadzili z obozu koncentracyjnego Stutthof 36 więźniów. Kazali im wydobywać ze zbiorowych grobów zwłoki ofiar i spalić je. Trwało to kilka tygodni. Po wykonaniu pracy więźniów rozstrzelano, a ich ciała także spalono i pochowano w lesie. Spalenie szczątków ofiar uniemożliwiło ustalenie dokładnej liczby osób, które zostały zamordowane w Piaśnicy.
W 1946 r. w piaśnickich lasach przeprowadzono badanie zbiorowych grobów i ekshumację złożonych w nich szczątków. Natrafiono wówczas na 26 zbiorowych mogił (późniejsze badania pozwoliły wykryć kolejne mogiły - w sumie było ich 35), z których większość kryła prochy i częściowo nadpalone szczątki ludzkie, a dwie - szczątki ponad 300 osób, których ciał z nieustalonych przyczyn nie spalono. Część nie spalonych szczątków przeniesiono na cmentarz w Gdyni, część pochowano ponownie w miejscu znalezienia. Prochy spalonych ofiar zostały z kolei ponownie pochowane w lesie w zbiorowych mogiłach, które oznaczono krzyżami.
"W jednym z raportów, na które się natknęłam, podano, że - w przypadku szczątków, które można było zbadać - 20 procent nie nosiło śladów po kulach. Oznaczałoby to, że osoby te zginęły najprawdopodobniej od np. uderzeń kolbami karabinów lub zostały zakopane żywcem" - powiedziała PAP dr Tomkiewicz.
Część sprawców mordów w piaśnickich lasach została po II wojnie światowej osądzonych. Zbrodnia w Piaśnicy była elementem procesu wytoczonego Albertowi Forsterowi - gauleiterowi Gdańska, a od momentu wybuchu wojny - namiestnikowi Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie. Jako osobę odpowiedzialną za mord w Piaśnicy, ale też za wiele innych czynów, w tym utworzenie obozu koncentracyjnego Stutthof, Forster został skazany na śmierć.
Karę śmierci poniósł także Richard Hildebrandt - ówczesny Wyższy Dowódca SS i Policji w Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie. Na śmierć skazany został także gdański SS-man Hubert Teufel, który uczestniczył m.in. w przesłuchaniach i selekcji ofiar Piaśnicy.
Kurt Eimann został przez niemiecki sąd skazany na 4 lata więzienia, a postępowania wobec kilku innych osób, które, zdaniem historyków, ponoszą odpowiedzialność za zbrodnię Piaśnicą, umorzono z powodu braku dowodów.
W poszukiwaniu pozostałych winnych w kwietniu 1967 r. Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Gdańsku wszczęła śledztwo. Po zgromadzeniu szeregu dowodów i wyjaśnieniu części istotnych okoliczności zbrodni, zostało ono zawieszone w 1975 r. Prowadzący postępowanie uzasadnili zawieszenie niemożnością dotarcia do świadków mieszkających za "żelazną kurtyną".
We wrześniu 2011 r. postępowanie zdecydował się podjąć na nowo gdański IPN, którego prokuratorzy próbują ustalić nieznane dotąd okoliczności mordów, a także jak najpełniejszą liczbę i imienną listę ofiar.
Jak powiedział PAP szef pionu śledczego gdańskiego IPN Maciej Schulz, w ramach postępowania przeprowadzono już rozległą kwerendę w polskich i niemieckich archiwach, a prace te będą kontynuowane. "Na początku śledztwa nie dysponowaliśmy nawet pełnym zestawem materiałów, które zebrała badająca wcześniej sprawę Komisja. Wielu z tych materiałów nie znaleźliśmy do dziś" - powiedział PAP Schulz.
Trwa też weryfikacja tożsamości ofiar. "To bardzo żmudna i trudna praca, bo zdarza się, że w dokumentach znajdujemy np. różne pisownie nazwisk i konieczna jest weryfikacja tożsamości danej osoby na podstawie innych danych. Zdarza się też, że znajdujemy ludzi, którzy uznawani byli dotąd za zamordowanych w Piaśnicy, a my ustalamy, że zginęli oni np. w obozie koncentracyjnym" - powiedział PAP Schulz dodając, że dziś imienna lista ofiar liczy około tysiąca osób.
W trakcie pracy nad sprawą prokuratorzy natknęli się na źródła sugerujące, że w piaśnickich lasach mogą znajdować się nie odkryte jeszcze mogiły, w których pochowano ofiary mordów. Badania terenowe, które przeprowadzono na części terenu, nie potwierdziły tych doniesień.
W miejscu mordu, w lesie, znajduje się dziś symboliczny cmentarz z krzyżami oznaczającymi masowe groby. W 2012 r. w Wejherowie, w miejscu, gdzie zjeżdża się z głównej drogi w kierunku cmentarza, stanęła też symboliczna Brama Piaśnicka - pomnik w kształcie otwartej na cztery strony kapliczki, w której wnętrzu znajduje się leżący, wykonany ze skały krzyż z napisem "Pokój Tobie. Pokój z Tobą. Polsko ojczyzno moja" (to hasło pielgrzymki Jana Pawła II do Polski w 1983 r.).
Przeczytaj także:
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.