Widoczna z odległości 10 km metalowa struktura o wysokości 30 m, przypominająca bożonarodzeniową choinkę, a stojąca po południowej stronie granicy między dwoma państwami koreańskimi, tym razem nie rozbłyśnie kolorowymi lampkami
Ustawiona na szczycie góry Aegibong jest od 1971 r. elementem wojny psychologicznej między obydwoma krajami od lat pozostającymi w stanie wojny. Oświetla się ją bowiem, bądź nie, w zależności od stopnia napięcia politycznego między nimi.
„Choinka” ma wymiar bardziej symboliczny niż religijny. Zaadoptowanie w jej kształcie wieży obserwacyjnej wywoływało liczne protesty reżimu północnokoreańskiego. Dlatego też przedstawiciele różnych wyznań protestanckich, którzy co roku przygotowują tę charakterystyczną strukturę, zdecydowali tym razem, że nie oświetlenie jej będzie „gestem pokoju i harmonii”. „Nie powinniśmy zapalać tych świateł aż to tego czasu, gdy będziemy mogli to zrobić wraz z naszymi braćmi z Północy” – powiedział Kim Young-il, jeden z chrześcijańskich liderów z Południa. Dodał jednak, że nie jest to rezygnacja z tego projektu, lecz jedynie gest dobrej woli.
Według najnowszego sondażu Calin Georgescu może obecnie liczyć na poparcie na poziomie ok. 50 proc.
Zapewnił też o swojej bliskości mieszkańców Los Angeles, gdzie doszło do katastrofalnych pożarów.
Obiecał zakończenie "inwazji na granicy" i zakończenie wojen.
Ale Kościół ma prawo istnieć, mieć poglądy i jasno je komunikować.