Nie ma możliwości, żeby istniały w Polsce dwie dyplomacje - powiedział w poniedziałek szef sejmowej komisji spraw zagranicznych Andrzej Halicki (PO), odnosząc się do wypowiedzi prezydenta Lecha Kaczyńskiego na temat powoływania ambasadorów.
L. Kaczyński powiedział w poniedziałek m.in., że najlepszym rozwiązaniem w sytuacji, kiedy prezydent i rząd pozostają w stanie kohabitacji, jest "kompromis". "A więc pewna część ambasadorów w obcych państwach lub organizacjach międzynarodowych to osoby proponowane przez urząd prezydenta, a pewna część - przez premiera" - dodał.
"Nie ma możliwości, żeby istniały dwie dyplomacje" - stwierdził Halicki w rozmowie z dziennikarzami. W jego opinii, procedura powoływania polskich ambasadorów jest "jasna"."Procedura, w której po uzgodnieniach na końcu komisja spraw zagranicznych z danym kandydatem przeprowadza rozmowę i opiniuje tę kandydaturę. Dalej jest już techniczna procedura wysłania danej osoby na placówkę. W tym samym momencie, kiedy wręcza się listy odwołujące, powinno się wręczać listy uwierzytelniające, aby ten proces był płynny i jasny dla naszych partnerów" - powiedział szef komisji SZ.
Jak dodał, polskie placówki zagraniczne są "w obszarze kompetencji polskiego rządu i ministra spraw zagranicznych".
Dopytywany, czy w związku z tym prezydent wykonuje tylko techniczną czynność podpisania nominacji ambasadorskiej, Halicki odparł, że kompetencje prezydenta określone są w konstytucji. Zgodnie z art. 133 konstytucji, prezydent "mianuje i odwołuje pełnomocnych przedstawicieli Polski w innych państwach i przy organizacjach międzynarodowych".
Do ostatniego spięcia na linii Pałac Prezydencki-MSZ odniósł się także wicepremier, szef MSWiA Grzegorz Schetyna.
"To są dziesiątki podpisów, to są sparaliżowane ambasady, to jest polityka zagraniczna, która nie może być przez polski rząd, przez polskiego ministra spraw zagranicznych realizowana" - mówił Schetyna w TVN24."Tego nie można akceptować, trzeba to nazywać po imieniu i nie można przyzwalać na kontynuowanie takiej polityki. To jest po prostu przeciwne polskiej racji stanu" - powiedział wicepremier.
Tymczasem prezydent Lech Kaczyński zadeklarował, że jest gotów do kompromisu z rządem w sprawie powoływania ambasadorów, jeśli będzie brał w tym procesie "aktywny udział". Jak dodał, obecnie po stronie Rady Ministrów "żadnego śladu kompromisu" nie widzi."Jeżeli będę brał aktywny udział to jestem gotów do kompromisu. Jak dotąd tak nie było" - powiedział prezydent na poniedziałkowej konferencji prasowej. "Widzę chęć przykrycia sprawy związanej z ustawą medialną, czy sprawą poszukiwania nieistniejących pieniędzy" - dodał.
Zaznaczył, że jest gotów do współpracy z rządem ws. nominacji ambasadorskich na ustalonych zasadach."W tej chwili reguła polega na tym, że przychodzi do mnie wniosek już po zgodzie obcego państwa, co stawia mnie w trudnej sytuacji: jakieś państwo wyraziło zgodę, a ja mogę skorzystać lub nie z prezydenckiej kompetencji. To jest rozwiązanie, które nie służy Polsce" - powiedział prezydent.
Szef MSZ Radosław Sikorski powiedział w piątek w TVP1, że "nazbierało się trochę niepodpisanych nominacji i postanowień" w sprawie ambasadorów. "Dochodzimy do 100 podpisów brakujących, z tym że to jest po kilka podpisów na placówkę" - mówił minister. "Jak się mówi o stu podpisach, to się sugeruje sto spraw i to jest zabieg czysto propagandowy" - w taki sposób prezydent odniósł się w poniedziałek do wypowiedzi ministra.
Poinformował jednocześnie, że powołał Macieja Langa na ambasadora w Afganistanie. Prezydent podkreślił, że ta nominacja była "istotnie potrzebna", a ambasador Lang ma objąć obowiązki od sierpnia. Dodał, że przy okazji tej nominacji złożył jeszcze osiem podpisów.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.