Jacek Krupiński, podejrzany o udział w grupie przestępczej planującej porwanie Krzysztofa Olewnika oraz współudział w jego uprowadzeniu i przetrzymywaniu, może wyjść z aresztu. Warszawski sąd apelacyjny nie uwzględnił we wtorek zażalenia prokuratury na decyzję o nieprzedłużeniu aresztu, jaką przed tygodniem podjął płocki sąd okręgowy.
Sąd uznał, że prokuratura nie przedstawiła przekonujących dowodów, uprawdopodobniających popełnienie przestępstwa przez Krupińskiego (jego adwokat oświadczył, że Krupiński zgadza się na podawanie jego danych - PAP). Były to ponadto - jak mówiła sędzia Małgorzata Mojkowska - te same dowody, a właściwie poszlaki, co we wniosku sprzed trzech miesięcy. W przekonaniu sądu łańcuch tych poszlak nie zazębia się w logiczną całość.
W tej sytuacji Krupiński jeszcze we wtorek opuści areszt, w którym przebywa od 11 lutego, gdy został zatrzymany i gdy postawiono mu zarzuty. Ten wieloletni przyjaciel, a także wspólnik Krzysztofa Olewnika - nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów.
Sędzia Małgorzata Mojkowska po kolei zbijała argumenty prokuratury. "W aktach sprawy nie ma odzwierciedlenia, że Jacek Krupiński może mataczyć. On składa wyjaśnienia, a jest to prawem osoby podejrzanej, zaś zadaniem prokuratury jest ich weryfikacja. Podejrzany ma prawo mówić nieprawdę, ma prawo też nic nie mówić. Ale to nie znaczy, że mataczy" - mówiła sędzia. Według sądu, prokuratura nie miała też podstaw do twierdzenia, że Krupinski może się ukrywać. To prawda, przed aresztowaniem wyjeżdżał za granicę, ale zawsze wracał" - mówiła sędzia.
Sąd apelacyjny zaakceptował ustalenia płockiego sądu okręgowego z zeszłego tygodnia, gdy drobiazgowo przeanalizowano przedłożony przez prokuraturę łańcuch poszlak i uznano, że niewystaczająco uprawdopodabnia tezę, że Krupiński dopuścił się przestępstwa.
Według sędzi Mojkowskiej, nie wystarczy sam fakt, że w dniu porwania Olewnika - 27 października 2001 r. - nad ranem na jego posesji świadek widział samochód cabrio, którym jeździł Krupiński, oraz że następnie tym samochodem miał rzekomo pojechać na stację benzynową. Sędzia cytowała zeznanie świadka - szefa stacji: "ja sam nie widziałem Krupińskiego w środku, ale tak mi mówił mój pracownik". "Sam fakt, że dany samochód - będący zresztą własnością Krzysztofa Olewnika, nie świadczy o obecności Krupińskiego w danym miejscu. Wiadomo, że tym samochodem jeździła też żona Krupińskiego" - stwierdził sąd.
Istotnym - zdaniem prokuratury - dowodem przeciw Krupińskiemu miały też być zapiski z jego notatnika, który prowadził od 2000 r., a które miały wskazywać miejsce pobytu porwanego Olewnika - np., że porwany przebywa "głęboko w piwnicy". "Nawet nie uprawdopodobniono podejrzenia, że Krupiński wie to od porywaczy, a on sam oświadczył, że dowiedział się tego od siostry Krzysztofa Olewnika. Ta siostra to potwierdza i zeznaje, że kontaktowała się z jasnowidzem, który podał jej takie wiadomości" - wyliczała sędzia Mojkowska.
Sąd zdyskredytował też podnoszony przez prokuraturę dowód dotyczący telefonu używanego przez Olewnika. Krupiński - już po porwaniu swego wspólnika w interesach (handlująca stalą firma Krupstal) wyrobił duplikat karty SIM tego telefonu. Ponadto to do niego porywacze wysłali inny telefon, który miał przekazać rodzinie do kontaktu z porwanym. Ten telefon został uaktywniony przed przekazaniem go rodzinie - według prokuratury zrobił to Krupiński.
"Prokuratura nie przedstawiła żadnego dowodu, że to Krupiński rzeczywiście aktywował ten telefon. Natomiast co do duplikatu karty SIM telefonu używanego przez Krzysztofa Olewnika należy podkreślić, że telefon nie był jego własnością - był on zarejestrowany na firmę Krupstal i do jej obsługi. Nie można więc mówić, że Krupińskiemu mogło chodzić tylko o to, by mieć kontrolę nad telefonem Olewnika. Nie można też mówić, że Krupiński wyrobił duplikat w tajemnicy - z akt sprawy wiadomo - choć prokuratura tego we wniosku nie podaje - że wiedziała o tym Danuta Olewnik-Cieplińska (siostra Krzysztofa - PAP).
Według sędzi Mojkowskiej, także zeznanie świadka Piotra S., że latem 2005 r. Krupiński był widziany na dworcu kolejowym w Warszawie z policjantem prowadzącym sprawę, podobnie jak wiadomości o rozmowach Krupińskiego z hersztem bandy porywaczy Wojciechem Franiewskim i jednym z zabójców - Sławomirem Kościukiem - nie są wystarczające do uznania, że Krupiński był z nimi w zmowie. "W aktach sprawy jest dowód, że rozmowy dotyczyły nie porwania, ale firmy Krupstal - wymiany jakichś przedmiotów.
Sąd odniósł się także do argumentu prokuratury, według której Krupiński miał związki z gangsterami, co każe przypuszczać, że mógł uczestniczyć w porwaniu swego wspólnika. "Z akt sprawy wynika, że nie tylko pan Krupiński, ale także pan Olewnik mieli ścisły związek z osobami przynależącymi do środowisk przestępczych - mowa o żonie pana Krupińskiego i byłej dziewczynie pana Olewnika" - podkreśliła sędzia Mojkowska.
"Bardzo się cieszymy z tej decyzji. Sąd przyznał to, co i my twierdzimy - nie ma zazębiającego się łańcucha poszlak" - mówił po postanowieniu sądu mec. Grzegorz Bucholz, jeden z obrońców Krupińskiego. Dodał, że gdy jego klient wyjdzie na wolność, łatwiej będzie prowadzić obronę. Nie obawia się on matactwa ze strony swego klienta. Obrona decyzję sądu uznaje za "wygraną bitwę, ale za świadomością czekającej jeszcze wojny".
Tymczasem prokurator Dominika Mońko z prowadzącej śledztwo Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku nie uznaje decyzji sądu za porażkę prokuratury. "Nie oceniamy tego w takich kategoriach. Z decyzją sądu należy się pogodzić i nadal prowadzić postępowanie" - powiedziała PAP. Dodała, że w tej sytuacji prokuratura rozważa zastosowanie innych środków zapobiegawczych wobec Krupińskiego - możliwy jest dozór policji, poręczenie majątkowe i zakaz opuszczania kraju. Prokuratura chce przesłuchać jeszcze prawie 30 świadków - przebywających w zakładach karnych, odsiadujących wyroki w innych sprawach.
To najpoważniejsze walki wewnątrz Syrii od 2020 r. Zginęło w nich już ponad 250 osób.
W odpowiedzi władze w Seulu poderwały myśliwce i złożyły protest dyplomatyczny.
O spowodowanie uszkodzeń podejrzana jest załoga chińskiego statku Yi Peng 3.
Program stoi w sprzeczności z zasadami ochrony małoletnich obowiązującymi w mediach.
Seria takich rakiet ma mieć moc uderzeniow zblliżoną do pocisków jądrowych.
Przewodniczący partii Razem Adrian Zandberg o dodatkowej handlowej niedzieli w grudniu.
Załoga chińskiego statku Yi Peng 3 podejrzana jest o celowe przecięcie kabli telekomunikacyjnych.