publikacja 21.04.2016 15:14
Krzyk, jęk, krew. Na autostradzie A1 w Gorzyczkach zderzyły się dwa autokary - z Polakami i Czechami...
- Ne rozumim! Ne rozumim! - krzyczał jeden z Czechów do polskich strażaków, którzy zjawili się na miejscu zdarzenia po 9.30. - Dejte mu deku, jemu zima! - wołał inny, prosząc o koc dla leżącego, trzęsącego się z zimna kolegi. Mieszały się ze sobą krzyki i jęki rannych po polsku i czesku.
Wkrótce dołączyło do nich wycie syren zbliżających się z Polski i Czech wozów, oraz warkot lądującego śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratowniczego.
Tak wyglądały w czwartek 21 kwietnia przygotowane z rozmachem ćwiczenia „Autostrada 2016”. Mają przygotować służby do ewentualnych działań w czasie Światowych Dni Młodzieży. Uczestniczyło w nich ponad 20 instytucji, w tym polskie i czeskie służby.
Wśród poszkodowanych „pozorantów” było 30 Polaków i 30 Czechów. Ci drudzy mieli - dla utrudnienia - zakaz mówienia po polsku z ratującymi ich polskimi służbami.
Według scenariusza ćwiczeń doszło do zderzenia dwóch autobusów Przemysław Kucharczak /Foto Gość
O pierwszych wnioskach z ćwiczeń powiedział nam Grzegorz Kamienowski, zastępca dyrektora Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach. Zwrócił uwagę, że wśród czeskich służb, które szybko znalazły się na miejscu pozorowanego wypadku, zabrakło jednak tamtejszego pogotowia ratunkowego. I to nie dlatego, że nie chciało się ono włączyć, lecz z tego powodu, że przepisy zabraniają im przekraczać granicę.
Tymczasem to właśnie czeskie służby miały najbliżej. Z miejsca pozorowanego wypadku, położonego nad granicą, są już doskonale widoczne mieszkalne bloki czeskiego Nowego Bohumina.
„Ranni” zostali przewiezieni przede wszystkim do szpitali w Raciborzu, Wodzisławiu i Jastrzębiu.
Jednego z "rannych" zabrał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Przemysław Kucharczak /Foto Gość