Reklama

Różni, co nie znaczy...

Bywają sytuacje, gdy pewne obszary są wspólne. To przestrzeń wspólnego działania. Co z pozostałymi?

Reklama

Miała być kontynuacja tematu z poprzedniej niedzieli. Zebrałem nawet dość obfity materiał, a szef sugerował publikację. Jednak w trakcie analizy uświadomiłem sobie, że samo przedstawienie faktów, omówienie źródeł i ich interpretacja przekonanym są niepotrzebne, przeciwników zaś nie przekona. Problem leży gdzie indziej. Nie jest ważne (choć jest) o czym się dyskutuje, ale w jakim klimacie. A ten jest coraz bardziej niepokojący. O co chodzi zilustruję trzema krótkimi historiami.

Wracając niedawno do domu słuchałem trójkowej „Godziny prawdy”. Gość Michała Olszańskiego opowiadał o życiu w Iraku przed wojną. O szacunku, jakim darzyli się chrześcijanie i muzułmanie, wspólnym świętowaniu, wzajemnej pomocy. Aż nagle pojawił się jakiś polityk ogłaszający w tym drugim wroga. Ludzie żyjący w symbiozie – czego on jako dziecko zupełnie nie rozumiał – zaczęli do siebie strzelać. Rozpętał się trwający do dziś horror.

W 1993 roku byliśmy na Europejskim Spotkaniu Młodych w Monachium. Gościły nas dwie parafie – katolicka i ewangelicka – w jednej z okolicznych miejscowości. Gauting. Klimat jak w Iraku sprzed wojny. W pierwsze święto Bożego Narodzenia protestanci przychodzą na nabożeństwo do katolików, w drugie odwrotnie. Wspólna diakonia troszcząca się o prawie dwustu podopiecznych. Wspólnie też prowadzony sklep, z którego dochód przeznaczony jest na pomoc dwom afrykańskich wioskom, gdzie dzieci zostały bez rodziców. Na szczęście nikt, jak w czasach wojen religijnych, nie wpadł na pomysł, by zamiast uczyć się sztuki życia ze sobą i obok siebie, szukać wrogów i z nimi walczyć.

Te dwie historie to podstawowy wykład logiki. Na pierwszych zajęciach nasz profesor ilustrował stosunki między zakresami nazw nachodzącymi na siebie kołami. Bywają sytuacje, gdy pewne obszary są wspólne. To przestrzeń wspólnego działania. Co z pozostałymi? To przestrzeń szacunku dla innego. Bo inny, różniący się ode mnie, nie musi znaczyć wróg. Klasyfikowanie innego w kategorii wroga być może jest korzystne dla liczących na zwycięstwo w kolejnych wyborach polityków. Bez sensu z punktu widzenia Ewangelii, wprost przestrzegającej przed miłowaniem tylko tych, którzy nas miłują, czyli są do nas podobni.

To dobry moment, by przejść do trzeciej historii. Gdy w sobotę na Placu świętego Piotra przedstawiano Franciszkowi (proszę przedstawienia na placu nie mylić z prywatną audiencją) uczestników zorganizowanej przez Jesuit Refugee Servis konferencji na temat uchodźców członkowie Wspólnoty świętego Idziego ogłaszali otwarcie kolejnego mostu powietrznego. Samolotami Alitalii planuje się przerzucić z Bejrutu do Włoch przeszło tysiąc osób, żyjących w obozach dla uchodźców i tu stworzyć dla nich warunki życia i integracji. Tego samego dnia wróciła z Grecji pewna mieszkająca na terenie mojej parafii osoba. Ty jesteś z Polski? – pytano ją na miejscu i ze smutkiem, jak wyznała, kręcono głowami. „To znaczy z kraju egoistów, odwracających się plecami od problemu uchodźców… Zostawiliście nas samych…”

Egoistów nie… Przecież nie zajmujemy się sobą… Tropimy innych… Wrogów…

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
3°C Środa
wieczór
0°C Czwartek
noc
0°C Czwartek
rano
3°C Czwartek
dzień
wiecej »