W Moskwie w sobotę rano poinformowano o odnalezieniu kolejnych 17 ciał ludzi, którzy zginęli w poniedziałkowej katastrofie w Sajańsko-Szuszeńskej Elektrowni Wodnej na rosyjskiej południowej Syberii.
Tym samym oficjalna liczba ofiar wzrosła do 64 osób. Nadal trwają poszukiwania kilkunastu osób, uznawanych za zaginione.
Prace nad likwidacją skutków katastrofy prowadzi się przez okrągłą dobę, uczestniczy w nich ponad 2 tys. ludzi. Od soboty liczba ratowników ma być jednak stopniowo zmniejszana.
W piątek na miejscu katastrofy był premier Władimir Putin. Zapowiedział m.in. wypłaty odszkodowań rodzinom ofiar.
Także koncern RusHydro, do którego należy elektrownia, postanowił wypłacić po 1 mln rubli (ok. 92 tys. złotych) rodzinom zabitych. Jak podaje w sobotę rosyjska agencja ITAR-TASS, RusHydro "nie zamierza unikać odpowiedzialności" za tragedię i gotowy jest zwiększyć sumy odszkodowań.
Nadal nie wiadomo, co było przyczyną wypadku. Minister ds. sytuacji nadzwyczajnych Siergiej Szojgu utrzymuje niezmiennie, że było nią tzw. hydrouderzenie, czyli gwałtowny wzrost ciśnienia w jednym z kanałów, którymi woda spada na turbiny. Strona rosyjska kategorycznie wykluczyła możliwość zamachu, o jakim informowali czeczeńscy separatyści.
Wykorzystująca spiętrzenie wód górnego Jenisieju siłownia jest pod względem mocy zainstalowanej największą rosyjską hydroelektrownią, a na liście ogólnoświatowej zajmuje miejsce szóste. Katastrofa spowodowała całkowite wstrzymanie produkcji prądu. Według ocen rosyjskich ekspertów, co najmniej trzy spośród łącznie 10 turbogeneratorów trzeba będzie odbudować od podstaw.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.