Misja, na której pracuje o. Pączka w Republice Środkowoafrykańskiej kolejny raz znalazła się w centrum walk.
Rebelianci z ugrupowania Seleka zaatakowali wioski leżące wokół misji w Ngaoundaye, tuż przy na pograniczu z Czadem. W obawie o swe życie okoliczna ludność zaczęła szukać ratunku na misji. Mimo napiętej sytuacji kapucyni nie zamierzają opuścić powierzonych im ludzi. Zostają na misji, a wszystkich proszą o modlitwę o pokój i bezpieczeństwo. Jest tam obecnie dwóch zakonników oraz dwie polskie misjonarki ze Zgromadzenia Służebnic Matki Dobrego Pasterza.
„Odprawiłem Mszę, jak co niedzielę, a potem ludzie jeden za drugim zaczęli przyjeżdżać i pytać, czy mogą schować u nas dobytek – relacjonuje pracujący na tej misji o. Benedykt Pączka. - Najpierw przynosili motory, maszyny do szycia, krzesła, materace i inne cenne dla nich rzeczy, a następnie zaczęły się chronić u nas całe rodziny”. Obecnie na terenie misji jest kilkaset osób. Do ostrej strzelaniny doszło także po dzisiejszej Mszy. „Ludzie chronili się w kaplicy, salkach i ubikacjach. Rebelianci wtargnęli na nasz teren, jednak nikomu nic się nie stało. Splądrowali tylko budynki i ukradli m.in. żywność” – opowiada o. Pączka.
W wyniku alarmu podniesionego przez kapucynów do wioski dotarł we wtorek wieczorem oddział oenzetowskich sił pokojowych MINUSCA, który ma przywrócić bezpieczeństwo na tym terenie. Nie przeszkodziło to jednak w strzelaninie w wyniku której zginęło 5 osób i spalono 30 domów. W środę przed południem żołnierze MINUSCA przybyli na misję, by ochraniać zgromadzonych tam ludzi i misjonarzy. Sytuacja jednak cały czas jest napięta. Rebelianci stacjonują na obrzeżach Ngaoundaye, a przysłane siły są niewystarczające, by w razie starcia mogły zagwarantować bezpieczeństwo misjonarzom i ludności cywilnej. Stąd też apel do zwierzchnictwa MINUSCA, a także do nuncjusza apostolskiego w tym afrykańskim kraju o wysłanie wsparcia.
Mimo że od kilku miesięcy mówi się głośno o tym, że w Republice Środkowoafrykańskiej nastał pokój i sytuacja się normalizuje, to na terenach graniczących z Czadem i Kamerunem ginie ostatnio dużo więcej ludzi niż w czasie wojny.
Sytuacja w Ngaoundaye zaczęła eskalować w piątek 10 czerwca, gdy żandarmi zatrzymali grupę rebeliantów próbujących nielegalnie przegonić bydło do Kamerunu. Gdy ci nie zechcieli złożyć broni żandarmi otworzyli ogień do członków Seleki. Zginęło 14 rebeliantów. Trwające obecnie ataki są ich zemstą za akcję żandarmów.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.