W zleconym przez niemieckich żołnierzy bombardowaniu uprowadzonych przez talibów cystern w afgańskiej prowincji Kunduz zginęło 30 cywilów, a kolejnych dziewięciu zostało rannych - powiedział w niedzielę członek komisji powołanej przez prezydenta Hamida Karzaja do zbadania okoliczności tego zajścia.
W tamtym ataku, przeprowadzonym 4 września przez samolot amerykański, zginęło także 69 talibów, a 11 zostało rannych - powiedział agencji dpa i niemieckiej telewizji publicznej ARD członek komisji Mohammadullah Baktasz.
Jego zdaniem siły niemieckie zareagowały prawidłowo na uprowadzenie cystern z paliwem i w podobnej sytuacji inne siły zachowałyby się tak samo. "Gdyby te cysterny pozostały w rękach wroga, zostałyby wykorzystane w celach terrorystycznych" - oświadczył Baktasz.
Zbombardowanie cystern wciąż wywołuje wiele kontrowersji ze względu na ofiary wśród ludności cywilnej.
Niemiecka gazeta "Sueddeutsche Zeitung" pisała 10 września, że NATO uważa, iż niemiecki pułkownik Georg Klein, który wydał rozkaz zbombardowania uprowadzonych cystern z benzyną w okolicach Kunduzu na północy Afganistanu, przekroczył swoje kompetencje i błędnie ocenił sytuację.
Według gazety, ze wstępnego raportu zespołu dochodzeniowego międzynarodowych sił ISAF ma jasno wynikać, że Klein nie postępował zgodnie z obowiązującą procedurą dotyczącą rozkazów. Nie był upoważniony do podejmowania decyzji o takim znaczeniu bez konsultacji z kwaterą główną ISAF - twierdzą źródła w Sojuszu, na które powołał się dziennik.
Według tych źródeł, wsparcia lotniczego - tzw. Close Air Support, przysłanego na rozkaz niemieckiego dowódcy - można zażądać tylko wówczas, gdy żołnierze zostaną uwikłani w walkę.
Akcję w Kunduzie skrytykowały w miniony weekend niektóre kraje europejskie, w tym Francja, Szwecja, która przewodniczy obecnie UE, oraz Hiszpania. Krytyka ta wywołała irytację Berlina.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.