„Nie lekarski dyplom, lecz chęć szczera zrobią z ciebie abortera” - chciałoby się powiedzieć, czytając informację zamieszczoną dziś w Dzienniku. Jeśli ktoś miał wątpliwości, o co chodziło w głośnej sprawie procesu wytoczonego Polsce przez Alicję Tysiąc teraz już ich mieć nie może.
Realizując zalecenia Trybunału w Strasburgu, który skazał Polskę na wypłacenie Alicji Tysiąc odszkodowania za cierpienie spowodowane brakiem procedur odwoławczych od decyzji lekarza nie widzącego podstaw do dokonania zgodnej z polskim prawem aborcji, ministerstwo zdrowia przygotowuje projekt odpowiedniego rozporządzenia. Na jego mocy ma powstać komisja, do której odwoływać będą się mogły pacjentki. Tak informuje pani Anna Monkos w Dzienniku.
Walczącym o prawo do bezkarnego zabijania dzieci nienarodzonych projekt się nie podoba. Dlaczego? Lekarzowi ginekologowi dr Grzegorzowi Południewskiemu, na opinię którego powołuje się Dziennik dlatego, że komisja ma – maksymalnie – 30 dni na wydanie orzeczenia. „Jeśli kobieta będzie musiała zbyt długo czekać na orzeczenie komisji, istnieje ryzyko, że termin, w którym wolno dokonać zabiegu, minie” – ubolewa w wypowiedzi dla „Dziennika”. No fakt. Można nie wierzyć zapewnieniom p.o. rzeczniczki ministerstwa zdrowia, że komisja weźmie takie sprawy pod uwagę i bać się, że nie zdąży się zabić dziecka zgodnie z prawem.
Zupełnym kuriozum jest natomiast zastrzeżenie członkiń organizacji walczących o możliwość bezkarnego i niczym nie ograniczonego prawa do zabijania dzieci nienarodzonych. Ich przedstawicielka, Wanda Nowicka jest zdania, że dobrze by było skład takich lekarskich komisji uzupełnić o… przedstawicieli organizacji pozarządowych. Dlaczego? Jej zdaniem istnieje niebezpieczeństwo, że zasiadający w komisji lekarze raczej nie będą chcieli kwestionować wcześniejszych decyzji swoich kolegów po fachu.
Przyznam że przeczytaniu tej opinii mnie zatkało. Czy Pani Nowicka konsultuje się w kwestii swojego zdrowia z mechanikiem samochodowym albo księgową? Dlaczego o tym, czy istnieją medyczne przesłanki do przerwania ciąży miałby decydować pedagog, psycholog albo filozof?
Niestety, wiem dlaczego. Bo nie chodzi o obiektywną ocenę stanu faktycznego, ale o wprowadzenie boczną furtką aborcji na życzenie. Do tego dyplom z medycyny nie jest potrzebny.
Jeszcze jedno. Pani Anna Monkos w swoim artykuliku mija się z prawdą. Kiedy? Ano pisząc, że Alicji Tysiąc nie pozwolono usunąć ciąży, mimo iż groziła jej ślepota. Żaden badający sprawę polski sąd tego nie potwierdził. A powołał w tej sprawie biegłych ekspertów. Zaś Trybunał w Strasburgu na ten temat się nie wypowiadał, co chyba nawet kilka razy przypomniano w kilkudziesięciostronicowym wyroku. Pani Alicji Tysiąc wydawało się, że z powodu ciąży grozi jej utrata wzroku. Ale ludzkie obawy i poparta wiedzą medyczną ocena zagrożenia to zupełnie coś innego.
Sprostowania nie oczekuję. Gdyby się pojawiło, byłbym mile zaskoczony. Tyle że po latach dyskusji nie bardzo wierzę, że takie mijanie się z prawdą to dzieło pośpiechu czy przypadku.
«« | « |
1
| » | »»