Planowane zmiany w organizacji pracy dziennikarzy w Sejmie ograniczają dostęp mediów i obywateli do informacji - przekonywali dziennikarze na czwartkowej pikiecie przed Sejmem. Zaapelowali do marszałków Sejmu i Senatu o wycofanie się z - ich zdaniem - szkodliwych zmian.
Zgodnie z planowanymi przez Kancelarię Sejmu zmianami, w budynku F, poza głównym gmachem Sejmu, powstanie Centrum Medialne, które ma być kluczowym miejscem współpracy polityków z mediami. Obecnie dziennikarze pracują w budynku gmachu głównego, w którym odbywają się posiedzenia Sejmu. W planach jest też powołanie dwóch stałych korespondentów parlamentarnych na każdą redakcję.
Przedstawiciele kilkudziesięciu pikietujących przed Sejmem dziennikarzy poinformowali, że przekażą marszałkom Sejmu i Senatu: Markowi Kuchcińskiemu i Stanisławowi Karczewskiemu list, w którym apelują o wycofanie się z planowanych zmian w organizacji pracy dziennikarzy w Sejmie.
"Pod pozorem zapewnienia bardziej profesjonalnych i komfortowych warunków pracy, marszałek Sejmu ogranicza prawa dziennikarzy. W środę poznaliśmy szczegółowe propozycje nowych zasad pracy reporterów w Sejmie, to zmiany nie do przyjęcia, dlatego, że ograniczają mediom możliwość sprawozdawania prac parlamentu, ich efektem jest jedynie to, że politycy będą mogli skutecznie unikać dziennikarzy" - czytamy w liście.
Autorzy listu podkreślają, że obowiązkiem polityków jest rozmowa ze społeczeństwem za pośrednictwem mediów. "Budynek parlamentu nie jest sferą prywatną posłów i senatorów, to jest miejsce pracy, a jednym ze zobowiązań wobec wyborców jest komunikowanie się z opinią publiczną" - podkreślono w liście.
"Zmiany zaproponowane przez marszałka Sejmu naruszają art. 61 konstytucji, (który) daje obywatelowi prawo do informacji o władzy publicznej i osób pełniących funkcje publiczne, prawo to obejmuje m.in. wstęp na posiedzenie kolegialnych organów władzy publicznej, pochodzących z powszechnych wyborów z możliwością rejestracji dźwięku i obrazu" - czytamy w liście.
Autorzy listu zaapelowali do władz parlamentu o wycofanie się ze szkodliwych projektów, które utrudnią pracę mediów.
Ewa Milewicz (Gazeta Wyborcza) przypomniała, że władze w różnych okresach czasu próbowały ograniczyć prawo dziennikarzy, ale - jak zauważyła - nigdy nie doszło do takich ograniczeń. Jak oceniła, planowane ograniczenia są "kompletnie bez sensu". Jej zdaniem, ograniczenie pracy mediów w Sejmie, doprowadzi tylko do tego, że "posłowie będą nawzajem siebie fotografować i kompromitować".
Redaktor naczelny tygodnika "Newsweek" Tomasz Lis przekonywał, że nikt do tej pory nie odważył się zrobić takich ograniczeń, jakie są planowane przez obecne władze Sejmu. "Jesteśmy tutaj po to, aby powiedzieć, że to nie tylko dziennikarzom ogranicza się prawo dostępu do informacji, ale (przede wszystkim) widzom, czytelnikom, słuchaczom, podatnikom" - przekonywał Lis.
Jak mówił, każda władza, także PiS, ma swój kres. "Panie Kaczyński, nie jest pan panem i władcą tego kraju, jest pan sługą, pana pensje sponsoruje podatnik" - podkreślił Lis.
Katarzyna Kolenda-Zaleska (TVN i TVN24) przekonywała, że dziennikarze chcą dalej pracować w parlamencie, a nie urządzać polityczne demonstracje. "Politycy nas zmusili do tego, żebyśmy się tutaj dzisiaj spotkali. Mam nadzieję, że będziemy skuteczni" - zaznaczyła.
Dziennikarze na pikiecie trzymali transparenty, m.in.: "Marszałek jest cykor", "Urządzą nas po cichu", "Sejm chce być niemy".
Kancelaria Sejmu przekonuje, że nowe rozwiązania zapewnią dziennikarzom możliwość efektywnego wykonywania zawodu w bardziej profesjonalnych, również pod względem technicznym i komfortowych warunkach, godząc jawność życia publicznego, dostęp do informacji i wolność mediów ze tworzeniem lepszych warunków pracy, zarówno redaktorom, jak i parlamentarzystom.
Rzeczniczka PiS Beata Mazurek, pytana o nowe zasady pracy w Sejmie, powiedziała w czwartek, że wszystkie redakcje mają być reprezentowane w Sejmie. "Nie uważam, by prawa dziennikarzy były ograniczane" - podkreśliła.
Nasz komentarz:
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.
Raport objął przypadki 79 kobiet i dziewcząt, w tym w wieku zaledwie siedmiu lat.