Krakowska prokuratura wszczęła osobne śledztwo w sprawie nienależytej ochrony byłego hitlerowskiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau - poinformowała we wtorek PAP rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska.
Braki w ochronie uwidoczniła grudniowa kradzież napisu znad bramy wejściowej "Arbeit macht frei". Jak się okazało, kradzież ta przez kilka godzin pozostała niezauważona.
"Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami ze śledztwa dotyczącego kradzieży napisu wyłączono materiał dowodowy, który jest związany z ewentualnymi nieprawidłowościami w sprawowaniu ochrony w dniu, kiedy doszło do kradzieży" - powiedziała PAP prok. Marcinkowska.
Wytoczenie odrębnego śledztwa zapowiadał prokurator okręgowy w Krakowie Artur Wrona na konferencji prasowej w grudniu po odzyskaniu skradzionego napisu. Jak podkreślił, kradzież ujawniła także braki w ochronie b. obozu. "Nie ulega wątpliwości, iż teren obozu nie był należycie chroniony" - powiedział wówczas prok. Wrona.
Jak wyjaśnił, sprawcy dostali się na teren obozu bez trudu i niezauważeni. Przyjechali ok. godz. 18, po raz pierwszy usiłowali dokonać kradzieży ok. godz. 20.30-21. "Nikt z ochrony obiektu nie zauważył, że osoby te przemieszczały się w okolicy, sprawdzając, jak wygląda zabezpieczenie obozu" - mówił.
Jak wynika z ustaleń prokuratury, sprawcy kradzieży nie dysponowali nawet podstawowym sprzętem, np. drabiną. Weszli po siatce ogrodzenia, usiłując odkręcić napis widniejący nad bramą. Nie mieli odpowiednich narzędzi, musieli się wycofać i udać się do sklepu. Potem wrócili i dokonali kradzieży. Było to ok. godz. 24-1 w nocy. Teoretycznie brak napisu powinna zauważyć ochrona, dokonując obchodu terenu, jednak kradzież zauważono dopiero po godz. 5 rano.
Jak informował dyrektor muzeum w Oświęcimiu Piotr M. A. Cywiński, "w związku z kradzieżą historycznej tablicy z napisem +Arbeit macht frei+ niektóre procedury i priorytety bezpieczeństwa w Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau zostaną zmodyfikowane".
Z informacji uzyskanych przez PAP wynika, że trzech strażników z Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, którzy pełnili służbę w nocy, gdy skradziony został napis "Arbeit macht frei", zostało zawieszonych w obowiązkach. Toczy się w tej sprawie postępowanie wewnętrzne.
W związku z zarzutami rzecznik Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau Jarosław Mensfelt przypomniał, że placówka to prawie 200 hektarów powierzchni, ponad 150 budynków i ponad 300 ruin, kilometry ogrodzeń, wieże wartownicze, a także archiwa i zbiory. "W ostatnich latach placówka rozwinęła metody monitoringu i zabezpieczeń elektronicznych przede wszystkim w budynkach, gdzie przechowywane są archiwa i przedmioty poobozowe" - powiedział.
Mensfelt zaznaczył, że plan ochrony muzeum uzgadniany jest z policją, która nie zgłaszała do niego poważniejszych zastrzeżeń. "Ostatnia policyjna kontrola miała miejsce 7 sierpnia 2008 roku. Nie wykazała żadnych uchybień. Policjanci zalecili jedynie scalenie dwóch rodzajów dokumentów: tabeli służb dla byłego Auschwitz I i byłego Auschwitz II-Birkenau" - powiedział.
Tablica z historycznym napisem "Arbeit macht frei" znad bramy b. niemieckiego obozu została skradziona w piątek 18 grudnia nad ranem. Napis odnaleziono późnym wieczorem w niedzielę 20 grudnia we wsi Czernikowo koło Torunia. Przestępcy rozcięli go na trzy części. O udział w kradzieży podejrzanych jest pięciu Polaków. Z ustaleń prokuratury wynika, że działali na zlecenie pośrednika ze Szwecji.
Czterem podejrzanym w sprawie kradzieży Prokuratura Okręgowa w Krakowie postawiła zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, kradzieży napisu "Arbeit macht frei" oraz uszkodzenia tego napisu, będącego zabytkiem i dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury. Podobny zarzut - udziału w grupie przestępczej oraz nakłaniania do kradzieży i zniszczenia napisu - usłyszał piąty podejrzany. Cała piątka trafiła do aresztu na trzy miesiące.
Pod koniec ub. tygodnia prokuratura okręgowa w Krakowie wysłała wniosek o pomoc prawną do szwedzkiego ministerstwa sprawiedliwości.
Media podawały, powołując się na informacje szwedzkiej gazety "Aftonbladet", że według szwedzkich służb za zleceniem kradzieży stoi grupa tamtejszych neonazistów. Za pieniądze ze sprzedaży tablicy mieli przygotowywać atak terrorystyczny. W niedzielę w brytyjskim "Sunday Mirror" ukazał się artykuł, w którym autorzy sugerują, że zleceniodawcą kradzieży był Brytyjczyk, a pośrednikiem szwedzcy neonaziści.
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.