Szef prezydenckiej kancelarii Władysław Stasiak komentując dla PAP czwartkową decyzję Donalda Tuska o niekandydowaniu w wyborach prezydenckich w 2010 roku ocenił, że charakteryzuje ją "jakaś straszna doraźność i nerwowość".
Jak zaznaczył, podobnie jak jego zdaniem zdecydowana większość Polaków nie zgadza się z poglądem wyrażonym przez premiera, że pełnienie urzędu prezydenta to tylko zaszczyt i mieszkanie w pałacu.
Tusk informując, że nie będzie startował w wyścigu o urząd prezydenta w 2010 roku powiedział, że wybory prezydenckie są ważne, ale stawką w nich "jest bardziej prestiż i wielki zaszczyt, ale nie władza i instrumenty do dobrego i skutecznego rządzenia".
"Wydaje się rzeczą oczywistą, że więcej dobrych rzeczy, więcej trudnych zadań zrealizujemy, ja osobiście zrealizuję, mając te instrumenty rządzenia w ręku, a nie mieszkając w pałacu" - dodał premier.
Stasiak w reakcji na te słowa podkreślił, że takie postrzeganie funkcji prezydenta jest sprawą szefa rządu. "My mamy swoją robotę, a to są dylematy pana premiera" - ocenił.
Przyznał, że informacja o niestartowaniu Tuska jest istotna, jednak - jak podkreślił - szkoda, że "tak nagle i w biegu podawana" i szkoda, że z takim uzasadnieniem. Pytany o decyzję o ponownym kandydowaniu Lecha Kaczyńskiego odparł, że "pan prezydent sam ogłosi swoją decyzję".
"Zapewniam, że nie będzie to decyzja gwałtowna, w biegu, podejmowana tak doraźnie" - powiedział Stasiak. Jak dodał, ogłoszenie decyzji prezydenta będzie przygotowane i nie będzie "z zaskoczenia".
Minister zaznaczył, że jeżeli według premiera urząd prezydenta "jest tak nieistotny i polega tylko na zamieszkiwaniu w pałacu", to pytanie, kto z polityków Platformy Obywatelskiej zdecyduje się startować w tych wyborach.
Według Stasiaka, powstaje pytanie, czy wymieniani jako potencjalni kandydaci PO na urząd prezydenta - Bronisław Komorowski i Radosław Sikorski uważają, że prezydentura ma jakieś znaczenie czy też zgadzają się z poglądem premiera. "Jeżeli podzielają pogląd premiera, to się mocno zastanowią, zanim zdecydują się w ogóle przemierzać do tego urzędu" - ocenił minister.
Jak jednak podkreślił, dla niego ważne jest, iż prawie 90 proc. Polaków uważa, że prezydent powinien być wybierany w wyborach powszechnych.
Z sondażu GfK Polonia dla "Rzeczpospolitej" wynika, że 82 proc. Polaków uważa, że głowa państwa powinna być wybierana w wyborach powszechnych, a zaledwie 13 proc. Polaków zdecydowałoby, żeby prezydenta wybierało Zgromadzenie Narodowe, czyli połączone obie izby parlamentu.
"To znaczy, że ci ludzie marnują czas, wybierając prezydenta, głowę swojego państwa, w wyborach prezydenckich? Idą tylko po to, żeby wybrać nowego lokatora w pałacu? Chyba nie" - podkreślił Stasiak. Jego zdaniem, wszyscy ci, którzy idą na wybory prezydenta, mają inne zdanie niż pan premier o roli głowy państwa w Polsce.
Odnosząc się do słów Tuska, że woli on realną władzę niż zaszczyty odparł, że strona prezydencka namawiała rząd, żeby skupić się na polityce merytorycznej, sprawach konkretnych, a nie propagandzie. Jak zaznaczył, prezydentowi Kaczyńskiemu bardzo zależy na powrocie "do polityki prawdziwej, a nie propagandowej". Jak mówił, dlatego m.in. ostatnio została powołana Narodowa Rada Rozwoju przy prezydencie, żeby podejmować poważną dyskusję o najważniejszych dla kraju sprawach.
Jednocześnie wypomniał, że nadal nie ma zapowiadanego przez premiera projektu konstytucji czy ustawy antykorupcyjnej. "To są właśnie konkrety" - podkreślił Stasiak.
Pytany, czy jest zaskoczony decyzją Tuska odparł, że podejrzewa, że jest nią zaskoczona także pewna część parlamentarzystów PO.
Sławomir Neumann (PO) powiedział w czwartek dziennikarzom, że oczekiwał innej decyzji Tuska. Podkreślił jednak, że - skoro premier tak postanowił - decyzję tę należy uszanować.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"
Wydarzenie mogło oglądać na ekranach telewizorów ponad 500 milionów ludzi na całym świecie.