Reklama

Tusk: Nie byłem źródłem przecieku

Premier Donald Tusk zeznał przed komisją śledczą, że b. szef CBA Mariusz Kamiński, informując go o kontaktach biznesmenów z branży hazardowej z politykami PO, nie mówił o przestępstwie. Ocenił zachowanie Kamińskiego jako niestandardowe i zmuszające go do podjęcia nietypowych działań.

Reklama

Premier oświadczył też, że nie był źródłem przecieku o działaniach CBA w sprawie tzw. afery hazardowej. Nie wykluczył tego w swoich zeznaniach przed komisją były szef CBA Mariusz Kamiński.

Tusk przekonywał, że to opublikowanie w październiku w mediach stenogramów z przeprowadzonych przez CBA podsłuchów rozmów Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego z biznesmenami branży hazardowej "rozbiło" sprawę, nad którą pracuje komisja.

Jak zaznaczył, politycy usiłują wykorzystać przeciwko niemu i jego rządowi "teorię przecieku". "Nie trzeba tej teorii formułować. Tak, przeciek w tej sprawie miał miejsce. Cała Polska czytała materiały z podsłuchów w jednym z głównych polskich dzienników. Możemy udawać, bo tak jest wygodniej, (...) tak poprawnie jest, że nie wiemy, kto jest autorem prawdziwego przecieku. Państwo dobrze wiecie, gdzie był przeciek, kto ten przeciek spowodował i dlaczego cala Polska ten przeciek czytała" - powiedział. Nie sprecyzował jednak, o kogo chodzi.

W pierwszej części czwartkowego przesłuchania przed komisją śledczą, premier stwierdził, że nie przeszkadza mu sformułowanie "afera hazardowa". Jak dodał, rezygnacje Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego z funkcji w partii i rządzie, świadczą o tym, że "mamy do czynienia ze sprawą hazardową".

Jednocześnie premier powiedział, że przekazana mu w sierpniu 2009 r. analiza CBA na temat przebiegu prac nad zmianami w tzw. ustawie hazardowej nie była dla niego dokumentem wiarygodnym. Tusk stwierdził, że od szefa CBA otrzymał informację o charakterze niestandardowym, bo analiza zawierała bulwersujące fragmenty, z których mogło wynikać, że Drzewiecki i Chlebowski angażowali się w prace nad nowelą ustawy hazardowej w sposób co najmniej dwuznaczny.

"Z tej analizy, z tego materiału wynikało jednoznacznie, że jest to sposób naganny i budzący wątpliwości" - podkreślił szef rządu.

Szef rządu zaznaczył, że to, co Kamiński przedstawił mu jako kompromitujące Zbigniewa Chlebowskiego rozmowy o ustawie hazardowej, później okazały się rozmowami na inny temat. Chodzi o słynny już fragment podsłuchu z rozmowy biznesmena z branży hazardowej Ryszarda Sobiesiaka z Chlebowskim, w którym padają słowa "na 90 proc. Rysiu załatwimy". Jak się okazało, wypowiedź ta nie dotyczyła prac nad projektem nowelizacji ustawy hazardowej, a sprawy przedłużenia pozwolenia na działalność jednej firmy hazardowej Sobiesiaka.

"Dlaczego o tym mówię? Jeśli mnie pan pyta, czy dla mnie ten dokument, ta analiza była wiarygodna - odpowiadam: nie. Między innymi dlatego, że zwrócono moją uwagę, pan minister (Jacek) Cichocki zwrócił uwagę, że jest dość oryginalnie skomponowana - to znaczy jest opis interpretacyjny i wybrane fragmenty podsłuchów. Więc był to w tym sensie materiał osobliwy" - powiedział szef rządu.

Premier oświadczył jednocześnie, że Kamiński powiedział mu na spotkaniu 14 sierpnia, że "w tej sprawie nie ma materiałów, które upoważniałyby go do doniesienia do prokuratury". "Więc nie informuje mnie o popełnieniu przestępstwa, tylko informuje mnie o złych zdarzeniach" - relacjonował Tusk. Dodał, że gdyby w przekazanym mu przez CBA materiale były informacje wskazujące na działania przestępcze, to zawiadomienie do prokuratury powinien złożyć ówczesny szef tej służby.

"Na podstawie tego materiału w żadnym wypadku ja nie mógłbym sformułować doniesienia do prokuratury; tym bardziej, że na podstawie dużo szerszego materiału jakim dysponowało CBA - bo przecież nie analizy, tylko rocznego materiału z podsłuchów etc. - także pan Mariusz Kamiński, o czym świadczą fakty (...), w lipcu, w czerwcu, pod koniec 2008 r., 14 sierpnia (2009r. - PAP) ani 20 sierpnia nie poszedł z tym do prokuratury" - argumentował szef rządu.

"Jednoznacznie - i było to także potwierdzone moimi i ministra Cichockiego dociekaniami, czy pytaniami do niego (Kamińskiego) - powiedział, że pokazuje mi to, bo oczekuje, żebym ja podjął działania, bo jego działania na tym etapie właściwie się wyczerpują i że nie składa doniesienia do prokuratury, bo nie ma powodów czy znamion przestępstwa takich, które umożliwiłyby mu tę normalną, rutynową drogę" - relacjonował premier spotkanie z Kamińskim (14 sierpnia), w którym uczestniczył także sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacek Cichocki.

Dodał, że Cichocki, odprowadzając Kamińskiego po spotkaniu, dopytywał go jeszcze - co też Cichocki "szybko przekazał" premierowi - "czy to oznacza, że mamy do czynienia z przestępstwem i co w związku z tym CBA ma zamiar zrobić". Jak mówił premier, Kamiński powtórzył Cichockiemu to, co mówił wcześniej na spotkaniu, że będzie wprawdzie prowadzona jeszcze przez CBA analiza prawno-karna, ale na tym etapie nie ma mowy o doniesieniu do prokuratury.

Tusk stwierdził przy tym, że taka analiza prawna-karna, dotycząca zachowania głównych bohaterów tzw. afery hazardowej, nie powstała. "To, co nazwalibyśmy analizą prawno-karną i co otrzymałem wskutek ponaglenia właściwie niewiele ułatwiło mi zadanie" - mówił premier. Według niego, analiza prawno-karna w tej sytuacji oznaczała procedurę i sposób dalszego postępowania jego, jako szefa rządu, oraz CBA w całej sprawie. "Ona tak naprawdę nie powstała" - powiedział.

Premier podkreślił, że sytuacja, w której szef służby informuje go o nieprawidłowościach w procesie legislacyjnym, swoją informację opatruje "soczystymi" fragmentami podsłuchów, a jednocześnie mówi, że póki co, nie ma znamion przestępstwa wystarczających, aby złożyć doniesienie do prokuratury, wydawała mu się nietypowa. "Szef CBA stwierdził, że jako szef służby oczekiwałby od premiera działania na własną rękę, w tym przede wszystkim zabezpieczenia procesu legislacyjnego. Tę rekomendację przyjąłem z dobrą wiarą" - dodał Tusk.

Premier podkreślił jednocześnie, że sposób zachowania Kamińskiego, materiał, jaki mu dostarczył, rekomendacje i wszystko to, co o nim wiedział, powodowało, że od 14 sierpnia zdawał sobie sprawę, a później rozumiał coraz lepiej, że ma do wykonania "zadanie niezwykle trudne".

"Po pierwsze (...) wyjaśnienie, w jakich miejscach ustawa jest pisana pod czyjeś zamówienie. Po drugie (...) musiałem zacząć wyjaśniać rolę poszczególnych polityków, którzy znaleźli się w tym materiale, po to, by sobie wyrobić własne zdanie na temat ich działania, także po to, by ewentualnie później wyciągnąć wobec nich konsekwencje" - mówił premier.

Ponadto - kontynuował premier - musiał "robić to ze świadomością - będąc dyskretnym i powściągliwym - że te dziwne, nietypowe rekomendacje zgłasza Mariusz Kamiński, o którym nie miał wątpliwości, że jest nacechowany politycznym subiektywizmem, że działa często emocjonalnie i jest człowiekiem, do którego ma - jako do szefa służby - ograniczone zaufanie".

Premier podkreślił, że zachowanie Kamińskiego budziło jego wątpliwości, a rekomendacje, jakie formułował wobec niego jako szefa rządu były niestandardowe. "Miałem wrażenie, że pewne podejście do rzeczywistości każe szefowi CBA wierzyć, że głównym zadaniem premiera jest zastąpić prokuraturę, kontynuując pracę CBA, a najlepiej jeszcze aparatury podsłuchowej" - mówił.

Tusk zaznaczył, że nie jest rolą szefa rządu zastępowanie służb, nawet po otrzymaniu takiej informacji i w związku z tym, że "szef służby mówi: +ja już więcej nic nie mogę zrobić+". Jego zdaniem, na tym polega "niestandardowość" sytuacji, w jakiej się znalazł po rozmowie z Kamińskim.

Wielokrotnie był pytany przez śledczych o swoje spotkania z Mirosławem Drzewieckim (19.08.09) i Zbigniewem Chlebowski (26.08.09), w których uczestniczył też wicepremier Grzegorz Schetyna. Tusk powiedział, że jego rozmowy i spotkania z Drzewieckim i Chlebowskim miały na celu "możliwie skuteczne zrealizowanie rekomendacji wynikających z pierwszego spotkania z Mariuszem Kamińskim".

Jak dodał, uznał, że wykonanie tych rekomendacji - nawet jeśli jest to bardzo niestandardowe i trudne działanie - za swój obowiązek. Zwłaszcza w sytuacji - mówił premier - gdy "CBA nie chce tej sprawy dalej wyjaśniać a przynajmniej czasowo uważa, że swoją robotę zakończyło, co Kamiński powiedział expresis verbis".

Jak mówił, zdawał sobie sprawę z dylematu przed jakim postawił go szef CBA, "czy podjąć działania, a w związku z tym pewne ryzyka, czy nie podjąć żadnych działań, a związku z tym pewne (inne) ryzyka".

Bartosz Arłukowicz (Lewica) pytał dlaczego po uzyskaniu informacji od Kamińskiego najpierw spotkał się z Drzewieckim, a nie z wiceministrem finansów Jackiem Kapicą, który "wiedział najwięcej o tej ustawie i prowadził ją od początku i nie był uwikłany w żadną sprawę w analizie CBA". Poseł sugerował, że to właśnie od Kapicy premier dowiedziałby się o zainteresowaniu nowelizacją Chlebowskiego i wielu uwagach zgłaszanych przez wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda.

Premier tłumaczył, że dla niego kolejność spotkań nie miała znaczenia, gdyż głównym celem jaki sobie postawił było "zbudowanie obrazu tego, co się działo w czasie procesu legislacyjnego". "Z mojego punktu widzenia rozmowa z Drzewieckim była równie istotna jak rozmowa z Kapicą i Rostowskim" - zaznaczył.

Premier dopytywany, czy nie bał się, że po rozmowie z Drzewieckim i Chlebowskim politycy ci domyślą się, że dzieje się coś złego, odparł, że każda taka rozmowa mogła spowodować przeświadczenie, że jego zainteresowanie jest ponadstandardowe. "Każdy, kto ma nieczyste sumienie, może być zaniepokojony faktem, że z nim rozmawiam" - stwierdził. Dodał, że brał taką ewentualność pod uwagę, ale jak zaznaczył, alternatywą było niepodjęcie działań i rozmów.

Premiera pytano także, czy kiedykolwiek przed 26 sierpnia 2009 r. wzywał do siebie Chlebowskiego, żeby wyjaśnić jego ponadstandardowe zainteresowanie jakąkolwiek inną ustawą. "Nie mam w pamięci tego typu spotkań i nie wydaje mi się, aby w tym czasie od kiedy zostałem premierem do 26 sierpnia (...) żebym kiedykolwiek prosił o ekskluzywne tete-a-tete spotkanie ze Zbigniewem Chlebowskim" - powiedział Tusk.

Chlebowski zeznał z kolei przed komisją śledczą, że idąc 26 sierpnia 2009 r. na spotkanie z premierem nie był zdziwiony tym zaproszeniem, gdyż "zdarzały się już spotkania, na których premier prosił o wyjaśnienia ws. jakiegoś projektu". "Takich spotkań u pana premiera było naprawdę wiele. Każda ustawa, która budziła kontrowersje, jakieś uwagi, czy była przedmiotem troski pana premiera powodowała jego prośbę o spotkanie" - powiedział śledczym Chlebowski.

Tusk tłumaczył również, dlaczego zależało mu na obecności Schetyny podczas jego spotkania z Chlebowskim 26 sierpnia 2009 r. Jak tłumaczył, o ile wobec Drzewieckiego miał "pełną swobodę decyzji na przykład, jeśli chodzi dymisję", ponieważ minister był jego podwładnym w rządzie, to Chlebowski był szefem klubu. "Obecność Grzegorza Schetyny (...) wydawała mi się zasadna, jeśli chodzi o przyszłe decyzje, gdybym musiał je podejmować w odniesieniu do Zbigniewa Chlebowskiego" - dodał.

Odnosząc się do spotkania z Drzewieckim i Schetyną 19 sierpnia premier powiedział, że nie chciał, by Grzegorz Schetyna słyszał jego rozmowę z Drzewieckim (na temat prac nad zmianami w ustawie hazardowej), dlatego były wicepremier uczestniczył tylko w części tego spotkania.

Tusk podkreślił, że gdy Schetyna przybył na spotkanie jego uczestnicy w sposób "naturalny" przeszli na temat kosztów związanych z budową Stadionu Narodowego. Według relacji Tuska druga część spotkania była próbą "przekonania go, aby przypilnował, by te środki były zapewnione".

Premier był pytany, dlaczego w kalendarium, które jego kancelaria opublikowała w październiku po wybuchu afery hazardowej, nie ma informacji o udziale Schetyny w spotkaniu 19 sierpnia. Odparł, że w kalendarium umieszczono kluczowe zdarzenia i spotkania, które miały bezpośredni związek z pracami nad zmianami w ustawie hazardowej. Tusk tłumaczył, że informował sekretarza Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacka Cichockiego, który był autorem kalendarium, o udziale w spotkaniu 19 sierpnia tylko Drzewieckiego, ponieważ "w tej części, w której odsłuchiwał ministra sportu pod kątem procesu legislacyjnego byli we dwóch".

27 sierpnia Chlebowski rozmawiał o sprawie ustawy hazardowej z wiceministrem finansów Jackiem Kapicą. Po tym spotkaniu Kapica sporządził notatkę dla ministra finansów Jacka Rostowskiego. O ten dokument pytał Tuska Arłukowicz.

Premier zeznał, że pytał Rostowskiego, "czy ta notatka i spotkanie wnosi cokolwiek nowego do sprawy; czy jest tam coś o czym musi wiedzieć". "Minister Rostowski uznał, że nie ma tam nic takiego, co było istotne z mojego punktu widzenia" - podkreślił Tusk. Jak powiedział, gdybym miał intencję ostrzegania kogoś w sprawie afery hazardowej, to posiadanie natychmiastowego dostępu do wszystkich materiałów "byłoby jego pierwszą potrzebą". "Nie miałem w sobie nadgorliwości, że muszę każdy dokument oglądać, jeśli on nie wnosi nic nowego do procesu, którym się zająłem - odczytania intencji i działań tych, którzy uczestniczą w procesie legislacyjnym" - mówił premier.

Arłukowicz zwrócił z kolei uwagę, że w notatce Kapica napisał, że Chlebowski "wyraził zdumienie dziwnym zamieszaniem wokół ustawy hazardowej" oraz wyraził opinię, że "nigdy jego intencją nie było wpływanie na przebieg procesu legislacyjnego" w pracach nad projektem zmian w ustawie hazardowej. "To jest przeciek, aksamitny, ale przeciek" - ocenił poseł Lewicy.

Tusk odparł, że "to jest informacja o tym, że Chlebowski spotyka się z Kapicą w dzień po spotkaniu, na którym on pyta go o szczegóły jego działania wokół ustawy". Jak dodał, nie widział w tym nic zaskakującego, że Chlebowski chciał rozmawiać z wiceministrem finansów, widząc zainteresowanie premiera sprawą.

Arłukowicz podkreślił natomiast, że materiał CBA przedstawiony w sierpniu premierowi przez Kamińskiego na temat tzw. afery hazardowej był tajny. "Chlebowski poszedł do Kapicy, a Kapica stworzył notatkę Rostowskiemu. Idzie ciąg zdarzeń" - mówił poseł Lewicy. Premier odpowiedział, że informacje zawarte w materiale Kamińskiego "nie były w najmniejszym stopniu przedmiotem rozmów".

Jak zaznaczył, z góry zakładał, że rozmowy na temat procesu legislacyjnego i zachowania poszczególnych osób w procesie legislacyjnym będą rozmowami trudnymi, bo będzie musiał wysłuchiwać ich wyjaśnień i relacji, a w dodatku, "gdy będzie czuł, że są nieprawdziwe albo nie są zgodne z analizą Kamińskiego i tak nie będzie mógł w sposób znaczący reagować".

"Nie mogłem dawać do zrozumienia, że wiem coś więcej niż oni mi mówią. Stąd niewykluczona dezorientacja i niepewność Chlebowskiego, bo nie miał powodów domyślać się czegokolwiek. Stąd być może chęć dowiedzenia się czegokolwiek od Kapicy - dodał Tusk.

Premier powiedział też, że działania związane z tzw. aferą hazardową były tylko wycinkiem jego działalności jako szefa rządu "niezależnie od tego jak bardzo przykre elementy w tej sprawie dotyczyły" jego współpracowników.

Zaznaczył też, że od 14 sierpnia do października, kiedy media ujawniły tzw. aferę hazardową, miał na głowie jako premier, wiele innych ważniejszych spraw, niż badanie ewentualnych nieprawidłowości w pracach nad nowelą ustawy hazardowej. "To nie jest tak, jak niektórzy chcieliby widzieć, że premier polskiego rządu od rana do wieczora podnieca się podsłuchami Mariusza Kamińskiego. Naprawdę tak nie jest" - mówił. Wyliczył też zestaw innych spraw, którymi się wtedy zajmował.

Tusk pytany był też o spotkanie z 16 września 2009 r. z Kamińskim. Jak zaznaczył, tematem tego spotkania stała się "bardzo burzliwa" reakcja Kamińskiego na postawienie mu zarzutów przez prokuraturę w Rzeszowie w sprawie przekroczenia uprawnień w ramach działań CBA w sprawie tzw. afery gruntowej.

"W mojej pamięci to spotkanie odbiło się przede wszystkim swoim finałem, ponieważ w trakcie tego spotkania - ono zresztą długie nie było - minister Kamiński sformułował wobec mnie, czy także prokuratury, bardzo poważne zarzuty" - powiedział Tusk. Jak zeznał, były to bardzo emocjonalne zarzuty, z których wynikało, że "Kamiński jest przekonany, że prokuratura pracuje i formułuje wobec niego zarzuty po to, by on nie mógł dokończyć sprawy, o której poinformował premiera 14 sierpnia" (afery hazardowej).

Jak mówił Tusk, Kamiński jednoznacznie wskazał na zależność między zarzutami, jakie mu stawia prokuratura ws. afery gruntowej, a sprawą hazardową. Premier mówił, że był zaskoczony taką jednoznacznością i dlatego zapytał Kamińskiego, skąd ma takie przekonanie. Kamiński - relacjonował Tusk - odparł, że ma tę wiedzę od prokuratora, który miał w opinii Kamińskiego takim naciskom podlegać. Podał także premierowi jego nazwisko. Z materiałów opublikowanych w październiku przez kancelarię premiera wynika, że chodzi o prokuratora Bogusława Olewińskiego.

Jak mówił Tusk, bezpośrednim efektem tego spotkania było wezwanie przez niego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Andrzeja Czumy i polecenie mu, by "sprawę natychmiast osobiście wyjaśnił". Premier zeznał, że Czuma poinformował go, iż prokurator wskazany przez Kamińskiego "zaprzeczył w sposób kategoryczny, aby kiedykolwiek ulegał jakimkolwiek naciskom".

Jak ocenił szef rządu, spotkanie z Kamiński zakończyło się dramatycznie. "Uświadomiłem ministrowi Kamińskiemu, że formułuje bardzo poważne zastrzeżenia i zarzuty - tym bardziej, że z mojego punktu widzenia one miały absurdalny charakter, ale nie zmienia to faktu, że miały bardzo poważny wymiar; to były ciężkie oskarżenia" - powiedział Tusk. Jak dodał, po spotkaniu Kamiński poprosił go o urlop, na co on się zgodził.

Premier zaznaczył, że na tematy związane z hazardem nie rozmawiano 16 września długo. Kilka dni przed spotkaniem 16 września Kamiński wysłał premierowi analizę dotycząca przecieku w sprawie tzw. afery hazardowej. "To, co było istotą tego materiału, a więc podejrzenie, że nastąpił jakiś przeciek, ta informacja w rozmowie między nami została wyartykułowana, ale ciężarem rozmowy były oskarżenia ministra Kamińskiego, że prokuratura go gnębi" - powiedział premier.

Tusk był pytany czy przed spotkaniem z Kamińskim zapoznał się z analizą CBA na temat przecieku. Relacjonował, że materiał ten wpłynął przed weekendem i wówczas Cichocki poinformował go tylko, że powinien zapoznać się z tym materiałem w nadchodzącym tygodniu. Jak mówił, okazją do zapoznania się z tym materiałem i rozmowy na jego temat miało być właśnie spotkanie 16 września po posiedzeniu Kolegium ds. Służb Specjalnych.

Beata Kempa (PiS) pytała premiera, na jakiej podstawie odwołał Kamińskiego ze stanowiska szefa CBA (doszło do tego 13 października 2009 roku). "Na podstawie ustawy o CBA w związku z postawieniem mu zarzutów przez prokuraturę" - odparł Tusk.

Premier pytany był też o wątek prac nad nową ustawą hazardową. Powiedział, że sprawa nowelizacji ustawy hazardowej pojawiła się na spotkaniu 30 lipca 2009 r. w kontekście możliwych dodatkowych wpływów budżetowych. Zaznaczył jednak, że nie wydał wtedy polecenia przygotowania projektu nowej ustawy. "Nie było zadania: +przygotujcie projekt nowej ustawy+. Była intencja, że być może będziemy przygotowywali nową ustawę bardziej restrykcyjną, ale musimy zdobyć więcej informacji" - dodał.

Premier tłumaczył, że - na spotkaniu 30 lipca, w którym wziął udział także szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Michał Boni oraz wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska - chodziło mu o informacje dotyczące przepisów europejskich w kwestii hazardu, rozwiązań w innych krajach UE dotyczących dopłat lub podatku oraz informacji na temat zagrożeń związanych z rozwojem rynku automatów do gier.

Wtedy - relacjonował premier - doszło do "dość długiej dyskusji" na ten temat. Tusk mówił, że pytał o to, co takiego działo się w Ministerstwie Finansów przez ostatnie lata, że państwo nie zarabia na tym sektorze. Jak zaznaczył, rozmowa toczyła się wokół tego, czy hazard może być dużym dostarczycielem środków do budżetu i czy rozwiązania, które doprowadziłby do rozwoju branży, nie wywołałoby negatywnych skutków społecznych.

Szef rządu podkreślał, że nie przewidywał wówczas wizyty Mariusza Kamińskiego, podczas której - dwa tygodnie później, 14 sierpnia - dostał informację o akcji CBA dotyczącej kontaktów z biznesmenami z branży hazardowej z politykami PO, bo - jak zaznaczył - ówczesny szef Biura nie informował go o sprawach, które prowadził.

W trakcie przesłuchania doszło do spięcia między posłanką Beatą Kempą (PiS) a premierem. Posłanka PiS pytała szefa rządu o notatkę sporządzoną przez Kapicę 28 lipca 2008 r. Premier mówił, że latem 2008 r. pojawiły się publikacje, które "robiły szum wokół projektu zmian w ustawie hazardowej" i "w sposób fundamentalny zaatakowały to, co się dzieje". Jak mówił, zwrócił się do ówczesnego szefa swego gabinetu politycznego Sławomira Nowaka, by poprosił wiceministra Kapicę o informacje, "czy wszystko jest z ustawą tak, jak tego oczekuje minister finansów".

Pytany przez Kempę, czy czytał notatkę sporządzoną przez Kapicę z 28 lipca 2008 r. odpowiedział: "Nie wykluczam, że w tym przypadku minister Nowak przekazał mi oprócz tej notatki, która uzyskała później obieg urzędowy, bo ona przecież nie była poufna, trafiła na pewno do kancelarii, podejrzewam, że także do Komitetu Stałego Rady Ministrów, chociaż nie sprawdzałem tego. Natomiast od ministra Nowaka uzyskałem tylko odpowiedź, która brzmiała mniej więcej w taki sposób, jak sądzę, bo jest to rekonstrukcja na podstawie dokumentów, że z punktu widzenia ministra finansów wszystko jest w porządku" - powiedział premier.

Po tej wypowiedzi Kempa zaczęła zadawać kolejne pytania, w których stwierdziła, że Tusk określił notatkę jako poufną. Premier zdecydowanie zaprzeczył. Kempa utrzymywała jednak, że tak było, mówiła m.in. że "nie jest głucha". Ostatecznie Tusk poprosił o przerwę i odsłuchanie jego wypowiedzi, gdyż - jak zaznaczył - jest w 100 proc. pewien, że nie użył takiego sformułowania, zeznaje pod przysięgą, a posłanka PiS podważa w tym momencie jego wiarygodność.

Po przerwie szef komisji Mirosław Sekuła (PO) odczytał stenogram wypowiedzi premiera, sporządzony po jej odsłuchaniu, gdzie w kontekście notatki padają słowa, że "ona przecież nie była poufna". "Wszelkie wątpliwości zostały wykluczone" - podsumował. Wtedy Kempa - zwracając się do premiera - powiedziała, że absolutnie nie miała na celu wprowadzenie go w błąd. "Bardzo przepraszam" - powiedziała. Skarżyła się przy tym m.in. na dość słabą akustykę w sali, w której odbywa się przesłuchanie i dość duży poziom zmęczenia posłów komisji śledczej.

Jednocześnie dodała, że sytuacja ta pokazuje, iż dzięki premierowi można mieć stenogram z przesłuchania "w jednej chwili", gdy tymczasem sejmowi śledczy na stenogramy poprzednich przesłuchań - np. b. wicepremiera Grzegorza Schetyny, który zeznawał w środę - potrzebne przy spotkaniu z premierem będą mieli dopiero za kilka dni.

Premier - odnosząc się do całej sytuacji - powiedział m.in., że "to nie jest kwestia technicznej słyszalności", tylko elementarnego zaufania do siebie. Dodał, że źle by było, gdyby (sejmowi śledczy i świadkowie) podważali co chwilę swą wiarygodność.

Odnosząc się do notatki Kapicy, premier powiedział ponadto, że "na tle relacji prasowych brzmiała uspokajająco, że wszystko idzie w stronę, w którą wyobrażał sobie minister finansów", "prace biegną tak, jak miały biec, Komitet Stały kończy pracę, a to, co budzi największe emocje, czyli dopłaty, są utrzymane".

W swojej notatce wiceminister finansów informował premiera, że 17 lipca 2008 roku projekt zmian w ustawie hazardowej był przedmiotem obrad Komitetu Stałego Rady Ministrów. Dzień później - jak pisał Kapica - do resortu finansów wpłynęła uwaga Ministerstwa Gospodarki, że poszerzenie katalogu gier objętych dopłatami "może pogorszyć warunki ekonomiczne tej działalności". Kapica podkreślił jednak w notatce, że uważa za zasadne "utrzymanie w projekcie ustawy regulacji dotyczących dopłat".

Szef rządu zeznał także, że osobiście nie zetknął się z lobbingiem w sprawie ustawy hazardowej. "Sam nie byłem na pewno przedmiotem jakiś działań czy nacisków, które bym odczuwał jako próba lobbingu, czy które budziły moją nieufność" - powiedział.

Tusk mówił, że na spotkaniu 14 sierpnia 2009 r. nie miał wrażenia, że ówczesny szef CBA go testuje. Kamiński zeznał przed komisją śledczą, że przedstawiając premierowi 14 sierpnia analizę dotyczącą kontaktów biznesmenów z branży hazardowej z politykami PO w sprawie projektu nowelizacji tzw. ustawy hazardowej, chciał "przetestować premiera".

Zdaniem szefa rządu, było to sformułowanie zaskakujące. "Niezależnie od tego, jak nieprzemyślana albo niewłaściwa jest tego typu wypowiedź, gdyż fatalnie redefiniuje rolę szefa służby specjalnej w państwie, bo z całą pewnością szef służby specjalnej czy to jest CBA czy ABW nie ma znaczenia, nie jest od tego, aby testować premiera, czy się nadaje na to stanowisko czy nie i czy nadaje się na przywódcę politycznego" - mówił Tusk.

Tusk powiedział też w czwartek, że hazardowa komisja śledczą działa dzięki niemu, bo przekonał posłów, by powstała. "Jeśli to zabrzmi nieskromnie, to w tym przypadku ma to naprawdę uzasadnienie: to, że dochodzicie państwo do prawdy, czy próbujecie dojść do prawdy, że komisja śledcza działa, to jest moja decyzja" - mówił.

Po tym słowach Wassermann skarżył się premierowi na brak materiałów umożliwiających prowadzenie śledztwa przez komisję hazardową. Pytał, czy szef rządu zdaje sobie sprawę, że posłowie starają się dochodzić do prawdy w większości opierając się o wywiady z gazet i telewizji, a nie o materiały, które zebrały służby. "To jest kpina z wyjaśnienia sprawy" - mówił poseł. Premier obiecał pomoc w ramach swoich kompetencji. Poprosił posła o pełną informację na piśmie.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
3°C Poniedziałek
noc
2°C Poniedziałek
rano
3°C Poniedziałek
dzień
3°C Poniedziałek
wieczór
wiecej »

Reklama