Urząd pracy w Paryżu zaoferował młodej bezrobotnej kobiecie, która od dwóch czekała na zatrudnienie, pracę "animatorki chatu dla dorosłych", która - jak się okazało - polegała na robieniu pikantnego striptizu w internecie.
Kiedy kobieta weszła na poleconą jej w urzędzie pracy stronę internetową, znalazła tam - jak pisze piątkowy "Le Parisien" - dość zaskakującą ofertę: "Animacja chatów dla dorosłych, praca nocna i dzienna. Akceptuje się kandydatki bez doświadczenia, wynagrodzenie od 1400 do 2000 euro z premiami, kontrakt na czas nieokreślony".
Kandydatka, choć nieco zaskoczona, pomyślała sobie: "w końcu to praca niezbyt absorbująca i nie wymaga wielkiego wysiłku". I zadzwoniła pod wskazany telefon jako osoba polecona przez urząd pracy.
Dowiedziała się, że będą jej potrzebne kamera i telefon do "pikantnych" rozmów i powinna włożyć na siebie seksowną bieliznę, a - jeśli klient sobie zażyczy - powinna zachowywać się przed kamerą, jak na rozbieranej randce.
Rozmówca uspokoił ją na wszelki wypadek, że zapisy wideo nie będą przechowywane, a jej rodzina o niczym się nie dowie.
Młoda paryżanka nie poszła na rozmowę kwalifikacyjną, tylko ponownie do urzędu zatrudnienia. Zapytała jak to możliwe, aby państwowa instytucja pośredniczyła w tego rodzaju ofertach pracy. Odpowiedziano jej, że urząd pracy nie mógł odmówić w tym przypadku swego pośrednictwa, ponieważ "propozycja była całkiem legalna" i "nie miała charakteru dyskryminacyjnego" w świetle prawa francuskiego.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Sejmik woj. śląskiego ustanowił 2025 r. Rokiem Tragedii Górnośląskiej.