Czasem chcielibyśmy wierzyć, razem z bliskimi, że coś się jeszcze da zrobić i czepiamy się każdego sygnału, który daje nadzieję. To naturalne. Ale nie powinno prowadzić do negowania faktów.
Alfie Ewans zmarł dziś w nocy – przeczytałam przed chwilą. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że potwierdził właściwość decyzji lekarzy.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że uszkodzenia mózgu stwierdzane u niego w wykonanym na początku lutego badaniu rezonansem magnetycznym były bardzo duże. Podobnie złe wyniki przynosiło badanie neurologiczne. Stwierdzano wprawdzie, że czynny jest pień, czyli o śmierci mózgu nie mogło być mowy, jednak pewne sygnały mogły sugerować, że zmiany sięgają także tej struktury. Chłopiec oddychał za pomocą respiratora, pojawiały się przemijające zwolnienia rytmu serca. Nie jestem neurologiem, ale moja wiedza internistyczna mówi, że może to sugerować zajęcie ośrodka krążenia w pniu mózgu.
Ostatecznie zdecydowano o odłączeniu sztucznej wentylacji. To decyzja z pewnością dramatyczna. Rozróżnienie między uporczywą terapią a eutanazją zawsze jest indywidualne, zawsze jest decyzją sumienia wymagającą bardzo dokładnej znajomości sytuacji medycznej. “W bliskości śmierci, nieuniknionej mimo użytych środków, wolno w sumieniu podjąć decyzję o zaprzestaniu zabiegów, które mogłyby przynieść jedynie tymczasowe i uciążliwe przedłużenie życia, jednak bez przerywania normalnego leczenia, jakie należy się choremu w podobnych wypadkach” - przypomina Karta Pracowników Służby Zdrowia, powołując się na Deklarację o eutanazji Kongregacji Nauki Wiary. Z pewnością sztuczna wentylacja nie należy do “normalnego leczenia”.
Nie budzi wątpliwości niepodejmowanie reanimacji w takich wypadkach. Gdyby w ostatni poniedziałek trzeba było zdecydować o podłączeniu chłopca do respiratora nikt by tego nie robił i nie wzbudziłoby to oburzenia. Znacznie trudniejsza, także psychologicznie, jest decyzja o zakończeniu podjętych wcześniej działań, które dziś uznajemy za nadmierne i niepotrzebnie przedłużające życie.
Chłopiec został odłączony od aparatury w poniedziałek. W nocy z piątku na sobotę zmarł. Lekarze spodziewali się, że umrze w ciągu kilku minut lub godzin, ostatecznie oddychał samodzielnie kilka dni. Taki przebieg sytuacji w mojej ocenie potwierdza, że problem z oddychaniem, podobnie jak pojawiające się wcześniej zakłócenia czynności serca, miały źródło w postępującym i nieodwracalnym uszkodzeniu mózgu. Fakt, że w przebiegu choroby mogą być lepsze i gorsze momenty nie znaczy, że choroba jest mniej zaawansowana ani że istnieje jakakolwiek szansa jej odwrócenia.
Trzeba dodać jeszcze jedno. Wczoraj pojawiła się informacja, że chłopiec otrzymuje płyny i tlen, ale nie jest karmiony przez założoną sondę. Nie wiem, czy prawdziwa. Łańcuszki informacyjne obarczone są sporym ryzykiem błędu, a informacja dotarła do mediów za pośrednictwem polskiej lekarki, która dowiedziała się tego od rodziny. To kilka stopni przekazu, na każdym istnieje ryzyko pomyłki. Niemniej, jeśli uznać to za prawdę... “Odżywianie i nawadnianie, także aplikowane w sposób sztuczny, należą do podstawowej opieki należnej umierającemu, dopóki nie okazałyby się zbyt uciążliwe lub nieprzynoszące żadnej korzyści” - zauważa Karta Pracowników Służby Zdrowia. Warto zauważyć wymienione warunki. Chodzi o to, by uniknąć cierpienia i śmierci z wycieńczenia i odwodnienia, nie o sztywną zasadę. Podejmowane działania muszą mieć swoją celowość.
Czy zatem dziecko umarło z głodu? Nie wydaje mi się. Otrzymywało płyny. Można domniemywać, że była wśród nich glukoza. Zapotrzebowanie energetyczne małego dziecka w takiej sytuacji jest niewielkie, a mózg korzysta właśnie z glukozy.
Warto zwrócić uwagę na informację, którą wczoraj przekazało Radio Watykańskie: watykański etyk, kanclerz Papieskiej Akademii Życia w Rzymie, ks. Renzo Pegoraro przypomniał truizm: sprawy Alfiego Evansa nie można wykorzystywać ideologicznie. Zauważył też, że wprawdzie trzeba mieć na względzie wrażliwość, życzenia i obawy rodziców, ale obiektywna ocena szans na leczenie należy do lekarzy. Czasem chcielibyśmy wierzyć, razem z bliskimi, że coś się jeszcze da zrobić i czepiamy się każdego sygnału, który daje nadzieję. To naturalne. Ale nie powinno prowadzić do negowania faktów.
W tej sprawie powiedziano już bardzo wiele. Kilka dni temu rodzice poprosili o uszanowanie ich prywatności. Mam nadzieję, że potrafimy to zrobić.
PS. Poszukującym obiektywnej informacji medycznej, znającym język angielski polecam ten raport. Zwłaszcza punkty 28-30 (str. 10-12) wydają mi się istotne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.