Skandalem zakończył się mecz ostatniej kolejki ekstrasklasy między Lechem Poznań a Legią Warszawa. W 77. minucie, przy stanie 2:0 dla gości, z trybuny zajmowanej przez najzagorzalszych fanów "Kolejorza" na murawę poleciały race. Sędzia Daniel Stefański przerwał zawody, a piłkarze w pośpiechu opuścili murawę.
Kibice Lecha po chwili zaczęli napierać na ogrodzenie i po chwili kilkudziesięciu z nich pojawiło się na boisku. Błyskawicznie do akcji wkroczyło ok. 200 policjantów, którzy przegonili chuliganów z powrotem na sektor i opanowali sytuację.
Atmosfera była jednak nadal napięta. Legii do mistrzowskiego tytułu wystarczał remis, dlatego byli już praktycznie o krok od celu. Po ok. 20 minutach oczekiwania spiker poinformował, że decyzją wojewody mecz zostaje przerwany. Weryfikacją wyniku jeszcze w niedzielę zajmie się Komisja Ligi, choć werdykt może być tylko jeden - walkower 3:0 dla Legii.
Spotkaniu już od kilku dni towarzyszyło wiele pozasportowych emocji. Sporo kontrowersji budziła kwestia ceremonii dekoracji nowego mistrza Polski. Poznański klub oficjalnie przyznał, że w przypadku, gdyby Legia sięgnęła po tytuł, nie chciałby, aby uroczystość odbyła tuż po meczu.
Ostatecznie prowadząca rozgrywki spółka Ekstraklasa wspólnie z zainteresowanymi klubami zadecydowała, że w przypadku zwycięstwa legionistów, wręczenie złotych medali odbędzie się w Warszawie.
Przed meczem obawiano się zachowania kibiców przede wszystkim miejscowych. Wojewoda wielkopolski Zbigniew Hoffmann zwołał specjalne posiedzenie wszystkich służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo na stadionie i poza nim. Setki policjantów było obecnych pod samym obiektem, co było obrazkiem dawno już w Poznaniu niewidzianym.
"Seryjnie pogrzebane marzenia" i "Grobowa atmosfera" - takie transparenty przywitały wychodzących na boisko poznańskich piłkarzy. Lech trzeci sezon z rzędu kończy bez żadnego trofeum, bowiem w stolicy Wielkopolski trzeciego miejsca nikt nie traktuje w kategorii sukcesu. Na trybunach zasiadło ponad 27 tysięcy kibiców, co jest najgorszą frekwencją w historii meczów Lecha z Legią rozgrywanych na oddanym do użytku w 2010 roku zmodernizowanym stadionie.
Goście pierwsi zaatakowali i szybko zostali nagrodzenie. Duża w tym jednak zasługa Nikoli Vujadinovica, który fatalnie podał do Rafała Janickiego. Piłkę przejął Miroslav Radovic, zagrał w tempo do Domagoja Antolicia i Matus Putnocky był bezradny.
Po stracie bramki Lech przycisnął rywali. Niemal seryjnie wykonywane rzuty rożne, które nie przynosiły jednak efektów. Natomiast strzał z dystansu Darko Jevtica pewnie odbił Arkadiusz Malarz.
Napór "Kolejorza" trwał tylko nieco ponad kwadrans, potem mecz się wyrównał. Warszawianie mocno zagęścili środek pola i gospodarze nie mieli pomysłu na rozegranie akcji. Często kończyło się to podaniem do Putnocky'ego, który zwykle długimi wykopami inicjował ataki swojej drużyny.
Legioniści nie forsowali tempa i widowiskowość spotkania mocno spadła. Po zmianie stron Lech znów przejął inicjatywę, ale z kreatywnością wciąż miał kłopoty. Dopiero w 66. minucie Christian Gytkjaer uwolnił się spod opieki obrońców, ale przegrał pojedynek jeden na jeden z Malarzem. Duńczyk, który jeszcze w kwietniu strzelał gole jak na zawołanie, w rundzie finałowej zupełnie zatracił skuteczność.
Zmarnowana szansa przez lechitów szybko się zemściła. Kontrę Legii idealnie rozegrał Patryk Szymański, a Michał Kucharczyk precyzyjnym uderzeniem podwyższył wynik. Po kilku minutach pojedynek został przerwany.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.