89 sędziwych obywateli Korei Południowej spotkało się we wtorek po raz drugi, tym razem prywatnie, z niewidzianymi od ponad 60 lat krewnymi, którzy po wojnie koreańskiej z lat 1950-1953 znaleźli się po północnej stronie granicy.
Spotkania rozdzielonych krewnych w północnokoreańskich Górach Diamentowych, zorganizowane na fali ocieplenia relacji pomiędzy dwoma zwaśnionymi państwami koreańskimi, rozpoczęły się w poniedziałek i potrwają do niedzieli.
Pierwszego dnia 89 Koreańczyków z Południa spotkało się w ośrodku turystycznym ze 185 krewnymi z Północy, których nie widzieli od zakończenia wojny. Rodziny spotkały się ponownie we wtorek, tym razem w pokojach hotelowych, w mniej formalnej atmosferze. Krewni mieli też okazję zjeść razem prywatny obiad.
Spotkanie wywołuje olbrzymie emocje - relacjonuje agencja Yonhap. Podaje przykład 75-letniej obywatelki Korei Płd. Kim Je Dzia, która wielokrotnie powtarzała "kocham cię", gdy wpadła w objęcia swojej siostry z Korei Płn. "Nawet teraz czuję się jak we śnie (...) Chcę z tobą zostać. Nie chcę znów pozwolić ci odejść" - mówiła.
Obie siostry, podobnie jak reszta uczestników wydarzenia, będą jednak miały okazję porozmawiać ze sobą jeszcze tylko w środę w czasie spotkań grupowych, po czym wrócą do swoich domów po obu stronach granicy. Od piątku do niedzieli w tym samym ośrodku odbędą się spotkania 83 obywateli Korei Północnej z ich blisko 300 krewnymi żyjącymi na Południu.
Spotkania w Górach Diamentowych to pierwsze tego typu wydarzenie od października 2015 roku. Wznowienie programu łączenia rodzin było jednym z punktów deklaracji, podpisanej przez prezydenta Korei Płd. Mun Dze Ina i przywódcę Korei Płn. Kim Dzong Una na szczycie w granicznej wsi Panmundżom w kwietniu br.
Po zakończeniu działań zbrojnych i podpisaniu rozejmu w 1953 roku obie Koree, które wciąż są formalnie w stanie wojny, zakazały swoim obywatelom odwiedzania krewnych po przeciwnej stronie granicy bez zezwolenia. Od czasu pierwszego szczytu przywódców obu Korei z 2000 roku zorganizowano 20 takich spotkań.
Jednak tylko niewielka część osób, które chciałyby przed śmiercią jeszcze choć raz zobaczyć swoich krewnych, miała okazję uczestniczyć w tych wydarzeniach. W Korei Południowej na taką okazję oczekuje wciąż ok. 57 tys. osób, z których większość przekroczyła już 70. rok życia.
We wtorek południowokoreańskie ministerstwo ds. zjednoczenia poinformowało, że stara się o regularną organizację spotkań. W sprawozdaniu przedstawionym posłom parlamentu resort przekazał, że będzie dyskutował na ten temat z władzami Korei Północnej.
Zdaniem ekspertów Pjongjang wykorzystuje sprawę spotkań rozdzielonych krewnych jako kartę przetargową w negocjacjach z Seulem. Władze komunistycznego reżimu mogą się również obawiać, że w czasie tego rodzaju wydarzeń jego obywatele uzyskają zbyt dużo informacji na temat warunków życia w znacznie bogatszej, kapitalistycznej Korei Południowej.
Na kwietniowym szczycie w Panmundżomie Kim i Mun zapowiedzieli starania o formalne zakończenie wojny. Ewentualny układ pokojowy wymagałby jednak współpracy z USA i Chinami, które były stronami rozejmu zawartego w 1953 roku. Waszyngton deklaruje poparcie dla mechanizmu pokojowego na Półwyspie Koreańskim, ale żąda, by Pjongjang zrezygnował najpierw z broni nuklearnej.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.