Reklama

O. Filipowski, duszpasterz skrzywdzonych wykorzystaniem seksualnym: czas na duszpasterstwo relacyjne

„Chciałem przez tę drogę krzyżową objąć jak najszerszą grupę ludzi, którzy w jakiś sposób czują się dotknięci i skrzywdzeni” – mówi w rozmowie z KAI o. Mateusz Filipowski OCD, autor tegorocznej Drogi Krzyżowej na Dzień Modlitwy i Solidarności z Osobami Skrzywdzonymi wykorzystaniem seksualnym. „Skończyło się masowe duszpasterstwo. Czas na budowanie duszpasterstwa relacyjnego. Już nie będzie miejsca na chwalenie się liczbami. W grę wchodzi tylko znajomość konkretnego imienia, konkretnej historii” - przekonuje karmelita.

Reklama

 

Dawid Gospodarek (KAI): Jesteś duszpasterzem, który cieszy się zaufaniem osób, które w Kościele doświadczyły przemocy seksualnej. Jak to się stało, że zaangażowałeś w towarzyszenie osobom skrzywdzonym?
O. Mateusz Filipowski OCD:
Z jednej strony była we mnie cały czas taka naturalna wrażliwość na skrzywdzonych. Pochodzę z Poznania i mój czas licealny przypadał na aferę z arcybiskupem Paetzem. Jako nastolatka to bardzo mnie dotknęło i pamiętam, że mówiłem sobie - jeśli mam zostać księdzem, to poza takim układem, poza taką taką narracją, która tam się działa. To była pierwsza taka rzecz, już od początku w moim kapłaństwie, zaraz po święceniach. Skrzywdzeni się przy mnie delikatnie pojawiali.
Natomiast dla mnie zadziwiające jest to, że gdy przyszedłem ponad cztery lata temu do ośrodka rekolekcyjnego w Gorzędziej, po blisko dwuletnim okresie pustelni, nagle tutaj, na tej zapadłej dziurze na wsi, zaczynają pukać do mnie z różnych stron skrzywdzeni. I to naprawdę lawinowo. Mam takie poczucie, że Pan Bóg zaczął mi ich przysyłać do ośrodka rekolekcyjnego, do spowiedzi, na rozmowy. I tak naprawdę im bardziej „wchodziłem w las”, tym, więcej tych osób się pojawiało. W związku z tym też pojawiali się potem konkretni ludzie, z którymi zacząłem współpracować.
Takim momentem zwrotnym, bardzo ważnym dla mnie, było poznanie Tośki Szewczyk. To też była taka jakby „kropka nad i” wobec tego, co na początku robiłem trochę po omacku w przestrzeni konfesjonałowej, osobistej. Ewidentnie mam poczucie, że to było zaproszenie od Pana Boga, bo jak inaczej do mnie by trafiały te osoby…

A jak na to zaproszenie odpowiadasz, jak się przygotowujesz do tej posługi, co robisz, żeby się profesjonalizować w towarzyszeniu osobom skrzywdzonym?
Na początku to była kwestia literatury, później poszerzanie kontaktów i nauczenie się tego, że działamy w zespole i że ja potrzebuję zespołu. Współpracuję z Fundacją Świętego Józefa i po prostu z ludźmi mądrzejszymi ode mnie w konkretnych dziedzinach, w konkretnych przestrzeniach. Pomoc skrzywdzonym to pomoc holistyczna, tu są elementy prawne, seksuologiczne, psychiatryczne, psychoterapeutyczne, farmakologiczne, więc to było takie budowanie małego systemu pomocy. Cały czas trwa to budowanie siatki, połączeń, znajomości, by w momencie, kiedy nie wiem, albo mam jakikolwiek znak zapytania, móc zadzwonić, skonsultować, poradzić się albo skierować do profesjonalisty.  
Bardzo ważna jest praca nad własną stabilnością psycho-duchową; łącznie z pomocą terapeutyczną, żeby być samemu stabilnym. Jeżeli ja nie będę stabilny, to o mnie nie będą mogły się dobrze oprzeć osoby skrzywdzone. Runę, to one razem ze mną. To duża odpowiedzialność. I ostatnia rzecz - podjąłem studia na Uniwersytecie Ignatianum z profilaktyki przemocy seksualnej wobec dzieci i młodzieży.

Co byś doradził innym księżom, jeśli chodzi o przygotowanie się na spotkanie z osobą pokrzywdzoną?
Przede wszystkim konieczne jest uświadomienie sobie, że osoby skrzywdzone rzeczywiście są wśród nas. Że na przykład kiedy idziemy na ambonę, statystycznie jest prawdopodobieństwo, że zawsze tam będzie jakaś osoba skrzywdzona. Niekoniecznie przez duchownych – wiemy, że to dotyczy również środowiska rodzinnego czy szkolnego. To zakłada już pewną metanoję języka i świadomość, że może być język raniący, "dokrzywdzający". To jest najważniejsze  - uświadomienie, że nieumarli, skrzywdzeni, są wśród nas, nawet jeżeli tego nie okazują, oni są i są również w środowisku duchownych. Ważne jest takie przepracowanie swojej mentalności – by mieć świadomość, że ja mogę realnie ich spotkać.
Druga rzecz – słuchanie. Nauczenie się słuchania. Być takim – parafrazując Olgę Tokarczuk mówiącą o czułym narratorze – czułym słuchaczem. Przy pierwszym takim spotkaniu bardzo ważne jest, żeby osoba skrzywdzona przede wszystkim usłyszała: ja ci wierzę; to nie była twoja wina. To są dwie rzeczy, które bardzo "odbarczają" osobę. A jednocześnie trzeba mieć taką świadomość pokory, że nawet jeżeli czuję, że nie jestem w stanie dźwignąć tego, to żeby tą osobą się na tyle zaopiekować, żeby ona nie uciekła, żeby nie została po raz kolejny odrzucona. Chociażby zatroszczyć się o to, by znaleźć kogoś, kto tej osobie pomoże.
Pokora jest potrzebna, bo te historie naprawdę są różne. One nie są romantyczne, są bardzo często skomplikowane i wiele problemów, które wydarzają się obecnie w życiu tych osób, jest konsekwencją skrzywdzenia. Trzeba pokory np. w nieocenianiu moralności tej osoby, bo często to skrzywdzenie wpływa na całą aktualną postawę moralną człowieka.
Tak naprawdę bardzo często te osoby nie oczekują od nas złotych rad, tylko rzeczywiście obecności. Nie raz zdarza mi się powiedzieć – ja nie wiem, co mam pani/panu powiedzieć, ale mogę przy pani/panu być. O to chodzi – być czułym słuchaczem i jak trzeba - zgodzić się na taką bezradną nieraz obecność. Najlepiej to wyraża właśnie słowo „towarzyszenie”.

Przygotowując Drogę Krzyżową na Dzień Modlitwy i Solidarności, zwróciłeś się o pomoc do osób samych skrzywdzonych. Dlaczego?
Gdy dostałem zaproszenie od Fundacji Świętego Józefa od razu wiedziałem, że ja sam nie chcę pisać – nic o nas bez nas. Taką postawę przyjąłem w kontekście skrzywdzonych. Wiem, że oni nie chcą, żeby mówiono o nich bez nich, więc od razu, poprzez moje media społecznościowe poprosiłem, żeby te osoby do mnie napisały. Chodziło mi o to, by podzielili się spojrzeniem na własną historię poprzez pryzmat Drogi Krzyżowej Chrystusa i może pewną duchową refleksją. Różnymi kanałami zaczęły spływać do mnie wiadomości. Jedne krótsze, drugie dłuższe. Gdy spłynęły wszystkie, kiedy je wydrukowałem, wyszło kilkadziesiąt stron arkuszy A4. Mnóstwo historii, które przez siebie "przepuściłem".
Ta droga krzyżowa jest złożona z dwóch części. Pierwszą jest zawsze bezpośrednia wypowiedź osoby skrzywdzonej, która nawiązuje do konkretnej stacji. Natomiast samo rozważanie, które jest potem dołączone do tego, bazuje też na moim doświadczeniu towarzyszenia, wsłuchiwania się w osoby skrzywdzone w ramach bycia przy nich, w ich oczekiwania, ich realne potrzeby.
Więc nawet to, co jest moim rozważaniem, jest utkane z opowieści serc osób skrzywdzonych. Jednocześnie mam świadomość, że im dłużej jestem w tym temacie, im głębiej w niego wchodzę, to widzę, jak bardzo to jest temat złożony, jak wiele jest tutaj różnych poziomów. Widzę na przykład, że krzywda seksualna, emocjonalna, psychiczna, ona się rozciąga na wiele różnych środowisk. Po raz pierwszy też włączyłem to tej drogi krzyżowej poszczególne grupy, które może niekoniecznie zostały skrzywdzone przez osobę duchowną, ale są również tam np. osoby skrzywdzone przez własne katolickie środowiska rodzinne. Są też siostry zakonne, które są skrzywdzone, a o których, mam wrażenie, że nikt nie pamięta; wszystko tam dzieje się za klauzurą, jest skryte pod welonem. Pojawili się ci, którzy w jakiś sposób zostali skrzywdzeni emocjonalnie, psychicznie w ramach konfesjonału, gdzie były nadużycia władzy duchowej czy emocjonalne. Chciałem przez tę drogę krzyżową objąć jak najszerszą grupę ludzi, którzy w jakiś sposób czują się dotknięci i skrzywdzeni.

Jakie znaczenie ma duchowość, duszpasterstwo, w procesie uzdrawiania osób zranionych, w procesie ich rozwoju?
Duchowość czy duch jest jedną z konstytutywnych części naszego naszego człowieczeństwa. Więc jeżeli ten obszar nie zostanie zaopiekowany, osoba skrzywdzona, nawet jeżeli w jakiś sposób się dźwignie, ustabilizuje na poziomie psychicznym, prawnym, społecznym, nadal zostaje z jakąś niezaopiekowaną, krwawiącą raną. Proces uzdrawiania przede wszystkim polega na tym, żeby odbudować nadprzyrodzone życie osoby skrzywdzonej. Ja to bardzo często podkreślam, wielokrotnie o tym mówię, że odbudowanie nadprzyrodzonego życia, życia duchowego osoby skrzywdzonej, nie oznacza odbudowywania jej relacji konfesyjnej – powrotu do konfesyjnej wiary, bo być może to będzie po prostu niemożliwe, albo na jakimś etapie po prostu też trzeba wejść w taką mądrą, uczciwą separację od kościelnej wspólnoty. Natomiast tu chodzi o odbudowanie obrazu Pana Boga i relacji, ponieważ jak słucham osób skrzywdzonych, to bardzo często sama krzywda seksualna została poprzedzona wieloma innymi nadużyciami ze sfery duchowej. Tam również został roztrzaskany obraz Pana Boga, albo też zbudowany bardzo fałszywy obraz Pana Boga, obraz, który został jeszcze przypieczętowany tą krzywdą. Tu chodzi o odbudowanie w ogóle relacji między Bogiem a tą konkretną osobą. Można powiedzieć za myślą Ratzingera, że tu nie tyle jest w pierwszej kolejności głoszony kerygmat zbawienia, co kerygmat stworzenia. Że tutaj właśnie głosimy, odbudowujemy tę wizję człowieczeństwa, które które zostało stworzone na obraz i podobieństwo Pana Boga i tej pierwotnej relacji, która jest w to wpisana.

Co to doświadczenie towarzyszenia osobom zranionym zrobiło w Tobie, jak to Ciebie zmieniło, co to Tobie dało?
Mam przekonanie, że to miało na mnie ogromny wpływ, radykalnie mnie przemieniło na wielu różnych poziomach. Pan Bóg zaczął bardzo namacalnie do mnie przychodzić przez drugiego człowieka. Wcześniej do mnie przemawiał zawsze przez duchowość, przez osobistą modlitwę, przez kontakt ze słowem Bożym, przez sakramenty, Eucharystię. Dzięki skrzywdzonym przyszedł do mnie bardzo realnie. Dlatego też tę drogę krzyżową opatrzyłem tytułem „Wszystko, co uczyniliście temu jednemu z najmniejszych, mnieście uczynili”. Bóg mi się zaczął w tych maluczkich objawiać, pokazując, że nie ma innej drogi niż człowieczeństwo, bo Chrystus przyjął to człowieczeństwo. I jednocześnie widzę także, że skrzywdzeni jeszcze bardziej mnie otworzyli. Na pewno pogłębiła się wrażliwość, umiejętność pokornego słuchania. My, księża, bardzo często wychodzimy z takiej perspektywy przemawiania. Ja ci powiem, co masz zrobić i to na pewno zadziała, a twoje życie się zmieni. Ale tak nie jest. Skrzywdzeni jeszcze bardziej mnie nauczyli, że w pierwszej kolejności ja mam słuchać, a nie gadać i pouczać. Po prostu być i słuchać. Trochę jakby wywrócili mi tak na lewą stronę ten cały koncept, który jest aplikowany w seminarium i na studiach - pod kątem posługi pastoralnej.
Bardzo mocno sobie uświadomiłem też, wobec wielu ludzkich dramatów, że te historie nie są "zero-jedynkowe", że życie nie jest "zero-jedynkowe". Osoby skrzywdzone bardzo mnie przekonały do idei papieża Franciszka o rozeznawaniu. Skończyło się masowe duszpasterstwo. Czas na budowanie duszpasterstwa relacyjnego. Już nie będzie miejsca na chwalenie się liczbami. W grę wchodzi tylko znajomość konkretnego imienia, konkretnej historii. I tam naprawdę trzeba nieraz wielu spotkań, wielu godzin zasłuchania się w drugą osobę, żeby w odpowiedni sposób ją usłyszeć i jej towarzyszyć, ale nie przez odgórne ramy, zasady, nakazy, zakazy. Każda historia jest inna. Myślę, że dzięki osobom skrzywdzonym wyzbyłem się jakiegokolwiek oceniania ludzkiego życia. Bo pod tym, co nazywamy grzechem czy zepsutą moralnością, bardzo często kryją się tak dramatyczne historie, że naprawdę tu trzeba klęknąć przed tą historią, a nie płakać nad rozlanym mlekiem. Tu jest konieczna zupełnie inna kolejność.

 

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31 1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 1
7°C Czwartek
dzień
7°C Czwartek
wieczór
6°C Piątek
noc
5°C Piątek
rano
wiecej »

Reklama