Reakcja byłaby zupełnie inna, gdyby zaczęli cierpieć wielcy tego świata.
W Genewie rozpoczyna się dziś oenzetowska konferencja pokojowa w sprawie Jemenu. I choć po raz pierwszy udało się zebrać strony konfliktu przy jednym stole dialogu, to i tak wiadomo, że szanse na zakończenie wojny są jednak nikłe. Zbyt wiele stron bowiem czerpie z tego korzyści.
To jedna z wielu zapomnianych wojen. Niestety, to stwierdzenie zaczyna brzmieć jak pusty banał. Przyzwyczailiśmy się także do liczb oddających dramat Jemeńczyków, którzy muszą stawiać czoło jednemu z największych kryzysów humanitarnych na świecie (także z tym stwierdzeniem oswoiliśmy nasze sumienia)– 8 mln ludzi, którym śmierć głodowa zagląda w oczy, 11 mln dzieci pilnie potrzebujących pożywienia i leków. Gdybyśmy przełożyli to na realia Polski być może odczulibyśmy rozmiar dokonującej się na naszych oczach tragedii. To kolejna nieprosta wojna. Z jednej strony istnieją spory wewnętrzne, ale zarazem jest to też wojna dwóch mocarstw: Arabii Saudyjskiej i Iranu. Okrutnych zbrodni wojennych dopuszczają się wszyscy. Celem ataków padają szkoły, szpitale i centrale dostarczające wodę, co powoduje epidemie. Wszyscy blokują też dostawy pomocy humanitarnej, co pogłębia jeszcze dramat niewinnej ludności, a szczególnie dzieci, które są pierwszymi ofiarami tej wojny.
„Jeśli nie zareagujemy teraz, skutki tej wojny odbiją się na przyszłych pokoleniach. Nawet jeśli wojna zakończyłaby się dziś, potrzeba by było lat, by ten kraj przywrócić do życia” – alarmuje UNICEF. Dobrze, że po raz pierwszy odkąd w 2015 r. wybuchła wojna uda się pod egidą ONZ zasiąść do stołu dialogu. Na dobrą sprawę nikt jednak w niego nie wierzy. Zbyt wielkie interesy stoją za tą wojną i zbyt wiele stron czerpie na niej niebotyczne zyski. „Wojna w Jemenie napycha kieszenie zbyt wielu, gdyby na niej nie zarabiano konflikt dawno już by się skończył” – to realistyczna diagnoza bp. Paula Hindera. Jest on zwierzchnikiem Kościoła katolickiego w Arabii Południowej, która obejmuje także Jemen. Wskazuje on, że „znani i nieznani, sprzymierzeńcy z zagranicy wciąż dolewają tam oliwy do ognia. Wciąż ktoś na wojnie zarabia. I nie zależy mu na jej zakończeniu”. Hierarcha bezlitośnie punktuje m.in. europejskie firmy, które zarabiają na handlu bronią. Podkreśla, że kraje, które sprzedają broń stronom konfliktu w Jemenie, muszą być świadome swej odpowiedzialności za cierpienia mieszkańców tego kraju, ponieważ broń jest pożywką konfliktu.
Te słowa zdają się pozostawać bez echa. Interes bierze górę. Dramat dotyka odległy nam kraj i ubogich ludzi. Tak naprawdę nie ma się kto za nimi ująć i nikomu nie zależy na ich losie. Zupełnie inna byłaby reakcja gdyby zaczęli cierpieć wielcy tego świata. Co najtragiczniejsze w tym wszystkim to fakt, że odpowiedzialni za losy świata i mający odpowiednie narzędzia, by przywrócić pokój doskonale zdają sobie z tego sprawę. Zmieniają się bowiem tylko miejsca na mapie, a motywy wciąż pozostają te same. Wystarczy wymienić choćby wykrwawianą Syrię, Irak, Libię, Somalię, Afganistan, Demokratyczną Republikę Konga, Sudan Południowy, czy Republikę Środkowoafrykańską. Wydaje się, że duch wojny zapanował nad światem i stanowi jego nieodłączną część, a liczba ofiar to część naszego codziennego bilansu. Warto przypomnieć za Franciszkiem, że „pokój stał się pustym słowem, niczym więcej”. Na jednej z mszy w Domu św. Marty papież pytał: „kto z nas płakał, czytając gazetę lub oglądając telewizję na widok tylu zabitych?”. Wskazał, że chrześcijanin musi płakać, pogrążyć się w żałobie i nigdy nie może przyzwyczaić się do informacji o wojnie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.