Smartfon ma w sobie coś z szarlatana: pozwala krzyczeć „widzę” ludziom zupełnie ślepym.
Pierwszy dzień wizyty papieża Franciszka za nami. Na głębsze refleksje czy podsumowania chyba jeszcze zbyt wcześnie. Na refleksję nad owocami tej pielgrzymki – na pewno. Jedno mnie jednak uderzyło.
Władzom Litwy Papież mówił o potrzebie „ugoszczenia różnic”. To w kontekście migracji. Chodzi o potrzebę dostrzeżenie człowieka, jego sytuacji, jego oczekiwań, jego potrzeb, choć jest inny. W Ostrej Bramie Franciszek mówił z kolei o potrzebie „szukania braci”, sprzeciwiającej się postawie rywalizacji i konfliktu. W podobnym duchu mówił Papież do młodzieży. Zacytuję:
„Po raz kolejny potwierdźmy, że to, co dzieje się drugiemu, dzieje się także i mnie”, idźmy pod prąd tego nurtu indywidualizmu, który izoluje, który czyni nas egocentrycznymi i zarozumiałymi, troszczącymi się jedynie o to jak nas widzą i o swój dobrobyt. Troszczącymi się jedynie jak się pokazać. Wstrętne jest życie przed lustrem, natomiast piękne jest życie z innymi, w rodzinie, z przyjaciółmi, w zmaganiach mego ludu - w ten sposób życie staje się piękne”.
W tym kontekście uderzyło mnie zdjęcie, jakie znalazłem w jednej z agencji agencji: Papież wyciągający ręce do młodych i uśmiechający się do nich, a z drugiej strony, owszem, też wyciągnięte ręce, ale głównie trzymające smartfony. Znak czasu?
W sumie rozumiem, zrobić z bliska zdjęcie papieżowi to nie lada pamiątka. Nie wiem jak sam bym się zachował. Zwłaszcza że nikt raczej nie liczy, iż przejeżdżający papież się zatrzyma, uściśnie rękę i zamieni choć dwa słowa. Trzeba wykorzystać chwilę jak najlepiej się da. Tyle że raz czy drugi sam Franciszek niby żartem zauważył, że jak już naprawdę ktoś ma okazję zamienić tych parę słów, to przede wszystkim chce wspólnego zdjęcia. To jednak już coś znaczy, prawda?
Miałem niedawno okazję zobaczyć grupy młodych na kolejowych dworcach – w Katowicach i w Warszawie. Polacy – jakoś tam jeszcze ze sobą rozmawiali, choć też co chwilę zerkali do komórek. Ich skośnoocy koledzy i koleżanki zatopieni byli jednak w wirtualnym świecie tak bardzo, że zdawali się w ogóle nie dostrzegać tych, którzy z nimi byli. W porządku, pewnie tak też można. Tylko czy mając taką mentalność można w ogóle dostrzec obok siebie człowieka? Czy ktoś – nawiązuję do niedawnej informacji – dla kogo trzeba stawiać przed przejściem dla pieszych coś, co oderwie jego wzrok od smartfona i zwróci mu uwagę, by zadbało własne bezpieczeństwo, jest w stanie zobaczyć potrzebującego?
Pytam retorycznie. Zwłaszcza iż wiem, że żadnymi apelami czy narzekaniem światowych trendów nie zmienię :) Nie bardzo też wiem, co poradzić tym, którzy chcieliby zarazić innych przekonaniem, że faktycznie – jak mówił Papież – „piękne jest życie z innymi, w rodzinie, z przyjaciółmi, w zmaganiach mego ludu”. Zastanawiam się tylko – złośliwiec – na ile autentyczne bywają wypowiedzi niektórych ludzi o potrzebie tolerancji, szacunku dla inności, zrozumienia potrzebujących itd itp. Może tu też wcale nie chodzi o budowanie autentycznych relacji braterstwa, ale o możliwość zyskującego poklask wpisu czy jakiejś fotki na portalu społecznościowym?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
FOMO - lęk, że będąc offline coś przeoczymy - to problem, z którym mierzymy się także w święta
W ostatnich latach nastawienie Turków do Syryjczyków znacznie się pogorszyło.
... bo Libia od lat zakazuje wszelkich kontaktów z '"syjonistami".
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.