Władze powtarzają wezwania do zachowania spokoju po wcześniejszych gwałtownych protestach i zamieszkach, podczas których zginęło sześć osób.
W stolicy rozmieszczono w sumie ok. 8 tys. funkcjonariuszy, wspieranych przez 14 kołowych pojazdów opancerzonych - podaje agencja AFP.
Oddziały prewencji policji rozmieszczono wokół centralnych dworców kolejowych i wzdłuż Pól Elizejskich, słynnego bulwaru, gdzie w kolejną sobotę z rzędu zamknięto sklepy i zabito deskami witryny w oczekiwaniu na protesty.
W ubiegły weekend grupy demonstrantów ustawiły na ulicach francuskiej stolicy płonące barykady, demolowały i plądrowały okoliczne sklepy. Szef francuskiej policji Michel Delpuech zapowiedział, że podczas sobotniej manifestacji "żółtych kamizelek" zadaniem patroli policji będzie przede wszystkim wyłapywanie wandali.
AFP pisze, że pierwsi protestujący już zaczęli zbierać się rano na Polach Elizejskich. "Ostatni raz byliśmy tu, domagając się obniżki podatków, a tym razem jesteśmy bardziej dla instytucji: chcemy większej demokracji bezpośredniej" - powiedział 28-letni Jeremy, który do Paryża przejechał z Rennes, na zachodzie Francji. Grupa demonstrantów zgromadziła się tuż po godz. 8 rano, gdy na zewnątrz panowało przenikliwe zimno - wskazuje francuska agencja.
Associated Press informuje o silnej obecności policji w rejonie głównego dworca kolejowego Saint Lazare, gdzie funkcjonariusze w bojowym ekwipunku sprawdzali torby. W okolicy ustawiono ponad 20 policyjnych furgonetek i armatkę wodną.
Wokół Łuku Triumfalnego, który został zdewastowany podczas zamieszek 1 grudnia, o świcie ustawiono samochody oddziałów prewencji.
W piątek prezydent Francji Emmanuel Macron oświadczył, że jego kraj "potrzebuje ładu, powrotu do normalności i spokoju". "Dałem odpowiedź na żądania +żółtych kamizelek+ (...). Dialogu nie nawiązuje się poprzez okupowanie sfery publicznej i przemoc" - podkreślił Macron, który rozmawiał z dziennikarzami po szczycie Unii Europejskiej w Brukseli.
W poniedziałek w telewizyjnym wystąpieniu prezydent powiedział Francuzom, że usłyszał ich gniew, i obiecał podjęcie kroków polegających w dużej mierze na zmniejszeniu obciążeń podatkowych osób mało zarabiających i mających poprawić ich sytuację materialną.
Protesty "żółtych kamizelek", rozpoczęte 17 listopada, pierwotnie dotyczyły podwyżki podatku paliwowego, z której rząd postanowił się wycofać; z czasem manifestanci zaczęli domagać się m.in. zmian w polityce społecznej i ustąpienia prezydenta.
W protestach "żółtych kamizelek" zginęło sześć osób. Demonstracje spowodowały też nagłe wyhamowanie gospodarki, a zwłaszcza sektora usług i turystyki.
Armia izraelska nie skomentowała sobotniego ataku na Bejrut i nie podała, co miało być jego celem.