Gdy przeciw sobie stają święte racje, najistotniejsza jest najświętsza miłość.
Ukraińskie prawosławie szybko zmierza ku autokefalii. Tak przynajmniej wydaje się po wczorajszej decyzji zjednoczeniowego soboru, który na zwierzchnika nowo utworzonej Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej wybrał metropolitę perejasławskiego i białocerkiewskiego Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Kijowskiego, Epifaniusza. Wedle planów 6 stycznia ma on otrzymać od patriarchy Konstantynopola Bartłomieja I dokument potwierdzający autokefalię nowej kościelnej struktury. I pewnie tak się stanie. Ale co dalej?
Tak naprawdę możliwych jest kilka scenariuszy. Najmniej prawdopodobnym wydaje się „baśniowy”, dający się opisać słowami „odtąd żyli długo i szczęśliwie”. Na zjednoczeniowym soborze największa z dotychczasowych prawosławnych struktur działających na Ukrainie, zależny od Moskwy Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego, miał niewielką reprezentację. Większość biskupów tego Kościoła stanowczo sprzeciwia się zerwaniu więzi z Moskwą. Raczej mało prawdopodobne, że z czasem zmienią zdanie i będą przyłączać się do nowej struktury. Na pewno jakieś znaczenie będzie tu miała postawa wiernych, ale generalnie rzecz biorąc im bardziej na wschód, tym są oni zazwyczaj bardziej niechętni takiej zmianie. Pewne ruchy są oczywiście możliwe, ale raczej nie należy się spodziewać, że prawosławie rosyjskie nie będzie miało na Ukrainie swoich struktur.
Patrząc na sytuację polityczną w regionie oraz alarmujące wypowiedzi ukraińskich polityków i wojskowych możliwy jest też scenariusz przeciwny. Gdyby Rosja zechciała zlikwidować ukraińską państwowość, wtedy także los niezależnego od Moskwy prawosławia zostałby przesądzony. Owszem, w Polsce najczęściej kibicujemy niepodległej Ukrainie, ale takiej możliwości całkowicie wykluczyć się nie da. Niestety. Możliwy jest też scenariusz, znany z innych prób odbudowywania kościelnej jedności: z upływem czasu w zjednoczonym dziś ukraińskim prawosławiu mogą powstać jakieś niesnaski. W takiej sytuacji dojść może do odrodzenia się starych, skasowanych zjednoczeniowym soborem struktur, a ukraińskie prawosławie, już podzielone między Kijów a Moskwę, podzieli się jeszcze bardziej.
Niezależnie od tego jak potoczą się losy prawosławia na Ukrainie pozostaje jeszcze jeden, bardzo poważny problem: podział, jaki sprawa ukraińska spowodowała w łonie całego prawosławia. Konstantynopol i Moskwa już zerwały wspólnotę eucharystyczną. Pozostałe autokefaliczne Kościoły zasadniczo przyjęły postawę wyczekującą, i jeśli już opowiadają się za którąś ze stron, to raczej ostrożnie. Nic dziwnego, w takich sprawach faktycznie trzeba ostrożności, by jakimś nieopatrznym słowem czy decyzją jeszcze bardziej nie zaognić sytuacji. Patrząc na historię nie byłby jednak optymistą. Nawet jeśli podział nie okaże się trwały, to przywrócenie wewnątrzprawosławnej jedności po czymś takim może trwać długo. Dziesiątki, a nawet setki lat.
Jest w tej historii też ważne pouczenie dla nas, katolików i dla nas, Polaków. Tak uczciwie: kto w ty sporze ma rację? Konstantynopol, zgodnie z prawdą twierdzi, że nigdy nie oddał Moskwie jurysdykcji nad terenami dzisiejszej Ukrainy. Moskwa z kolei uważa, że skoro przez długie lata de facto sprawowała tam (kościelną) władzę – i to też jest prawdą - to wszelkie zmiany powinny zależeć od jej decyzji. Moskwa czuje się spadkobierczynią kiedyś zmarginalizowanego Kijowa. Moskwa czuje się też trzecim Rzymem, który przejął rząd dusz po upadku drugiego, Konstantynopola. I można przeświadczenie poddawać w wątpliwość, bo przecież polityka, władza państwowa nie powinny decydować o sprawach kościelnych, ale...
No właśnie. Ale. W starożytnym kościele za najważniejsze uznawano trzy stolice „Piotrowe” Rzym, Antiochię (tę w Syrii) i Aleksandrię (w Egipcie, tam działał przede wszystkim uczeń Piotra, św. Marek). Potem dołączono do nich także Jerozolimę – wiadomo, tam rozpoczęło się chrześcijaństwo. A dlaczego Konstantynopol? Ano – jak wyjaśnił jeden z soborów – „bo jest stolicą cesarstwa”. Względy polityczne odegrały kiedyś rolę w przyznaniu wielkiego znaczenia stolicy znad Bosforu. Czy więc rzeczywiście można powiedzieć, że nie mają znaczenia?
Dlaczego to dla nas, katolików i Polaków pouczające? Bo pokazuje, że trwanie przy świętych racjach bez otwartej na inaczej myślących miłości łatwo prowadzi do wzajemnych pretensji, wytykania niewierności i powstawania podziałów. Tak, są sprawy, w których ustępować nie wolno. Nigdy nie wolno zmieniać czy lekceważyć jasno sformułowanego Bożego prawa. Ale są sytuacje, w których koniecznie trzeba się zastanowić, co faktycznie jest, a co nie jest Bożym prawem. Przede wszystkim zaś nigdy, w żadnej sytuacji nie wolno zapominać, że pierwszym przykazaniem, którym powinni kierować się wszyscy chrześcijanie jest miłość. I to kierując się miłością trzeba zastanowić się, czy w jakiejś sprawie dla większego dobra nie warto jednak ciut ustąpić, a nie trzymać się sztywno swojego. A jeśli kierując się miłością nie tylko nie można, ale wręcz nie powinno się ustąpić, to trzeba też pomyśleć, jak trwając przy swoim mimo wszystko okazać bliźniemu miłość. Bo jej braku nie usprawiedliwia żadna, nawet najświętsza racja.
Tak, powinniśmy to przemyśleć. Zarówno jako polscy katolicy, jak i jako po prostu Polacy...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.