Reklama

Przeciąganie krzyża

Krzyż dla chrześcijanina jest symbolem zbawienia. Jezusa, który został do niego przybity, nie może zastąpić żaden polityk

Reklama

Quebec. Przełom lat 60 i 70. Wierni masowo odchodzą od Kościoła. Porzucają go z dnia na dzień. „Tak jak się zdejmuje płaszcz, który już jest za ciasny i zaczyna uwierać” – przytacza w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” słowa mieszkańców kanadyjskiej prowincji ks. Andrzej Draguła, teolog i publicysta; kierownik Katedry Teologii Pastoralnej, Liturgiki i Homiletyki na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Szczecińskiego.

Dlaczego? Przecież od XIX wieku Kościół w Quebecu przeżywał prawdziwie „tłuste lata”. Ludzie tłumnie lgnęli do Kościoła. Jednoczyli się wokół niego, bo obok języka francuskiego Kościół katolicki był symbolem oporu Quebecu wobec Monarchii Brytyjskiej. Wokół Kościoła kwitło życie społeczne. Organizowane były kasy zapomogowo-pożyczkowe, tworzono czytelnie, biblioteki, szpitale, hospicja. Seminaria i klasztory przeżywały oblężenie.

Kościół społeczny przyciągał, równocześnie wiążąc się coraz silniej z polityką. Szczególnie silna więź pojawiła się za czasów premiera Maurice’a Duplessisa (1936-1959).

Po jego śmierci nastąpiło tąpnięcie. Społeczną funkcję Kościoła (zupełnie spokojnie i przy jego całkowitej współpracy) przejęło państwo, bo Kościół nie radził sobie z rosnącymi wymaganiami społeczeństwa – tłumaczy ks. Draguła. Ludzie przekonali się, że są inne sposoby funkcjonowania społeczeństwa, a kościelne normy zaczęły być dla nich uciążliwe.

I wtedy zaczął się kryzys. Wyszło na jaw, że dla wielu katolicyzm był głównie strukturą religijno-socjalną. Religia - przyzwyczajeniem, konformizmem. Osobistą relację z Bogiem gdzieś w tym wszystkim utracono.

Kościół – symbol opozycji. Skądś to znamy? Kościół, który wiąże się z jedną opcją polityczną? Jakieś skojarzenia?

Niektórzy mają za złe warszawskiej kurii, że nie stanie twardo po stronie krzyża, który harcerze postawili przed pałacem prezydenckim po katastrofie z 10 kwietnia. Może właśnie kuria nie robi tego, bo tak naprawdę nie o KRZYŻ tutaj chodzi. Przynajmniej nie o ten KRZYŻ, który jest symbolem męki i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Chodzi o udzielenie poparcia jednej opcji politycznej. Określenie, kto jest lepszym katolikiem, a kto nie.

Krzyż dla chrześcijanina jest najpierw symbolem zbawienia. Jezusa, który został do niego przybity, nie zastąpi żaden polityk.

Postawienie krzyża przed pałacem prezydenckim po 10 kwietnia miało sens. Można było przed tym krzyżem klęknąć, pomodlić się za dusze zmarłych. Dziś powinna tam stanąć raczej tablica upamiętniająca ofiary smoleńskiej katastrofy.

To przykre, kiedy przy pomocy religii próbuje się załatwiać interesy polityczne. Nie warto mieszać jej autorytetu i narażać na szwank, popierając tych czy innych polityków. Zadaniem Kościoła jest formacja, głoszenie Ewangelii.

Nie trzeba – jak Marta z Ewangelii według świętego Łukasza – „troszczyć się i niepokoić o wiele”, by nie zgubić tego, co najważniejsze i doczekać się w Polsce powtórki z Quebecu

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Autoreklama

Autoreklama

Kalendarz do archiwum

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
5°C Niedziela
wieczór
3°C Poniedziałek
noc
2°C Poniedziałek
rano
3°C Poniedziałek
dzień
wiecej »