Sejm znowelizował w środę ustawy o radiofonii i telewizji oraz abonamentową. Konsekwencją noweli, która m.in. zmienia zasady wyłaniania zarządów i rad nadzorczych w TVP i Polskim Radiu, będzie wybór nowych władz mediów publicznych.
Podczas głosowania Sejm wprowadził do ustawy pięć poprawek Lewicy, jedną PSL i jedną autopoprawkę PO. Przepadł wniosek PiS, by dokument w całości odrzucić, poparcia posłów nie znalazło też osiem wniosków mniejszości.
Najistotniejsza poprawka Lewicy (przeszła minimalną większością głosów - 199 za, 197 przeciw) zmienia forsowany przez PO przepis, by trzech z siedmiu członków Rad nadzorczych w TVP i Polskim Radiu wskazywali ministrowie: skarbu, kultury i finansów. Przyjęcie poprawki oznacza, że w Radach nadzorczych mediów publicznych, tak jak obecnie, zasiadał będzie tylko przedstawiciel ministra skarbu.
Inna z poprawek Lewicy wykreśliła możliwość odwołania członka zarządu i rady nadzorczej TVP oraz Polskiego Radia wskutek prowadzenia działalności, która "pozostaje w sprzeczności z wykonywanymi obowiązkami".
Przeszła także poprawka Lewicy, stanowiąca, że Krajowa Rada określając "zakres planów finansowo-programowych" TVP i Polskiego Radia będzie miała na uwadze "swobodę nadawców publicznych w kształtowaniu programów".
Autopoprawka PO stanowi, że członkowie zarządów oraz osoby zajmujące kierownicze stanowiska w mediach publicznych w ocenie dziennikarzy muszą kierować się zasadami profesjonalizmu, rzetelności, uczciwości oraz wypełnianiem przez nich zadań misyjnych TVP i Polskiego Radia.
Poprawka PSL utrzymała obecną liczbę 15 członków Rad programowych w TVP i Polskim Radiu. Projekt Platformy redukował liczbę członków tych opiniodawczych ciał do dziewięciu.
Uchwalona ustawa stanowi ponadto m.in., że Rady nadzorcze TVP i Polskiego Radia będą - tak jak dotąd - wybierane przez KRRiT, ale nie w zaciszu gabinetu, lecz po przeprowadzeniu jawnego i otwartego konkursu.
Członkowie rad nadzorczych nie byliby, tak jak dotąd, nieodwoływalni w trakcie kadencji. Odwołać mógłby ich organ powołujący, czyli KRRiT lub właściwy minister.
Zarządy publicznych nadawców będą powoływane przez Krajową Radę na wniosek rady nadzorczej. KRRiT będzie też mogła odwołać zarząd, ale tylko "z ważnych powodów" (rażące naruszenie prawa, konflikt interesów lub działanie na szkodę spółki, skazanie prawomocnym wyrokiem za przestępstwo umyślne, ścigane z oskarżenia publicznego lub przestępstwo skarbowe oraz okoliczności trwale uniemożliwiające sprawowanie funkcji) i na wniosek Rady nadzorczej lub walnego zgromadzenia, czyli w tym przypadku ministra skarbu.
Zarządy w radiu i telewizji liczyłyby zamiast od jednego do pięciu - od jednego do trzech członków. W skład zarządu można byłoby powołać tylko osobę, która wygrała konkurs.
Kadencja dotychczasowych rad nadzorczych, zarządów i rad programowych TVP i Polskiego Radia wygaśnie z dniem wejścia w życie projektowanej ustawy. Ten zaś przewidziano na 14 dni od uchwalenia.
Ustawa trafi teraz do Senatu.
Głosowanie nad ustawą zakończyło się awanturą i wnioskami o przerwania obrad oraz zwołanie Prezydium Sejmu. Konflikt rozpoczęło pytanie Jana Dziedziczaka (PiS) do przewodniczącej sejmowej komisji kultury Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej (PO).
Dziedziczak pytał, czy po przyjęciu tej "upolityczniającej media publiczne" ustawy posłanka PO da mu "słowo", że w tej kadencji Sejmu przyjęty zostanie inny projekt ustawy medialnej, który przygotowały środowiska twórcze.
"Jest pan panie pośle zdecydowanie za młody, bym ja panu dawała słowo. Ja daję słowo swoim wyborcom" - odpowiedziała Śledzińska-Katarasińska.
Po tej wypowiedzi o głos poprosił Zbigniew Girzyński (PiS). "Pani Śledzińska-Katarasińska ma oczywiście prawo nie dawać słowa honoru, może nawet tego honoru nie posiadać" - powiedział poseł, co wywołało gwałtowne protesty w sali. "Ale w związku ze skandaliczną odpowiedzią pani Katarasińskiej, zwłaszcza zaś dzielenia posłów tej Izby na lepszych i gorszych - wobec tych kategorii, które pani poseł uznała za stosowne, w tym wypadku kategorii wieku" - kontynuował Girzyński.
"Ponieważ pani zdaje się swego czasu w roku 1968 dzieliła ludzi. Wówczas dzieliła ich pani zgodnie z kategorią pochodzenia - na dobrych Polaków i na Żydów. W związku z tym wnoszę panie marszałku o przerwę i zwołanie Konwentu Seniorów i panią poseł przywołał do porządku, bo najwyraźniej lekcji z roku 1968 nie odrobiła" - dodał Girzyński.
"Panie marszałku, ja wnoszę o przerwę i zwołanie Prezydium Sejmu w sprawie chamskiego zachowania posła Girzyńskiego" - ripostowała Śledzińska-Katarasińska.
Jako "chamską" wypowiedź Girzyńskiego określił też Stefan Niesiołowski (PO), powiedział, że poseł PiS obraził Śledzińską-Katarasińską i zapowiedział skierowanie wniosku do komisji etyki
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.