Gest Piłata, taktyka umywania rąk, rozczarowujące stanowisko - tak politycy PO i PSL komentują apel abp. Michalika do najważniejszych osób w państwie o zażegnanie konfliktu wokół krzyża. Według PiS, rozwiązanie sprawy krzyża leży w rękach prezydenta i PO.
Lewica podkreśla, że ani Kościół, ani władza nie powinny się odżegnywać od rozwiązania tego problemu.
W czwartek przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Józef Michalik wysłał list do prezydenta, marszałków Sejmu i Senatu, premiera, prezydent Warszawy oraz liderów partii zasiadających w parlamencie. Zaapelował w nim o zażegnanie konfliktu wokół krzyża. W środę zgromadzeni na Jasnej Górze biskupi zaapelowali do władz o powołanie komitetu, który zdecydowałby o sposobie i formie upamiętnienia w Warszawie ofiar katastrofy smoleńskiej.
Rzecznik Episkopatu ks. Józef Kloch powiedział w piątek, że abp Michalik prosi w liście polityków o pomoc w rozwiązaniu problemu. Jak dodał, według arcybiskupa takim rozwiązaniem byłoby powstanie pomnika w Warszawie, który godnie upamiętniałby ofiary katastrofy smoleńskiej.
"W liście skierowanym do polityków, abp Michalik zwraca uwagę, że należałoby ogłosić konkurs na projekt pomnika, zawarta jest też kwestia, jaki to ma być pomnik, jego lokalizacja, itd." - powiedział rzecznik Episkopatu. Ujawnił, że abp Michalik w swoim liście sugeruje powołanie komitetu budowy pomnika, składającego się z najwyższych autorytetów.
"Szczęśliwym trafem, prezydent Polski, prezydent Warszawy i premier są z tego samego ugrupowania politycznego. Dlatego należy liczyć na szybkie dogadanie się w tej kwestii między politykami" - zaznaczył rzecznik Episkopatu. Wskazał, że list to kolejne działanie ze strony Kościoła, w formie prośby, o włączenie wszystkich stron do powołania komitetu budowy pomnika upamiętniającego ofiary katastrofy smoleńskiej. "Sądzę, że jest to dzieło wykonalne" - dodał ks. Kloch.
Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski (PO) odnosząc się do listu abp. Michalika, powiedział PAP, że jest to "rozczarowujący dokument", podobnie jak komunikat z obrad biskupów na Jasnej Górze. "Pomysł, żeby prowadzić jakieś rokowania na najwyższym szczeblu w sprawie krzyża jest niedobry, przecież PiS nie chce żadnego porozumienia w tej sprawie" - podkreślił.
Zdaniem Niesiołowskiego, Kościół jest wyraźnie podzielony w sprawie krzyża. "Abp Michalik miał wiele szkodliwych wypowiedzi w sprawie sytuacji pod Pałacem Prezydenckim, popierał tzw. obrońców krzyża, inni biskupi też popierali awanturników pod krzyżem, a niektórzy księża firmowali kłamstwo w rodzaju +drugi Katyń+" - zaznaczył.
"Część Episkopatu cały czas popiera ojca Rydzyka, popiera PiS. Jaka jest wiarygodność Episkopatu, jeśli nie może się uporać z kadzielnicą kłamstwa, jaką jest Radio Maryja? Część Episkopatu popiera kłamstwo i nienawiść, co jest absolutnie sprzeczne z katolicyzmem" - podkreślił wicemarszałek. Jak ocenił, sprawa krzyża pokazuje słabość Kościoła. Przyznał jednocześnie, że część Kościoła zachowuje się znakomicie, np. dominikanie.
Według Niesiołowskiego, nie powinno być żadnego pomnika na Krakowskim Przedmieściu, nie powinno się prowadzić żadnych rozmów z grupką "fanatyków" przed Pałacem, bo - jego zdaniem - to żaden partner do rozmów. "Trzeba w odpowiednim momencie ten krzyż przenieść, nie robić szumu i atmosfery, że coś się tam ważnego dzieje, bo każda próba przeniesienia krzyża - jeśli będzie zrobiona publicznie - zmobilizuje pewną grupę fanatyków i będzie awantura" - zaznaczył.
Jak dodał, sam Kościół mógłby się zająć przeniesieniem krzyża. "Abp Michalik ma znakomitą okazję, żeby rozwiązać raz na zawsze tę sprawę, ale on tego nie zrobi, a obarczanie tym prezydenta Komorowskiego, który miałby zrobić powtórkę z trzeciego sierpnia (nieudanej próby przeniesienia krzyża - PAP) jest błędem" - powiedział polityk Platformy.
"Czyli albo po cichu, wieczorem, albo nad ranem przenieść krzyż, albo poczekać parę miesięcy i sprawa krzyża się tak wypali, że przestanie to kogokolwiek obchodzić" - mówił Niesiołowski.
"Krzyż nigdy nie może nie być sprawą biskupów, wezwanie, aby politycy sami rozwiązali ten problem to trochę gest Piłata, gest umywania rąk" - uważa poseł PO Jarosław Gowin.
Szef klubu PSL Stanisław Żelichowski ocenił, że w sprawie krzyża przed Pałacem Prezydenckim każdy stosuje taktykę umywania rąk. Jak zaznaczył, dzieląc Polaków na dobrych i złych, dobrych i złych katolików, dobrych i złych patriotów, tworzy się nie naród, a sektę. "Myśmy sobie taką sektę wyprodukowali na własne życzenie" - podkreślił.
Żelichowski zauważył, że przeciwnicy przeniesienia krzyża, to te same osoby, które niedawno miesiącami koczowały przeciwko, lub za jakąś sprawą przed Sejmem. Jego zdaniem to tacy "zawodowi protestujący" - którzy nie mają co zrobić z wolnym czasem. Przyznał, że ich akcja na Krakowskim Przedmieściu jest "napędzana" również przez stałe zainteresowanie mediów. "Przyjdzie 20 września, politycy wrócą do pracy, media zajmą się politykami, sprawa upadnie naturalnie, bo nikt nie będzie ich pokazywał" - przekonuje szef klubu Stronnictwa.
Jak podkreślił, w całej sprawie największą rolę powinien odegrać Kościół katolicki, bo jeśli Polacy uznają, że pod pałacem jest prawdziwa twarz Kościoła, mogą się od niego odwracać.
Żelichowski jest przeciwny powoływaniu komisji w sprawie pomnika ku czci ofiar katastrofy smoleńskiej, o co zaapelowali hierarchowie Kościoła. "To nie jest tak, że jak zaczniemy budować pomnik, to krzyż zniknie, oni wcale nie stawiają sprawy tak, że jak będzie pomnik, to nie będzie krzyża" - przekonuje polityk PSL.
Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak powiedział PAP, że krzyż powinien pozostać przed Pałacem Prezydenckim do chwili "godnego upamiętnienia" Lecha Kaczyńskiego i innych ofiar katastrofy pod Smoleńskiem, czyli - jak zaznaczył - powstania pomnika.
"W polskiej kulturze i tradycji osoby, które odeszły upamiętniane są poprzez pomniki. Nie widzę nic złego w tym, aby powstał pomnik Lecha Kaczyńskiego" - podkreślił. Przypomniał, że w sierpniu powstał społeczny komitet budowy pomnika Lecha Kaczyńskiego i innych ofiar katastrofy, a deklarację w tej sprawie poparło dwustu naukowców, ludzi kultury i sztuki.
"Chciałbym zwrócić uwagę na istotę problemu, którą wskazali księża biskupi - polega ona na godnym upamiętnieniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego i ofiar 10 kwietnia" - powiedział Błaszczak. "Rozwiązanie tego problemu jest w rękach prezydenta Bronisława Komorowskiego" - dodał szef klubu PiS.
Jak przekonywał, rozwiązanie problemu zależy od polityków PO, bo to oni mają znakomitą większość, pełnię władzy w Polsce. "Polityk PO jest prezydentem Polski, premierem, marszałkiem Sejmu, marszałkiem Senatu, prezydentem Warszawy" - wyliczał. Według posła PiS, prezydent powinien osobiście zaangażować się w rozwiązanie sporu. "Oczekiwałbym od prezydenta Komorowskiego wyjścia, rozmowy z ludźmi i rozwiązania tej sprawy. Rozwiązanie jest bardzo proste - godne upamiętnienie świętej pamięci Lecha Kaczyńskiego i ofiar 10 kwietnia" - oświadczył.
Tadeusz Iwiński z SLD jest natomiast zdania, że w tej sytuacji "każdy chce zrzucać odpowiedzialność na inną osobę czy inny urząd". "Tak się nie da" - powiedział PAP. "Krzyż jest symbolem Kościoła i Kościół nie może się od tego odżegnywać, ale nie może tego robić także władza. Im dłużej to trwa, tym gorsze świadectwo nam wystawia" - podkreślił Iwiński.
Według niego, otoczenie przed Pałacem Prezydenckim to nie jest miejsce dla pomnika. Poseł nie widzi też powodu, aby tworzyć komitet honorowy.
Iwiński zwrócił także uwagę, że sprawa upamiętnienia ofiar katastrofy smoleńskiej "została już w dużej mierze przesądzona". Przypomniał, że jest tablica na bocznym skrzydle Pałacu Prezydenckiego, jest tablica w Katedrze Polowej Wojska Polskiego, będą dwie tablice w Sejmie, a także powstaje pomnik na cmentarzu na Powązkach, gdzie pochowana jest duża grupa ofiar katastrofy. "Pochowanie pary prezydenckiej na Wawelu jest największym pomnikiem" - podkreślił poseł Lewicy.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.
Franciszek będzie pierwszym biskupem Rzymu składającym wizytę na tej francuskiej wyspie.
- ocenił w najnowszej analizie amerykański think tank Instytut Studiów nad Wojną (ISW).
Wydarzenie wraca na płytę Starego Rynku po kilkuletniej przerwie spowodowanej remontami.