Amerykanie mają moralną i polityczną powinność odbudowy Iraku - powiedział w wywiadzie udzielonym KAI abp Louis Sako
KAI: Wiele krajów europejskich jest gotowych na przyjęcie chrześcijańskich uchodźców z Iraku. Czy w obecnej sytuacji chrześcijanie powinni pozostać w Iraku czy emigrować?
- Nie, oczywiście, że nie chcemy, aby wyjeżdżali, chcemy, aby tam pozostali. Daliśmy wiele temu krajowi i nadal mamy mu co ofiarować. Mamy tu do spełnienia określoną misję i muzułmanie oczekują od nas świadectwa, choć nieco innego od ich. Zostałem niedawno zaproszony do telewizji, gdzie mówiłem o przebaczeniu, że trzeba sobie nawzajem przebaczać, że jest to silniejsze niż wysuwanie żądań, a tym bardziej niż zemsta. I po tej mojej wypowiedzi dzwoniło do mnie wielu muzułmanów, którzy wyrażali wdzięczność za te słowa, ponieważ usłyszeli o przebaczeniu.
Nie pochwalamy emigracji. Uważamy, że ta ucieczka z Iraku jest wyzwaniem dla nas. Kraje zachodnie głośno reklamują te przyjazdy, ludzie wyjeżdżają, a kraj opróżnia się z chrześcijan. Lepiej jest pomagać im, nie zachęcając do emigracji, ale naciskając na rząd iracki, aby wszędzie zapewnił bezpieczeństwo chrześcijanom, aby przestrzegał praw człowieka, pomagać za pośrednictwem małych projektów społecznych, usług - one kosztują mniej niż wyjazdy chrześcijan z kraju.
Należy też pamiętać, że nasi rodacy, gdy się znajdą na obczyźnie, mają duże trudności w zintegrowaniu się z miejscowymi społecznościami, w opanowaniu miejscowych języków, mentalności, zwyczajów, systemu wartości. Wiadomo, że w Iraku, jak zresztą na całym Bliskim Wschodzie, wielką wartość ma rodzina, poczucie wspólnoty, podczas gdy na Zachodzie przeważa indywidualizm, na czym wiele traci rodzina. Trzeba więc strzec naszej obecności, naszego kraju, historii, świadectwa, misji. To prawda, że nie możemy w naszym kraju głosić Ewangelii, ale jest wiele sposobów dawania świadectwa, są dobrze opracowane programy religijne w mediach.
KAI: Co zrobić, aby powstrzymać exodus wyznawców Chrystusa z Iraku?
- To oczywiste, że gdy ktoś czuje się zagrożony, nie możemy mówić mu: nie wyjeżdżaj, ale musimy pomagać uchodźcom z krajów sąsiednich. Gdy pewnego dnia będziemy mieli silny rząd i będzie poczucie bezpieczeństwa, będą oni mogli powrócić do stron rodzinnych, do swych domostw, postaramy się znaleźć im pracę. Uważam, że należy wspierać tych chrześcijan, także moralnie. Gdy np. jest zamach na świątynię, trzeba iść w marszu protestacyjnym, organizować manifestacje poparcia dla poszkodowanych, także po to, aby przemówić do sumienia samych terrorystów, aby pokazać, że chrześcijanie nie są izolowani i zapomniani. Ważną rolę odgrywa też miłość chrześcijańska - Caritas Christiana, gdyż - jak pisze św. Paweł - gdy jeden członek ciała cierpi, cierpi całe ciało. Powstaje wówczas odczucie, że wszyscy chrześcijanie czują się solidarni ze swymi braćmi i siostrami przeżywającymi trudności.
KAI: Czy to dobry pomysł, aby dla chrześcijan utworzyć specjalny region w Iraku? Mówił o tym po tragedii w Bagdadzie chaldejski biskup Shlemon Warduni.
- Nie sądzę, żeby to było słuszne. Zresztą on sam złożył też oświadczenie przeciwne takiej strefie. Ja osobiście mówiłem wielokrotnie, że taka strefa, bardzo upolityczniona, może stać się pułapką dla chrześcijan. Jest to bardzo niebezpieczne myślenie, ponieważ Arabowie są przeciw tego rodzaju tworowi, będącemu w istocie swoistym gettem chrześcijańskim, przy tym otoczonym przez innych, przez miliony Arabów, Kurdów i inne narodowości. Jak żyć w tych warunkach? To nielogiczne, to sztuczny projekt. Zresztą z samej istoty chrześcijanina wynika, że nie możemy żyć w jakimś getcie wyznaniowym, mamy być wszędzie.
Chrześcijanie mieszkają dziś w Basrze, Bagdadzie - w stolicy jest obecnie więcej naszych współwyznawców niż na Północy, gdzie miałby powstać ów region chrześcijański. Myślę więc, że ów plan, wspierany zresztą przede wszystkim przez chrześcijan irackich przebywających poza krajem, jest nierealny.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.