Krakowska prokuratura przesłała do sądu akt oskarżenia wobec trzech osób w sprawie kradzieży napisu "Arbeit macht frei" z muzeum Auschwitz - poinformował w czwartek podczas konferencji prasowej prokurator Robert Parys.
O nakłanianie do kradzieży napisu (będącego zabytkiem i dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury) umieszczonego nad bramą byłego hitlerowskiego obozu oskarżony został Szwed Mats Anders Hoegstroem oraz Marcin A. Trzeci podejrzany, Andrzej S., został oskarżony o współudział w kradzieży razem z trzema innymi osobami, skazanymi już w tej sprawie.
Do kradzieży doszło 18 grudnia 2009 r. Napis odnaleziono 70 godzin później we wsi koło Torunia. Sprawcy kradzieży, zatrzymani w tym samym czasie, pocięli go wcześniej na trzy części. Z ustaleń prokuratury wynika, że pięciu Polaków - wśród których znajdowali się wykonawcy i pośrednicy - działało na zlecenie pośrednika ze Szwecji.
Początkowo Szwed nie przyznawał się do winy i przedstawił własną wersję wydarzeń. W następnych wyjaśnieniach przyznał się do zarzutów i złożył obszerne wyjaśnienia. Prokuratura wyraziła zgodę na podawanie jego nazwiska.
Do winy przyznał się także Andrzej S., którego postawa - jak twierdzi prokuratura - sprawiła, że napis znaleziono od razu i nie został on przekazany dalej. Marcin A. formalnie nie przyznał się do winy, ale ze złożonych przez niego szczegółowych wyjaśnień wynikał jego udział w sprawie.
Wszyscy trzej w prokuraturze wyrazili chęć dobrowolnego poddania się karze i złożyli wnioski o wydanie wyroku bez przeprowadzania postępowania sądowego. Wnioski w tej sprawie prokuratura dołączyła do aktu oskarżenia.
Uzgodniona z prokuraturą kara dla Hoegstroema to 2 lata i 8 miesięcy pozbawienia wolności, dla Andrzeja S. - 2 lata i 4 miesiące, a dla Marcina A. - 2 lata i 6 miesięcy więzienia.
W przypadku skazania Matsa Andersa Hoegstroema, będzie on odbywał karę w szwedzkim więzieniu. Takie były ustalenia podczas procedury przekazania go polskim organom ścigania przez Szwecję.
W przypadku dwóch oskarżonych Polaków motyw udziału w kradzieży był finansowy: mieli zarobić pieniądze, w przypadku Szweda motyw - zdaniem prokuratury - jest bardziej złożony. Jak twierdzi Hoegstroem, napis miał przekazać innej osobie. Osoba ta miała pokryć wszystkie koszty kradzieży, tj. zapłacić Polakom. Do przekazania pieniędzy nie doszło.
Prokuratura wyłączyła ze śledztwa materiały, dotyczące tej osoby - domniemanego zleceniodawcy kradzieży i przekaże je szwedzkim organom ścigania. "Nie udało się uzyskać wystarczających dowodów w sprawie ewentualnego zleceniodawcy kradzieży napisu " - powiedział prowadzący postępowanie prokurator Parys.
Podczas konferencji dziennikarze mówili o Larsie W. Prokurator nie potwierdził, że chodzi o tę osobę, ale też nie zaprzeczył. Jak wyjaśnił, osoba ta była przesłuchiwana w Szwecji w ramach pomocy prawnej, ale nie potwierdziła wyjaśnień Hoegstroema.
Przyznał jednak, że "przesłuchiwany Lars W. zaprzeczył, aby miał jakikolwiek związek z kradzieżą napisu i jednocześnie starał się przedstawić w niekorzystnym świetle osobę Hoegstroema, by podważyć wiarygodność dowodową jego wyjaśnień".
Hoegstroem został zatrzymany w lutym w Sztokholmie i umieszczony w areszcie. Miesiąc później szwedzki sąd zdecydował, że zostanie on wydany Polsce, co nastąpiło w kwietniu.
Jak poinformowała prokuratura, Hoegstroem od początku pobytu w Polsce miał przydzielonego obrońcę, który kontaktował się z nim 26 razy; 7 razy odwiedzał go konsul honorowy Królestwa Szwecji.
Cyklon doprowadził też do bardzo dużych zniszczeń na wyspie Majotta.
„Wierzę w Boga. Uważam, że to, co się dzieje, nie jest przypadkowe. Bóg ma dla wszystkich plan”.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.