Wytrwaliśmy w Afganistanie do samego końca naszej misji jako wierny i wartościowy sojusznik; ewakuacja zakończyła się sukcesem i nie przyniosła żadnych strat w ludziach - podkreślał na środowej konferencji prasowej szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau.
Rau posumował w środę udział Polski w trwającej niemal 20 lat misji. Jak podkreślił, pokazuje on, że "polityka zagraniczna, polityka bezpieczeństwa narodowego Rzeczypospolitej Polskiej jest istotnym elementem polskiej racji stanu i jako taka powinna - i może być - częścią wspólnej troski różnych stronnictw i ugrupowań politycznych".
Szef polskiej dyplomacji podkreślił, że decyzja o uczestnictwie w misji w Afganistanie była spowodowana dwoma celami - ustanowieniem pozycji Polski jako wiernego i wartościowego sojusznika NATO oraz wprowadzenie naszej części Europy do strefy bezpieczeństwa i stabilności politycznej.
Minister spraw zagranicznych nazwał sojuszniczą misję w Afganistanie "niekwestionowanym sukcesem". "Ten niekwestionowany sukces naszej partnerskiej misji, misji sojuszniczej w Afganistanie zawdzięczmy przede wszystkim żołnierzom naszych sił zbrojnych" - podkreślił Rau. "Nie sposób raz jeszcze nie złożyć hołdu i wyrazów najwyższego uznania tym z nich, którzy zapłacili za to najwyższą cenę, cenę swojego życia" - oświadczył.
Szef MSZ przypomniał, że decyzja o rozpoczęciu misji w Afganistanie zapadła, kiedy talibowie udzielili schronienia organizatorom zamachu na World Trade Center i Pentagon 11 września 2001 r.
"Polska była uczestnikiem tej sojuszniczej operacji. Wytrwaliśmy w Afganistanie do samego końca naszej misji jako wierny i wartościowy sojusznik. Doprowadziliśmy do wycofania się z tej misji, a wycofanie to doprowadziło do ewakuacji, która zakończyła się sukcesem i nie przyniosła żadnych strat w ludziach" - mówił Rau.
Minister dziękował wszystkim osobom zaangażowanym w pomoc przy ewakuacji, w tym dyplomatom z wielu placówek zagranicznych, także m.in. z Taszkientu, Bukaresztu czy New Delhi. Szczególne podziękowanie za zaangażowanie i niestrudzoną pracę przekazał wiceszefowi MSZ Marcinowi Przydaczowi.
Rau poinformował, że w sumie Polsce udało się doprowadzić do 52 lotów w obie strony i przetransportować z Afganistanu 1232 osoby. Minister zaznaczył, że każdy z tych lotów wymagał uzyskania kilku zgód państwowych, czasem nawet 9 państw na jeden lot; wskazywał, że zdarzało się, że trzeba było w ciągu kilku godzin nocnych stworzyć nowy stan prawny w relacjach międzynarodowych np. wynegocjowania, uchwalenia i implementowania dwustronnej umowy rządowej miedzy Polską a Afganistanem.
Ambasador RP w Rumunii Maciej Lang - dawnej ambasador w Afganistanie - który był zaangażowany w ewakuację Afgańczyków współpracujących w tym kraju z Polakami i państwami NATO podkreślił, że akcja ewakuacyjna w Afganistanie była prowadzona pod presją czasu i pogarszającej się sytuacji bezpieczeństwa. Wyjaśnił też, że miała ona charakter wojskowo-cywilny.
"Przebywa dziś w Polsce ponad tysiąc osób ewakuowanych z Kabulu. Każda z tych ewakuowanych osób musiała być zlokalizowana, odszukana w wielotysięcznym tłumie kłębiącym się przed bramą bazy, a następnie fizycznie wciągnięta do bazy (gdzie było lotnisko - PAP) i umieszczona w prowizorycznym campie, który tam zorganizowaliśmy. Później wysłana wojskowym transportem do Uzbekistanu, skąd samoloty LOT-u przewoziły ewakuowanych do Warszawy" - relacjonował dyplomata.
Podkreślił, że dzięki koordynacji działań w Afganistanie i na trasie z tego państwa do Polski samoloty nie latały puste, a ewakuowane osoby nie musiały długo oczekiwać na transport. "Nasze samoloty wylatywały do Uzbekistanu pełne, nasze samoloty LOT-owskie na trasie z Uzbekistanu do Polki również były pełne" - powiedział.
Ważnym aspektem misji ewakuacyjnej - wskazywał - było zapewnienie jej bezpieczeństwa. "Zagrożenia nie były fikcyjne, o czym dziś wszyscy wiemy" - podkreślił. Dodał, że ostatnia zmiana Polaków w Afganistanie wycofała się z miejsc, gdzie później były zamachy terrorystyczne w nocy z 25 na 26 sierpnia. Polacy odlecieli z Kabulu na gadzinę przed zamachami, "które zebrały tragiczne żniwo ofiar".
"Myślę, że jako kraj możemy być dumni, że ewakuacja się udała, że zrobiliśmy to własnymi siłami. To byli nasi ludzie, nasze zabezpieczenie wywiadowcze, kontrwywiadowcze, nasze statki powietrzne - wojskowe i cywilne, i znakomite działanie wszystkich podmiotów, które brały w tym udział" - powiedział.
Inni uczestnicy konferencji - osoby zaangażowane w pomoc w ewakuacji - relacjonowali jak trudne były warunki ich działania i sytuacje, do których dochodziło. Podkreślali, że szczególnym wyzwaniem było doprowadzenie do nierozdzielania rodzin osób ewakuowanych wobec trudności logistycznych i postawy talibów, którzy nie chcieli przepuszczać na checkpointach kobiet bez opiekuna-mężczyzny. Mówili, że na przykład zdarzyła się sytuacja, gdy na lotnisku na ewakuację czekał ojciec z małym dzieckiem, podczas gdy w kłębiącym się tłumie były - i nie mogły się przedostać do reszty rodziny - matka dziecka i babcia. Jak podkreślili, ostatecznie sprawa miała pozytywny finał, ale kosztowało to wiele wysiłku.
Po tym, jak Stany Zjednoczone wycofały większość swoich wojsk z Afganistanu, kontrolę nad dużą częścią kraju, a także stolicą, Kabulu, przejęli talibowie. Państwa UE i NATO zorganizowały ewakuację swych obywateli oraz swoich współpracowników z Afganistanu.
Z końcem sierpnia zakończyła się wojskowa misja w Afganistanie. Zginęło w niej 2365 żołnierzy USA, a także m.in. 1144 żołnierzy międzynarodowej koalicji ISAF, w tym 44 Polaków (43 żołnierzy i jeden ratownik medyczny).
Ewakuacja prowadzona przez polskie służby odbywała się wojskowymi samolotami z Kabulu do Uzbekistanu, skąd następnie cywilnymi samolotami PLL "LOT" ewakuowani dostawali się do Polski. Pierwszy samolot z osobami ewakuowanymi wylądował w Warszawie w środę 18 sierpnia, a sama misja ewakuacyjna potrwała około tygodnia. Ostatecznie ewakuowano wszystkich sześciu obywateli Polski, którzy zwrócili się do MSZ oraz kilkuset afgańskich współpracowników polskich służb. Polska ewakuowała także współpracowników państw sojuszniczych oraz instytucji międzynarodowych, w tym pracowników Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.