„Benedykt XVI wie również dobrze, co potwierdzi każdy historyk współczesności, że Polska bez Jana Pawła II nie byłaby Polską taką, jaką jest teraz. Tak samo świat bez tego Polaka nie byłby takim światem, jakim jest teraz” – uważa Peter Seewald.
Jakie największe zagrożenia dla Kościoła i świata widzi Benedykt XVI?
– Największe zagrożenia dla Kościoła to te, które oddalają go od zasadniczej misji, gdy stara się dopasowywać do ducha czasu, gdy traci prawdy wiary, wiedzę o wierze i zaufanie. Zagrożeniem są również wady głównych odpowiedzialnych za Kościół, czego dramatycznym przykładem są przypadki molestowania seksualnego nieletnich. Istnieją też inne przypadki nadużyć w kapłaństwie, gdy kapłan nie jest wierny orędziu Ewangelii. Należy zwrócić uwagę, że inne są zagrożenia w krajach Zachodu, a inne na przykład w Afryce czy Azji. Zagrożenia te zawsze istniały w historii Kościoła. Są regiony, gdzie wiara upada, a są i takie, gdzie powstały nowe ruchy podejmujące wysiłki ożywienia źródeł wiary. Nie możemy nigdy zapominać, że upadek wiary niekoniecznie wiąże się z doraźną atrakcyjnością Kościoła. Opisów jej upadku mamy wiele w Starym Testamencie. Taniec wokół złotego cielca jest pokusą, przed którą stoi każde pokolenie.
Jedno z największych zagrożeń dla świata Benedykt XVI widzi w sytuacji, gdy człowiek chce stać się miarą wszystkich rzeczy. Wtedy zaczyna staczać się po równi pochyłej. Możemy to zaobserwować w wielu dziedzinach, m.in. w gospodarce i finansach. Ubóstwianie mamony doprowadziło do obecnego kryzysu i zagroziło światowej ekonomii. Inne społeczne zagrożenia to relatywizacja wszystkiego, co prowadzi do zachwiania całym porządkiem Stworzenia.
We wrześniu Benedykt XVI odwiedzi Niemcy. Czego Pan oczekuje od tej wizyty?
– Oczekiwania są naturalnie wielkie i wierzę, że wizyta będzie szczególnym wydarzeniem nie tylko dla Niemiec. Niebagatelny wpływ będzie ona miała na religijną sytuację kraju. Ufam, że coś poruszy i wywrze pozytywny wpływ, szczególnie teraz na początku trzeciego tysiąclecia, kiedy Kościół znalazł się w kryzysowej sytuacji, zwłaszcza po ujawnieniu przypadków molestowania.
Benedykt XVI od początku sprawowania papieskiego urzędu rozpoczął proces oczyszczenia, który szczególnie dotyczy kapłanów. Mimo, że jest on mocno spóźniony, to jednak stanowi wielką szansę dla Kościoła. Może nie od razu powstrzyma on odchodzenie ludzi z Kościoła, ale ci, którzy w nim pozostają, jeszcze głębiej będą przeżywać swoje chrześcijaństwo i dostrzegą, że bez jego orędzia nie da się żyć. My chrześcijanie nie możemy stawiać tylko na przeżycie. Można dostrzec już wiele pozytywnych znaków zmiany.
W tym kontekście wielkim wydarzeniem będzie beatyfikacja Jana Pawła II. Świat jeszcze raz zobaczy tego olbrzyma wiary i pochyli się nad jego nauką. Myślę, że 2011 rok przyniesie Kościołowi wiele ważnych rzeczy, wśród nich Światowy Dzień Młodzieży w Madrycie i papieskie podróże. Kościół ma dobre perspektywy na przyszłość.
Czy pontyfikat Benedykta XVI wpłynął jakoś na Niemcy?
– Powiedziałbym, że jest jeszcze trochę za wcześnie mówić o wpływie pontyfikatu na Niemcy, gdyż trwa on zaledwie od ponad pięciu lat. Ale już sam wybór kardynała Ratzingera na stolicę Piotrową zmienił nastawienie Niemców do Kościoła katolickiego i Rzymu. Inaczej postrzegają oni i mają nową świadomość katolicyzmu. Ponadto Benedykt XVI jako Niemiec inaczej zwraca się do swoich rodaków.
Nie ma oczywiście takiej dumy z papieża Niemca jak w Polsce z papieża Polaka. Na przykład tytuł, jaki ukazał się w dzienniku „Bild”: „Wir sind Papst” („Jesteśmy papieżem”) był mocno krytykowany. To o czymś świadczy. W nowej świadomości Niemców Benedykt XVI jest wielką, światowej rangi osobowością a papieski urząd jaki sprawuje służy nie niszczeniu tego świata, lecz jego ratowaniu. Nie jest żadnym dyktatorem, a jego urząd uosabia orędzie miłości, solidarności i sprawiedliwości.
W kościołach ustawiane są choinki, ale nie ma szopek czy żłóbka.