Senacka komisja obrony narodowej zajmuje się w czwartek informacjami przedstawicieli organów państwa na temat działań wyjaśniających katastrofę smoleńską. Na posiedzenie nie przyszedł żaden z zaproszonych ministrów. Wszyscy poza szefem MSWiA przysłali swoich zastępców.
Na posiedzenie komisji zaproszono m.in. szefa MSWiA Jerzego Millera, który kieruje polską komisją wyjaśniającą katastrofę, szefa MON Bogdana Klicha, szefa MSZ Radosława Sikorskiego, szefa BBN Stanisława Kozieja, prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta oraz szefa ABW Krzysztofa Bondaryka. Nie przyszedł żaden z nich; część reprezentowali zastępcy, nie było zaś nikogo z MSWiA i ABW. Senatorowie przez pół godziny zastanawiali się, czy pod nieobecność Millera prowadzić obrady. Ostatecznie w głosowaniu zdecydowali, że tak.
Szef komisji Maciej Klima (PiS) powiedział PAP, że do chwili obecnej żadne oficjalne pismo ani faks o nieobecności szefa MSWiA oraz jego zastępcy nie dotarło do komisji obrony. Oświadczył, że zamierza zwrócić się z pismem do ministra SWiA oraz premiera Donalda Tuska z prośbą o wyjaśnienie tej sytuacji.
Obecny na posiedzeniu szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich powiedział w czwartek, że nie wie, kto podjął decyzję o zastosowaniu załącznika trzynastego konwencji chicagowskiej. "Jeśli chodzi o sam proces podejmowania decyzji - nie wiem, ja w tym nie uczestniczyłem. Nikt mnie nie pytał, czy to będzie najlepsze, czy najgorsze, tylko ja dostarczyłem dokumenty panu ministrowi Cezaremu Grabarczykowi (szefowi resortu infrastruktury - PAP), a później już dowiedziałem się od pani Tatiany Anodiny (szefowa MAK - PAP), że to zostało zaakceptowane" - powiedział E. Klich.
Według niego decyzja o zastosowaniu przepisów konwencji chicagowskiej została podjęta po "dyskusjach czy uzgodnieniach z rządem polskim", bo - jak podkreślił - inaczej sobie tego nie wyobraża.
Zaznaczył także, że w ciągu pierwszych dni polscy eksperci pracowali na terenie katastrofy Tu-154M bez żadnej podstawy prawnej. "Wtedy nie było żadnych procedur ustalonych. (...) Oficjalnie dopiero 15 kwietnia otrzymałem faks czy telegram ze składem komisji i akredytacją od ministra Bogdana Klicha" - powiedział E. Klich.
Pytany przez senatorów o status lotu samolotu odparł, że w tym zakresie trudno jest dojść do porozumienia. "Tu jest tyle spraw, że nie jestem w stanie odpowiedzieć, czy można uznać, że był jakiś jednolity status tego lotu. Natomiast jeśli chodzi o samo wykonanie lądowania, to trudno uznać, żeby było według przepisów cywilnych, jeśli jedna strona tych przepisów w ogóle nie znała" - powiedział. Podkreślił, że w zapisie rozmów z wieży kontrolnej pada pytanie do polskiej załogi, czy lądowali na lotnisku wojskowym. Według niego jest to forma uzgodnienia procedury wojskowej.
Klich dodał, że badanie wraku samolotu w kontekście przyczyn katastrofy ma szczególny sens, gdyby na pokładzie był wybuch. "Tutaj żadnego wybuchu nie było. Wrak nie jest niezbędnym dowodem, aby zakończyć badanie przyczyn katastrofy" - zaznaczył.
Zdaniem Klicha, załoga Tu-154M już przy starcie z Warszawy wiedziała, że pogoda w Smoleńsku jest poniżej dopuszczalnego minimum. Jak zaznaczył, meteorolog ze Smoleńska po katastrofie zeznał, że rosyjskie przepisy dają możliwość zamknięcia tego lotniska przy złej pogodzie, ale potwierdzenia tego nie znaleziono w dokumentach.
Pytany o możliwość przeprowadzenia eksperymentu na drugim tupolewie Klich powiedział, że mógłby się odbyć, mimo wykrytej w nim usterki. Przekonywał senatorów, że pomimo iż jest to próba bardzo ryzykowna, to można ją przeprowadzić. "Przecież chyba na próbny lot nie zamierzają wsadzić tam prezydenta RP. Jeśli samolot jest sprawny, to powinien wykonać te zadania, chyba że ma być to bardziej ryzykowna próba i wtedy te urządzenia muszą być w pełni sprawne" - stwierdził Klich.
Według niego precyzyjne odtworzenie w eksperymencie tego, jak działała załoga, może nie być możliwe w 100 proc.
W połowie stycznia Sejm wysłuchał informacji rządu ws. raportu MAK dotyczącego katastrofy. Raport MAK wywołał wiele kontrowersji; uznano w nim, że żadne z wytkniętych w dokumencie uchybień nie obciąża strony rosyjskiej. Wśród przyczyn katastrofy MAK wymienił: błędy w pilotażu, zły dobór załogi, złamanie przepisów, obecność osób postronnych w kabinie pilotów, zlekceważenie ostrzeżeń, braki w wyszkoleniu załogi, brak zgrania jej członków i zła organizacja lotu. Strona polska przedstawiła wiele uwag do raportu MAK; głównie co do braku oceny rosyjskich kontrolerów lotu. Według polskiej komisji popełnili oni liczne błędy, działali pod presją i nie byli wystarczającym wsparciem dla załogi Tu-154M.
Szef MSWiA Jerzy Miller poinformował w środę, że prace nad polskim raportem końcowym dotyczącym katastrofy mogą przedłużyć się o około sześć tygodni. Powodem opóźnienia jest usterka w tupolewie, na którym miał być przeprowadzony konieczny eksperyment.
W niektórych miejscach wciąż słychać odgłosy walk - poinformowała agencja AFP.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Kraje rozwijające się skrytykowały wynik szczytu, szefowa KE przyjęła go z zadowoleniem
Z dala od tłumów oblegających najbardziej znane zabytki i miejsca.
Celem ataku miał być czołowy dowódca Hezbollahu Mohammed Haidar.
Wyniki piątkowych prawyborów ogłosił w sobotę podczas Rady Krajowej PO premier Donald Tusk.