Sąd w Turynie skazał ich wczoraj na 2 lata i 5 miesięcy więzienia, a także 10 tys. euro zaliczki na odszkodowanie, które zostanie ustalone w procesie cywilnym.
Sprawa ma swoje początki w 2018 r., kiedy 14-letnia romska dziewczynka zapukała do drzwi wiejskiego posterunku policji w okolicach Turynu. Historię tę opisała w "Corriere della Sera" Silvia Guzzetti.
Kilka dni wcześniej dziewczynę przyłapano na próbie kradzieży w sklepie obuwniczym. Nieletnią powierzono babci i odstawiono do domu. "To moja rodzina zmusza mnie do kradzieży" - zeznała prokuratorom. Ci ostatecznie, w wyniku śledztwa, postawili zarzuty pięciorgu dorosłym z romskiej rodziny.
"Mam nadzieję, że zapłacą grzywnę, a ja, kiedy będę dorosła, wezmę pieniądze z konta i zostanę kosmetyczką" - tłumaczyła dziewczynka tym, którzy pytali ją, dlaczego doniosła na całą swoją rodzinę: tatę, dziadków, wujków i wszystkich, którzy - jak mówiła - zmuszali ją do drobnych kradzieży i maltretowali, gdy przyniosła do domu za mało pieniędzy.
Podczas procesu obrona, która reprezentowała rodziców i krewnych, utrzymywała, że 14-latka miała "poważne zaburzenia zachowania" do tego stopnia, że rodzina sama zwróciła się do lekarzy i pracowników socjalnych o pomoc, twierdząc, że dziewczyna ma skłonności do konfabulacji i fantazjowania. Tymczasem prokurator Laura Ruffino podczas procesu dokumentowała, że nieletnia jest "odpowiedzialna i wiarygodna", a adwokat Roberto Saraniti podkreślał, że dziewczynce "udało się wyzwolić z systemu", mimo że wiele wycierpiała zarówno w domu ("bo nie umie kraść") i w szkole ("bo musi kraść").
Obrońcy rodziny nastolatki zapowiedzieli już apelację.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.