O. Tomasz ze Lwowa podzielił się niedawno taką refleksją: Mija 8-my miesiąc wojny na Ukrainie. I wciąż to samo: ‘Módlmy się o Pokój’. Przypomnijmy, że ZSRR przez cały czas swego istnienia walczył "o Pokój". Rosja to kontynuuje. Czyli czas, aby modlić się: "o Zwycięstwo Ukrainy!" Albo przynajmniej "o Zwycięski Pokój!" - pisze dominikanin.
Drogie Siostry, Drodzy Bracia,
wieczorami na ulicach ukraińskich miast jest teraz ciemno. W ramach oszczędności prądu wyłączonych jest większość latarni. Ostatnio, wychodząc z pobliskiego sklepu, zauważyłem pięknego owczarka niemieckiego, który siedząc, spoglądał na mnie z ciekawością. Pies mówił kobiecym głosem. Zamurowało mnie! Po kilku sekundach zorientowałem się jednak, że obok czworonoga stoi właścicielka. Zatopiona w ciemnościach, niewidoczna dla świata, głośno rozmawiała przez telefon.
O wiele większym wyzwaniem, niż zwierzęta mówiące ludzkim głosem, jest dla kierowców i pieszych wyłączona sygnalizacja świetlna. Zdarza się to coraz częściej. Wjeżdżając w piątek po zmroku do Chmielnickiego od razu zauważyłem stłuczkę na skrzyżowaniu. Ulice były mocno zakorkowane i trudne do przejechania dla kogoś kto nie zna dobrze miasta. Odetchnąłem z ulgą, kiedy wreszcie dotarłem do klasztoru. W Ukrainie wielu ludzi ubiera się na ciemno (ja zresztą też!), więc przy braku oświetlenia piesi są bardzo słabo widoczni. Dlatego będąc niedawno w kijowskiej katedrze, kupiłem w księgarni paulistów odblaskowe opaski - idealny prezent na czas ‘egipskich’, a raczej należałoby napisać ‘rosyjskich ciemności’, nie tylko dla dzieciaków. Tym bardziej, że na opaskach jest jednoznaczna deklaracja: „I love Jesus”.
Przeczytaj: W Kijowie przez brak oświetlenia ulic więcej wypadków samochodowych
W Fastowie przez dużą część dnia nie ma prądu. Na szczęście o. Misza pomyślał wcześniej o zdobyciu generatorów, które pozwalają jako tako funkcjonować w klasztorze i Domu św. Marcina. Wszyscy też powoli przyzwyczajają się do warkotu silników, które produkują
energię. Jedynie o. Paweł nieco się martwi o pieniądze na paliwo, które zamieniane na prąd, znika bardzo szybko.
Niedawne, powtarzające się ostrzały infrastruktury energetycznej utrudniły życie milionom mieszkańców Ukrainy. Mam jednak wrażenie, że nie zdołały złamać walecznego ducha i nadziei w narodzie. Trafnie skomentował sytuację br. Mark, przełożony kijowskiej fraternii świeckich dominikanów: „Kijowa nie można wyłączyć i zatopić w ciemnościach, bo źródłem światła w Ukrainie są ludzie”, i dodał cytat z Ewangelii św. Jana (1, 5.9): „A światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła (…) Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi”. Głęboko i trafnie.
OGLĄDAJ relację na bieżąco: Atak Rosji na Ukrainę
Pomimo, że w Kijowie oraz w większości ukraińskich miast, prąd jest regularnie wyłączany, nie brakuje Ukraińców, którym dopisuje poczucie humoru. Ktoś niedawno stwierdził: „Po raz pierwszy od ośmiu lat sąsiad przestał całodobowo wiercić za ścianą. Dziękuję zakładowi energetycznemu za nowe życie!”. Pani Katia, nasza klasztorna kucharka opowiada, że w jej bloku, jak w większości podobnych budynków w Kijowie, wszystko jest na prąd, dlatego kiedy rano go brakuje, nie ma nawet jak zagotować wody. Radzi sobie jakoś, ale wyobrażam sobie na ile trudniej jest zacząć dzień w takich warunkach rodzicom z małymi dziećmi albo osobom chorym. Mieszkańcy wysokich bloków nauczyli się również, że aby by dotrzeć gdzieś na czas, lepiej iść po schodach niż korzystać z windy. Podobno w niektórych wieżowcach ludzie zostawiają w widach coś do picia, jedzenia i siedzenia, a także środki uspokajające na wypadek, gdyby ktoś utknął w windzie na dłużej. Wczoraj w radio ktoś przekonywał, że nie koniecznie trzeba zawsze zakładać elegancko wyprasowane koszule i sukienki. Żelazko pobiera bardzo dużo prądu, więc warto wytyczyć nowe trendy wojennej mody. Z praktycznych względów nawet mi się to podoba, choć jeśli chodzi dominikański habit, to zdecydowanie wolę, by był wyprasowany.
Wizytuję właśnie nasze klasztory w Ukrainie. Szykując się do kolejnego wyjazdu przypomniały mi się i pozostały w mojej głowie na dłużej, słowa z biblijnej Księgi Amosa (5,14): „Szukajcie dobra a nie zła, abyście żyli”. Rozpoczynając rozmowy z braćmi poprosiłem, by opowiedzieli mi o czymś dobrym, co wydarzyło się w ostatnim czasie w ich życiu. Podzielili się doświadczeniem minionych miesięcy, podkreślając jak bardzo wojna zbliżyła ich do ludzi, którym służą, obok których żyją i za których codziennie się modlą. Doskonale to rozumiem. Gdyby ktoś zadał mi podobne pytanie, odpowiedziałbym tak samo. Ukraina stała się nam szczególnie bliska i droga. Dlatego, kiedy jestem w Polsce i ktoś z troską mówi mi, że na pewno cieszę się, że jestem w swojej ojczyźnie, gdzie nie ma wojny, odpowiadam, że nie do końca tak jest, bo mój dom i mojej serce jest teraz w kraju nad Dnieprem. Tym zdobycznym dobrem czasu wojny jest dla mnie również niezwykła solidarność rodziny dominikańskie, doświadczana od samego początku rosyjskiej agresji. Nie potrafiłbym zliczyć wszystkich rozmów, spotkań, maili i serdecznych listów docierających nie tylko od moich przyjaciół i znajomych, ale od tak wielu różnych braci, sióstr, świeckich dominikanek i dominikanów z całego niemal świata. Bardzo Wam za to dziękuję.
Tydzień temu odbyły się pierwsze zajęcia w ramach nowego liturgiczno-muzycznego kierunku studiów w naszym kijowskim Instytucie Świętego Tomasza. Jego pomysłodawcą jest o. Tomasz, który jest nie tylko teologiem dogmatykiem, ale również muzykiem. Zgłosiło się 15 osób, czyli tyle ile było miejsc. Studenci pochodzą z Kijowa, Lwowa, Użgorodu i Dniepra, a do niektórych wykładów dołączają się także wykładowcy i studenci kijowskiego konserwatorium muzycznego, chcący poznać historię muzyki chorałowej i myśl teologiczną zachodniego chrześcijaństwa. Bardzo się cieszę, że Tomek wraz z zespołem swoich współpracowników z Ukrainy i Polski mieli odwagę podjąć się wyzwania stworzenia nowej propozycji studiów, pomimo tak niepewnego czasu jakim jest wojna.
Ojciec Misza wraz z wolontariuszami Domu Świętego Marcina szykują się do kolejnej wyprawy z pomocą humanitarną na wschód Ukrainy. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się z nimi pojechać na tereny niedawno wyzwolone od rosyjskiej okupacji w obwodzie charkowskim. Będzie to już trzeci wyjazd. Nic dziwnego, że mieszkańcy wsi Vilkhuvatki, znajdującej się jedynie 10 km. od granicy z Rosją, doskonale zapamiętali poprzednią wizytę gości z Fastowa. „To wy! Zobaczcie, u mnie jest do dziś wasza torba, w której przywieźliście nam jedzenie”. Oprócz żywności na wschód trafią znów ciepłe kołdry i rzeczy, które pomogą przetrwać zbliżające się chłody. Wolontariusze zawieźli także pomoc do Odessy. Blisko 10 ton żywności dotarło do miasta, gdzie schroniło się wielu uchodźców z południa kraju. Nasza pomoc trafiła również za pośrednictwem miejscowych wolontariuszy do wyzwolonych wiosek w okolicach Chersonia i Mikołajewa. Ojciec Misza opowiada, że wraz ze współpracownikami stara się pomóc w bardzo trudnej ewakuacji stamtąd ciężarnej kobiety i jej trójki małych dzieci. Oby się udało i mogli znaleźć schronienie w Domu Świętego Marcina w Fastowie.
Z klasztornej kaplicy w Chmielnickim rozciąga się widok na duże osiedle mieszkaniowe. Patrząc podczas jutrzni na budzące się do życia miasto, trudno nie myśleć o przyszłości. Co stanie się z Ukrainą za kilka miesięcy, jak będą wyglądały ukraińskie miasta w najbliższych latach? Te pytania zadajemy sobie dość często w naszych rozmowach, które kończą się zwykle stwierdzeniem, że wojna szybko się nie skończy. Podczas wczorajszej modlitwy brewiarzowej czytaliśmy fragment z Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym ‘Gaudium et spes’ Soboru Watykańskiego II o tym, że pokój nie jest prostym brakiem wojny, ale jest dziełem sprawiedliwości, a także, że „pokoju nigdy raz na zawsze nie da się zdobyć, lecz ciągle go trzeba budować”. Mam wrażenie, że ojcowie Soboru, którzy w większości pamiętali straszne czasy II wojny światowej lepiej niż wielu z nas rozumieli czym jest, jak trudny jest i ile kosztuje pokój. Ojciec Tomasz ze Lwowa podzielił się niedawno taką refleksją: „Mija 8-my miesiąc wojny na Ukrainie. I wciąż to samo: ‘Módlmy się o Pokój’. Przypomnijmy, że ZSRR przez cały czas swego istnienia walczył ‘o Pokój’. Rosja to kontynuuje. Czyli czas, aby modlić się: ‘o Zwycięstwo Ukrainy!’ Albo przynajmniej ‘o Zwycięski Pokój!’”. Rozumiem determinację Tomka, by przypominać o pokoju, który ma być dziełem sprawiedliwości. I warto modlić się o zwycięstwo!
Z wielką wdzięcznością za pomoc okazywaną Ukrainie, pozdrowieniami i prośbą o modlitwę,
Jarosław Krawiec OP, Chmielnicki, poniedziałek 31 października, godz. 8:10.
W kilkuset kościołach w Polsce można bezgotówkowo złożyć ofiarę.
Na placu Żłobka przed bazyliką Narodzenia nie było tradycyjnej choinki ani świątecznych dekoracji.