Kanada przeżywa bardzo trudne chwile stawiając czoło niesłabnącym pożarom. Szacuje się, że domy musiało opuścić nawet 65 procent całkowitej populacji prowincji Terytoria Północno-Zachodnie. Ewakuowano też wielu mieszkańców sąsiedniej Kolumbii Brytyjskiej, zagrożonej ogniem. – To są bardzo trudne chwile, szukamy umocnienia w Bogu – mówi ks. Marek Pisarek, który przeżył ewakuację wraz z parafianami.
Oblat mówi o zmaganiach związanych z ewakuacją miasta Yellowknife, leżącego 450 kilometrów na południe od koła podbiegunowego. Jest to jedna z największych osad na słabo zaludnionej północy. Ponad 20 tys. osób uchodzących często z całym majątkiem musiało pokonać 1,5 tys. kilometrów jednopasmowej drogi, wzdłuż której było zaledwie kilka stacji benzynowych. Przez wiele godzin nie było zasięgu telefonii komórkowej ani internetu.
- Dzięki Bogu wszyscy zostali ewakuowani i teraz są bezpieczni. Modlimy się, abyśmy mogli wrócić – mówi ks. Pisarek wspominając ucieczkę wśród płonących lasów. Zakonnik dodaje, że całe miasto zostało ewakuowane. Kościół pozostał pusty, a przed wyjazdem wyniesiono z niego Najświętszy Sakrament. Wyznaje, że zachęca parafian do spojrzenia na obecne wydarzenie oczami wiary i ufnego zwrócenia się do Boga o pomoc.
Według najnowszych doniesień obszar objęty nakazem ewakuacji prawdopodobnie będzie się powiększał, ponieważ sucha i wietrzna aura nie pomaga w walce z żywiołem, który wciąż się rozprzestrzenia. Strażacy przestrzegają, że nie potrzeba dosłownie niczego, by wzniecić pożar, który będzie nie do opanowania. Bieżący rok jest rekordowy pod względem liczby pożarów w Kanadzie. W ok. 5,5 tys. pożarów spłonęło ponad 13,4 mln hektarów lasów. Obecnie strażacy walczą z ponad tysiącem pożarów. Na dużym obszarze kraju wprowadzono stan wyjątkowy.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Waszyngton zaoferował pomoc w usuwaniu szkód i ustalaniu okoliczności ataku.