Wyrok na Johna Demjaniuka ma olbrzymie znaczenie, wreszcie sprawiedliwości stało się zadość - powiedział historyk z Muzeum na Majdanku w Lublinie dr Robert Kuwałek.
Sąd w Monachium skazał w czwartek byłego strażnika w hitlerowskim obozie zagłady w Sobiborze Johna Demjaniuka na karę pięciu lat więzienia za udział w zagładzie Żydów w czasie II wojny światowej. Prokuratura żądała kary sześciu lat pozbawienia wolności.
Pochodzący z Ukrainy 91-letni Demjaniuk był oskarżony o pomoc w zamordowaniu blisko 28 tysięcy Żydów, którzy zostali zgładzeni w Sobiborze w 1943 r. Podczas procesu nie przyznał się do winy. Obrońcy skazanego zapowiedzieli wniosek o rewizję wyroku.
"Ten wyrok pokazuje, że takie zbrodnie się nie przedawniają i - po drugie - że nadal należy sądzić za tego typu zbrodnie. Świat po II wojnie światowej niewiele się zmienił i wiemy, że do masowych zbrodni dochodzi w różnych częściach świata. Ten wyrok pokazuje, że nie będą one uchodziły bezkarnie" - powiedział Kuwałek.
Zdaniem Kuwałka wymiar kary w tym procesie nie jest istotny, natomiast zasadnicze znaczenie ma to, że Demjaniuk został uznany za winnego. "Tam nie pojawił się żaden świadek, który powiedział tak: +widziałem, że Demjaniuk mordował+. Jednak sprawiedliwości stało się zadość, on został uznany za winnego. Strażnicy w obozie to nie byli ludzie niewinni, każdy z nich uczestniczył w każdym etapie masowego mordu" - podkreślił historyk.
"W obozach zagłady było mało esesmanów, a całą czarną robotę wykonywali strażnicy" - przypomniał Kuwałek. Oni przyjmowali transporty na rampie, pędzili ludzi do rozbieralni i później do komór gazowych. Nadzorowali każdy etap zagłady. "To nie było tak, że każdy miał wyznaczone konkretne zadanie. Jednego dnia taki strażnik stał na wieży wartowniczej i pełnił normalną służbę wartowniczą, a następnego dnia - w zależności od potrzeb - albo go kierowano na rampę, albo do obsługi komór gazowych" - powiedział Kuwałek.
Demjaniuk - zdaniem Kuwałka - nie może się usprawiedliwiać tym, że był zmuszany, co pewnie podnosił jego adwokat w procesie. "Nie zapomnę zeznania jednego z oskarżonych - jeszcze w Związku Sowieckim - strażników z Bełżca, który powiedział wprost: wszyscy byliśmy brutalni, tylko że jeden był brutalny dlatego, że to lubił, a drugi był brutalny dlatego, że go do tego zmuszono. Ale wszyscy w tym uczestniczyliśmy, no i wszyscy powinniśmy w jakiś sposób za to odpowiedzieć" - cytował historyk.
Kuwałek przypomniał, że Demjaniuk był najpierw w obozie w Trawnikach. Tam Niemcy szkolili byłych jeńców sowieckich, których następnie używali do pomocy przy likwidacji gett żydowskich, pilnowania transportów oraz służby wartowniczej w obozach koncentracyjnych i obozach zagłady. Na początku 1943 r. Demjaniuk służył na Majdanku, ale okazał się niesubordynowany i cofnięto go do Trawnik. Potem został skierowany do Sobiboru i tam służył prawdopodobnie aż do likwidacji obozu po ucieczce więźniów.
W Sobiborze od kwietnia 1942 r. do października 1943 r. Niemcy wymordowali co najmniej 250 tys. Żydów pochodzących z Polski, krajów Europy, okupowanych terenów Związku Sowieckiego, a także około tysiąca Polaków. 14 października 1943 r. w obozie wybuchł zbrojny bunt. Ponad 300 więźniom udało się uciec; wojnę przeżyło 53 z nich.
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.