Kilka dni temu minęła piąta rocznica powołania Kościoła Prawosławnego Ukrainy (KPU). O podziałach w łonie prawosławia na Ukrainie, możliwych wariantach osiągnięcia jedności i sytuacji Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego (UKGK) mówi jezuita ks. Marek Blaza. Duchowny jest tryrytualistą - sprawuje liturgię w trzech obrządkach: łacińskim, bizantyjsko-ukraińskim i bizantyjsko-rumuńskim.
Ks. Marek Blaza SJ jako tryrytualista posługuje w Ukraińskim Kościele Greckokatolickim i Kościele Rumuńskim Zjednoczonym z Rzymem (greckokatolickim), zachowując przynależność do Kościoła rzymskokatolickiego.
Dorota Giebułtowicz (KAI): 15 grudnia minęła 5. rocznica powstania Kościoła Prawosławnego Ukrainy (KPU), który 6 stycznia 2019 r. stał się niezależny (autokefaliczny). Spowodowało to podział prawosławia w tym kraju na dwie struktury.
Ks. Marek Blaza SJ: Na Ukrainie mamy obecnie dwa Kościoły prawosławne: jeden to Ukraiński Kościół Prawosławny (UKP), który wchodzi w skład Patriarchatu Moskiewskiego i podejrzewany jest o reprezentowanie interesów Rosji na Ukrainie, oraz drugi – wspomniany Kościół Prawosławny Ukrainy (KPU), który powstał na soborze zjednoczeniowym 15 grudnia 2018 r., a 6 stycznia 2019 r. otrzymał od patriarchy Konstantynopola Bartłomieja tomos, czyli dekret o przyznaniu mu autokefalii.
Jakie są szanse na zjednoczenie tych dwóch Kościołów prawosławnych i możliwe scenariusze rozwoju prawosławia na Ukrainie?
Moim zdaniem są trzy możliwe warianty. Pierwszy – najprostszy, ale chyba najbardziej utopijny, to taki, że Moskwa sama nada autokefalię Ukraińskiemu Kościołowi Prawosławnemu.
Ale wtedy mielibyśmy nadal dwa Kościoły prawosławne, tylko oba autokefaliczne.
Tak, to problemu nie rozwiąże, ale mogłoby zapobiec delegalizacji UKP, któremu się zarzuca, że kolaboruje z Moskwą. W październiku br. w Radzie Najwyższej Ukrainy odbyło się już pierwsze czytanie inicjatywy ustawodawczej postulującej zakazanie działalności UKP i konfiskatę jego majątku. Projekt jest jednak badany pod względem zgodności z Konstytucją, w której jest przecież zapis o wolności sumienia i wyznania. Oczywiście, jeśli są w tym Kościele duchowni, którzy kolaborują z Moskwą, to oni osobiście ponoszą odpowiedzialność, ale – jak wiadomo – taki zarzut można postawić duchownym także innych Kościołów. Zarówno w Kościele rzymskokatolickim, greckokatolickim czy innych denominacjach są zapewne pojedyncze osoby „proputinowskie”. W Ukrainie takie osoby nazywa się „żdunami” od słowa żdaty, czyli czekać. To ci, którzy czekają na „wyzwolicieli”, czyli Rosjan. Wiadomo też, że nie wszyscy obywatele Ukrainy są za Unią Europejską czy wejściem do NATO.
Innym argumentem władz ukraińskich za delegalizacją jest fakt, że „centrala” Kościoła jest poza Ukrainą. Ale według tej zasady można wiele Kościołów zdelegalizować – jako pierwszy Kościoły rzymskokatolicki i greckokatolicki. Taka ustawa nie przejdzie jeszcze z jednego powodu: łamie ona zasady demokracji, a to by poważnie zaciążyło na procesie przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej.
Jaki jest drugi wariant dotyczący przyszłości prawosławia w Ukrainie?
Następna możliwość polegałaby na tym, że UKP sam sobie nada autokefalię. Warto zauważyć, że w maju tego roku biskupi tego Kościoła na soborze potwierdzili swoją niezależność, ale nie użyli słowa „autokefalia”. Ale gdyby ogłosili autokefalię, to skazaliby się na niebyt eklezjalny, bo wtedy nikt by ich nie uznał: ani Moskwa, ani Konstantynopol, ani żaden inny Kościół autokefaliczny na świecie.
Na czym polega w takim razie ta „niezależność” Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego „promoskiewskiego”?
To jest szeroka autonomia: mogą sami wybierać biskupów, sami erygować diecezje. A z drugiej strony metropolita kijowski i całej Ukrainy Onufry pozostaje stałym członkiem Synodu Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. I teraz oczywiście ten stały Synod nie działa, bo trudno sobie wyobrazić, że Onufry pojedzie do Moskwy. W praktyce wygląda to więc tak, że w czasie liturgii nie wspomina się patriarchy moskiewskiego Cyryla, ale jeżeli odprawia ją zwierzchnik Kościoła, czyli metropolita Onufry, to musi w tzw. dyptychach go wymienić, ale robi to szybko i bez pełnej tytulatury. Oczywiście ze względu na konflikty w samym prawosławiu nie wspomina też patriarchów Konstantynopola i Aleksandrii.
Pozostaje nam trzeci wariant, czyli po prostu połączenie Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego z autokefalicznym Kościołem Prawosławnym Ukrainy. Część parafii z Patriarchatu Moskiewskiego przyłączyła się jednak do tej nowej struktury.
Tak, ale nadal większość parafii podlega Patriarchatowi Moskiewskiemu. Jest duży opór wśród prawosławnych z dawnego „kanonicznego” Kościoła przed tym nowo powstałym Kościołem prawosławnym, ponieważ ma on swoje początki w dwóch dysydenckich strukturach, czyli Ukraińskim Kościele Prawosławnym Patriarchatu Kijowskiego z patriarchą Filaretem i Ukraińskim Autokefalicznym Kościele Prawosławnym z metropolitą Makarym. Z punktu widzenia UKP tamte Kościoły są nielegalne i nie uznano nigdy udzielanych w nich święceń kapłańskich i biskupich. Dlatego gdy patriarcha Konstantynopola Bartłomiej w grudniu 2018 r. utworzył z tych dwóch dysydenckich struktur legalną strukturę, to przyjął tych duchownych bez żadnej pokuty, bez wyświęcania ich na nowo. To nie jest takie proste do przyjęcia dla prawosławnych „kanonicznych”. Przez szereg lat mówiono duchownym UKP, że to są dysydenci i nie mają ważnych święceń, a teraz mówią: musicie się do nich przyłączyć. Jak przyłączyć się do Cerkwi, która wczoraj nie była kanoniczna, a dziś już jest kanoniczna? Tak więc, moim zdaniem, te Kościoły się nie pogodzą. To i tak jest cud, że te dwie struktury „dysydenckie” się zjednoczyły ze sobą.
Czyli trwa w Ukrainie, jak to Ksiądz określił podczas sympozjum na Uniwersytecie Jana Pawła II w Krakowie, „zamieszanie eklezjalne”.
Zamieszanie jest duże. Gdy byłem na przykład na konferencji Trójmorza na KUL, to przedstawiciel Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego powiedział odnośnie do autokefalii KPU, że „ogólnie jesteśmy za, ale nie w taki sposób, jak to zrobił patriarcha Bartłomiej”. Określił tę sytuację jako semischizmę, czyli półschizmę. Bo Moskwa zerwała jedność z Konstantynopolem i Aleksandrią, ale Konstantynopol nie zerwał z Moskwą. Na Wschodzie jest to możliwe. W praktyce wygląda to tak, że ksiądz prawosławny z tego nowego autokefalicznego Kościoła prawosławnego, który odprawia nabożeństwa w kościele jezuitów w Poznaniu, wymienia w liturgii metropolitę Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego – Sawę, chociaż Sawa nie uznaje nawet jego święceń.
Jakie jest stanowisko Kościoła greckokatolickiego w Ukrainie wobec tego „eklezjalnego zamieszania” w prawosławiu?
Ukraiński Kościół Greckokatolicki utrzymuje kontakty z Kościołem Prawosławnym Ukrainy i jego zwierzchnikiem, metropolitą Epifaniuszem, ale to jest koalicja doraźna, na czas wojny. Grekokatolicy dla prawosławnych nie są partnerami, bo ich jest mniej, a jednocześnie są traktowani jednak jako konkurencja. Zwłaszcza tu w Polsce, gdy po wybuchu wojny przychodzą do Kościoła greckokatolickiego prawosławni obu jurysdykcji ukraińskich. Czasem wyjaśniają, że nie chcą uczestniczyć w nabożeństwach w cerkwi prawosławnej, bo tam się odprawia w języku cerkiewnosłowiańskim z wymową rosyjską, kazania są głoszone po rosyjsku lub takim mieszanym języku polsko-ukraińsko-rosyjskim. Poza tym metropolita Sawa wykonał kilka niefortunnych gestów popierających Cyryla, w dodatku polscy prawosławni nie uznają KPU i traktują go jako strukturę schizmatycką.
Wszystko to sprawia, że prawosławni Ukraińcy przychodzą do grekokatolickich parafii. Miałem okazję rozmawiać o tym z metropolitą Epifaniuszem. Gdy mu o tym powiedziałem, to odparł, że musimy tu tworzyć „nasze” struktury. Ale to nie jest możliwe, bo poza terytorium kanonicznym, czyli Ukrainą, parafie KPU w innych krajach podlegałyby bezpośrednio Konstantynopolowi, a to oznaczałoby otwartą wojnę Bartłomieja z Sawą. Nie sądzę, by patriarcha Bartłomiej na to poszedł.
Wzrost liczby wiernych w Kościele greckokatolickim w Polsce po przyjęciu fali uchodźców jest znaczny, zwłaszcza widać to u bazylianów przy ul. Miodowej w Warszawie, gdzie w niedzielę wierni stoją tłumnie na zewnątrz świątyni.
Tak, pamiętam, że gdy w 2006 roku zacząłem tam odprawiać, to były tylko dwie Boskie Liturgie w niedzielę, a w świątyni były ustawione ławki. Dziś jest sześć Liturgii po ukraińsku, a jedna nawet po białorusku. Ławki wyniesiono, a wierni stoją ściśnięci w środku, w przyległym ogrodzie i na chodniku przed cerkwią. Trzeba przyznać, że nastawienie Ukraińców do Kościoła nie tylko greckokatolickiego, ale też łacińskiego, bardzo się zmieniło. Prawosławie postrzegało wcześniej katolicyzm bardzo negatywnie. Teraz to się zmieniło. Dużą rolę w „odczarowaniu” katolicyzmu odegrała pomoc humanitarna. Spotkałem się z prawosławnymi, którzy szczerze przyznawali, że kiedyś w Ukrainie ich noga nigdy by nie postała w świątyni greckokatolickiej. A teraz do nas przychodzą.
Pamiętam, było to jeszcze przed wybuchem wojny na pełną skalę, przyszła do nas kobieta prawosławna z niekanonicznego Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Kijowskiego i tak powiedziała: „Proszę ojca, bardzo mi się tu u was podoba, śpiewacie jak u mnie na wsi, kazanie jest po ukraińsku, a wasz pracodawca? Co mnie obchodzi wasz pracodawca, czy to jakiś papież rzymski czy patriarcha?... Czy ja go kiedyś widziałam? A was widzę”. To pokazuje, czego ludzie oczekują. Przychodzą do cerkwi, to jest ich przytułek. Mogą modlić się tak, jak się nauczyli, w swoim języku, wyspowiadać się, wyżalić. Całe to „zamieszanie eklezjalne” nie ma dla nich znaczenia.
Zbliżeniu może sprzyjać przejście w tym roku przez Ukraiński Kościół Greckokatolicki i Kościół Prawosławny Ukrainy z kalendarza juliańskiego na nowojuliański, co oznacza że święta Bożego Narodzenia będziemy obchodzić po raz pierwszy w jednym terminie 25 grudnia.
Kalendarz nowojuliański polega na tym, że wszystkie święta nieruchome są obchodzone tak jak w kalendarzu gregoriańskim. Jedynie Wielkanoc i święta zależne od niej będą nadal obchodzone według starego kalendarza. To jest wielki krok w zbliżeniu z Kościołem rzymskokatolickim, ale jednocześnie należy podkreślić, że już dotychczas niektóre Kościoły greckokatolickie i prawosławne posługiwały się tym kalendarzem, np. w Grecji czy Rumunii. Natomiast w 2025 roku Wielkanoc będzie obchodzona w tym samym dniu na Wschodzie i Zachodzie: 20 kwietnia. W tym też roku przypada okrągła, 1700. rocznica Soboru Nicejskiego I (325 r.), który między innymi zajął się ustaleniem jednej daty świętowania Wielkanocy. Może ta rocznica stanie się okazją do tego, aby chrześcijanie wschodni i zachodni znów zaczęli świętować uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego w tym samym dniu.
Dziękuję za rozmowę.
Ks. Marek Blaza (ur. 1970) – jezuita, dr hab. nauk teologicznych, profesor Akademii Katolickiej w Warszawie (AKW), tryrytualista, sprawuje liturgię w trzech obrządkach: łacińskim, bizantyjsko-ukraińskim i bizantyjsko-rumuńskim. Jest duszpasterzem akademickim studentów grekokatolików w Warszawie. Wykłada teologię ekumeniczną i dogmatyczną w AKW – Collegium Bobolanum w Warszawie, na Ukraińskim Uniwersytecie Katolickim i w Seminarium Greckokatolickim we Lwowie oraz Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Polskiej Prowincji Dominikanów. Obecnie posługuje w parafii greckokatolickiej bł. Mikołaja Czarneckiego (która korzysta z pomieszczeń kościoła rzymskokatolickiego) na ul. Domaniewskiej w Warszawie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Rośnie zagrożenie dla miejscowego ekosystemu i potencjalnie - dla globalnego systemu obiegu węgla.
W lokalach mieszkalnych obowiązek montażu czujek wejdzie w życie 1 stycznia 2030 r. Ale...
- poinformował portal Ukrainska Prawda, powołując się na źródła.