Japoński rząd zdecydował o podwyższeniu dawki promieniowania, którą mogą przyjąć dzieci w szkołach. Rodzice protestują
Po awarii elektrowni atomowej w Fukushimie i utworzeniu wokół niej strefy bezpieczeństwa, ta japońska prefektura była zmuszona do zamknięcia trzech czwartych szkół na jej terenie. Edukacja setek tysięcy dzieci stanęła pod znakiem zapytania. Rząd Japonii w ostatnich dniach zdecydował, że w celu zapewnienia ciągłości kształcenia, podniesione zostaną maksymalne dawki promieniowania, które mogą przyjąć uczniowie. W myśl nowych zasad dzieci mogą być obecnie narażone na dwudziestokrotnie większe dawki promieniowania niż w przeszłości. Obecnie uczeń japońskiej szkoły może przyjąć taką dawkę promieniowania, jaką przyjmuje pracownik nuklearny w Niemczech - porównuje agencja informacyjna Asia News.
Rząd broni swojej decyzji, ale nie jest jednomyślny. Główny doradca naukowy premiera podał się do dymisji na znak protestu. Jak mówi, nie miał innego wyjścia. Według opinii lekarskiej grupy eksperckiej "Physicians for Social Responsibility" aktualnie jest 1 szansa na 200, że dziecko zachoruje na raka w wyniku powikłań związanych z napromieniowaniem. Przed zmianą przepisów szanse były jak 1 do 500.
Rodzice z Fukushimy podjęli protesty. Wczoraj swoją dezaprobatę wyrazili przed japońskim ministerstwem edukacji, domagając się na powrót obniżenia dopuszczalnych dawek promieniowania.
Tymczasem, jak donosi Asia News, pręty paliwowe w reaktorach numer 2 i 3 uległy częściowemu stopieniu. TEPCO - operator elektrowni Fukushima - zapewnia, że to nie zakłóci planów wygaszenia siłowni w styczniu 2012 roku.
Latający prywatnymi samolotami mogą generować niemal 500 razy więcej dwutlenku węgla rocznie
Liczymy na to, że zwycięstwo Trumpa spowoduje rewizję "błędnego podejścia" USA