Ludzie, w znacznej liczbie chrześcijanie, tak zmienili świat, że przed domem Bożym nie siedzą już żebraczki w łachmanach, by wychudzoną rękę wyciągać po jałmużnę.
„Skazani na żebractwo stali pod murami, cichymi, wstydliwymi głosami prosząc o jałmużnę… Na wschodach przed domem Bożym siedziała żebraczka w łachmanach, blada, nędzna – i wychudzoną rękę wyciągała po jałmużnę”. To przytoczone w słowniku profesora Doroszewskiego fragmenty dawniejszej literatury. Tak, dotyczą hasła „Jałmużna”, co jest ważnym pojęciem chrześcijańskiego, i nie tylko, etosu. Czy współczesnego? Zacytowane wyżej zdania z dawnego świata, w naszych czasach możemy, a pewnie nawet musimy odrzucić. Po prostu świat stał się inny. Nie lepszy – zresztą nie nam sądzić – ale tylko i aż inny. Przytoczone zaś sceny zdają się być z innego świata. A czy dzisiaj nie brak w świecie ludzi skrajnie biednych? Nie brak. Tyle, że dziś wszystko jest inaczej.
Przed kilku laty przeprowadziłem się do mojego (pierwszego w życiu mojego własnego) mieszkania. Zarządca wspólnoty poinformował mnie, że niebawem główne drzwi zostaną wyposażone w zamek pozwalający wpuszczać swoich gości. Jak w osiedlowym bloku. Mieszkanie na wsi, lokator tak naprawdę jeden, czyli ja. No i ktoś jeszcze tymczasowo. Myślałem, że przesadzili z tym zamkiem. Miasto chcą ze wsi zrobić? Atoli po kilku tygodniach wiedziałem, że zarządzający budynkiem mają rację. Do sieni przez publicznie dostępne drzwi wchodzili najczęściej ci, co to „wychudzoną rękę wyciągali po jałmużnę”. Znałem już ich twarze i styl życia. Czytelnicy też znają, bo tacy są wszędzie. „Pożycz ksiądz dwadzieścia złotych”. A ty się nie wstydzisz przychodzić do nauczyciela ze szkolną emeryturą z niepełnego etatu? – odpowiadałem nie bacząc, że ów człowiek zupełnie nie rozumie, co do niego mówię. Pożyczał, bywało że oddawał, częściej że nie. Przekonywałem, prosiłem, do ulicznego słownika też sięgałem… „Wie ksiądz, że umarł?” Wiem… W międzyczasie kilku innych pomarło. Ale jakby odradzali się w ich postaciach nowi na żebractwo skazani przez samych siebie.
Od dawna nikt już w tej sprawie nie przyciskał guzika mojego domofonu. Mam spokój, a zarządca miał przed laty rację, odcinając klientów od schronienia w dużej sieni gminnego budynku. Przypuszczam, że dla tych trunkowych było i jest to niewygodne, a dla młodszych (nikogo nie nakryłem, ale…), otóż dla niektórych młodszych przepadł punkt dystrybucji. Czego? No przecie nie soku z malin. Ja mam spokój, ale trochę zamącony. Bo co – nie tylko ja, ale co my, sąsiedzi, znajomi, czasem krewniacy – robimy, by było inaczej…
Ktoś z wioskowych znajomych powiedział: „co się ksiądz przejmuje? Jeść im przywiozą, podatek albo czynsz umorzą, do lekarza i apteki nie chodzą, bo mają końskie zdrowie, nawet butelek do pojemnika wrzucić nie potrafią”. Może i nie przejmuję się, ale coś mi niewyraźnie z takim usprawiedliwieniem. Zacząłem przeto taki rachunek sumienia z tego co robię i czego nie robię.
Jestem wśród członków-założycieli hospicjum onkologicznego, ostatnio w komisji rewizyjnej, kiedyś w zarządzie. Dla dzieci w swoich parafiach co roku organizowałem tygodniowe wycieczki, pieniądze trzeba było pozyskać, ale szkolny autobus dostawałem bez kosztów. Byłem kierownikiem, wychowawcą i górskim przewodnikiem (prowadziłeś trzydziestkę dzieciarni granią Tatr?). Chwalę się? Inni robią znacznie więcej. Ja tylko pytam, czy to wszystko i jeszcze parę innych spraw nie mieści się w jednym ze znaczeń jałmużny? Jak i datek w jakiejś tam akcji, albo i wsparcie którejś z pomocowych agend. Pewnie też ofiara dla Karmelu na Wolskiej… A i dla Pawła, gdy go rak dopadł… Nie o sobie, o Tobie piszę. A wiem, że każdy z czytających te słowa mógłby wiele dopowiedzieć. Dużo, bardzo dużo dobra dzieje się przez nasze, przez WASZE ręce. Wszelako jałmużna w słownikowo – katechizmowym znaczeniu to nie to, czego świat dzisiaj potrzebuje. Bo ludzie, w znacznej liczbie chrześcijanie, tak zmienili świat, że przed domem Bożym nie siedzą już żebraczki w łachmanach, by wychudzoną rękę wyciągać po jałmużnę.
Ale wiem także, iż do zrobienia jest jeszcze niezmiernie dużo, by świat był prawdziwie domem dla wszystkich. I dla zdrowych, i dla chorych. Dla zamożnych i dla biednych. Dla zaradnych i dla pogubionych. Dla leciwych i dla jeszcze nie narodzonych. Chwała tym, którzy gdzieś tam własną ręką do wspólnego skarbca przysłowiowy grosz dorzucają.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
W niektórych przypadkach pracownik może odmówić pracy w święta.
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.