Niektórych przypadków odejścia od powołania lub wiary tylko się domyślamy. Osądzać nam nie wolno. A co nam wolno? Więcej niż wolno – trzeba dokładać starań, by nikt, tak serdecznie i po ludzku sam nie został.
Gdy kształtowało się pokolenie moje i moich kolegów, droga do kapłaństwa wydawała się przeznaczona dla nielicznych. Bo to trzeba było maturę mieć i decydować się na lata studiów, co oczywiste wtedy nie było. Ale nie wykluczone. Roczniki seminarium duchownego były mimo to dość liczne. A perspektywa zostania księdzem w jakiejś mierze nawet kusząca. Studia, na przykład medyczne, wydawały się nierealistycznie odległe. Prawnicze – poza zasięgiem. Uniwersyteckie np. biologiczne niepotrzebne, dające co najwyżej posadę w jakimś liceum. Zaś studia „księżowskie” jawiły się inaczej pod wieloma względami. To w dużym skrócie. W seminarium duchownym spotykało się wielu chłopaków z różnych środowisk, ciekawych i życia, i spodziewanej roli w tymże życiu. A po sześciu latach studiów i formacji szli w świat. W bliski świat, ale w roli arcyciekawej. Tyle, że bez wiary wszystko byłoby bezsensowne.
I tak zyskiwaliśmy swoje miejsce w świecie. Oczywiście, takie czy podobne miejsce można było znaleźć i na innej drodze. Ale ta, mimo wielu trudności, wydawała się grą wartą świeczki. Dziś nie wydaje się. I mamy seminaria, w których na roku jest jeden student. Ginie bez reszty wśród studentów innych uczelni i kierunków. A wydziały teologiczne nie mają w sobie siły oddziaływania formacyjnego.
Łaska Boża może wszystko… To prawda. Tyle, że trzeba zdawać sobie sprawę z konieczności przeniesienia wszystkiego z płaszczyzny ludzkiej, psychologicznej, także socjologicznej na płaszczyznę teologiczną. Jedna drugiej się nie sprzeciwia, ale ich współgranie łatwe nie jest. A wszystko, no, nieomal wszystko skupia się na konkretnych ludziach. Na osobach księży i zakonnic. Na strukturach Kościoła i jego poszczególnych agendach oraz na ludziach o odporności większej bądź mniejszej. Owa odporność to jedno, a przebojowość to drugie. Przecież oni idą w świat, aby go i zmieniać, i uświęcać. Kiedyś było to zrozumiałe i łatwiejsze. Łatwiejsze, bo na ogół nie byli sami. Kiedyś ksiądz był na każdej parafii, czasem było ich dwóch. Klasztory sióstr zakonnych prawie wszędzie. Współpraca i możliwa, i psychologicznie pożądana. Dziś dominuje samotność. Czasem dosłowna, bo jeden ksiądz odległy od współbrata o kilka wiosek. A jeśli nawet posługują w jednej parafii, nie nawykli do wspólnoty. W efekcie tak w duszpasterskiej pracy, jak i w ludzkiej codzienności nie stanowią całości, tylko dwa różne elementy tej samej układanki. Często przypadkowej, bo i biskup przy ograniczonych zasobach ludzkich sił, nie ma pełnej swobody doboru parafialnych współpracowników.
Wyczerpują się ludzkie zasoby, wyczerpują też siły poszczególnych ludzi. Brak współpracy. Brak wzajemnego dopełniania się poczynań w różnych duszpasterskich dziedzinach. Często także brak zwyczajnego, ludzkiego bycia razem ludzi, którzy przecież tym samym powołaniem i posłannictwem są związani. Nie dziwię się wszystkim pokusom i próbom ucieczki. Jakiej? Czasem, jak się zwykło mówić „z kapłaństwa” (z zakonu). Czasem mimo zewnętrznego trwania jest to wewnętrzna ucieczka nawet od wiary. Tym ucieczkom na imię bywa pieniądz i wygoda, bywa kobieta (dla zakonnicy mężczyzna), bywa odrzucenie wiary, w jednym przypadku zewnętrzne, w innych wewnętrzne. Bywa też utopienie wszystkiego w alkoholu… Nie osądzam nikogo imiennie, staram się zrozumieć choć cząstkę tego, co pojąć można.
Jest jeszcze jedna droga ucieczki. Ta, której osądzać nam nie wolno. Ucieczka z nieznośnej sytuacji zewnętrznej poprzez przecięcie nici życia. O niektórych przypadkach wiemy. Niektórych się tylko domyślamy. Osądzać nam nie wolno. Ani tego, kto odszedł, bo chciał, na zawsze. Ani wytykania kogoś palcem „to przez niego”. A co nam wolno? Więcej niż wolno – trzeba dokładać wszelkich starań, by nikt, tak serdecznie i po ludzku sam nie został. Przecież tyle jeszcze do zrobienia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Franciszek jest przytomny, ale bardziej cierpiał niż poprzedniego dnia."
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Informuje międzynarodowa organizacja Open Doors, monitorująca prześladowania chrześcijan.
Osoby zatrudnione za granicą otrzymały 30 dni na powrót do Ameryki na koszt rządu.