Wojsko powinno odzyskać mandat do ochrony granic, tym bardziej, że okupacja południa kraju przez Hezbollah doprowadziła do ataków Izraela.
Liban potrzebuje prezydenta, armii, silnych granic i pomocy humanitarnej - mówił szef unijnej dyplomacji Josep Borrell podczas debaty w Parlamencie Europejskim w Strasburgu, poświęconej sytuacji w Libanie. Szefowa Komisji jeszcze w maju zapowiedziała 1 mld euro pomocy na odbudowę tego kraju.
Borrell zauważył, że sytuacja w Libanie pogarsza się, zwłaszcza odkąd Izrael zintensyfikował ataki na pozycje Hezbollahu na południu kraju, co doprowadziło do przesiedlenia wielu mieszkańców i sprawiło, że 20 proc. populacji opuściło Liban. Szef unijnej dyplomacji podkreślił też jednak, że jest to kraj zdestabilizowany, gdzie Hezbollah odgrywa rolę "państwa w państwie", a słabość libańskich instytucji rządowych trwa od dziesięcioleci. W jego ocenie w podobnej sytuacji znajduje się armia, która jest niedofinansowania i nie może obronić kraju ani przed atakami Izraela, ani przed Hezbollahem.
Jak zaznaczył, Liban potrzebuje głowy państwa, ponieważ wybory prezydenckie w republice nie odbyły się od dwóch lat z powodu braku kompromisu między grupami religijnymi, które - zgodnie z prawem - muszą uzgodnić kandydata. Borrell przyznał, że kraj potrzebuje również wzmocnienia armii. Siły zbrojne są wspierane z funduszy unijnych, ale te środki nie mogą być uznane za wystarczające. Tymczasem wojsko - w ocenie Borrella - powinno odzyskać mandat do ochrony granic, tym bardziej, że okupacja południa kraju przez Hezbollah doprowadziła do ataków Izraela.
Polityk podkreślił, że Liban potrzebuje również pomocy humanitarnej i finansowej, w tym na odbudowę państwa. Przypomniał także, że szefowa Komisji Ursula von der Leyen jeszcze w maju zapowiedziała, że UE przekaże temu krajowi 1 mld euro pomocy, lecz wciąż nie został ustalony kalendarz wydatkowania środków.
Wystąpienie Borrella otworzyło dwugodzinną debatę w PE na temat sytuacji w Libanie i - ogólnie - na Bliskim Wschodzie. Część europosłów zgodziła się z tym, że władze w Bejrucie muszą odzyskać sprawczość, a UE powinna im w tym pomóc. Wciąż jednak słychać było echa poniedziałkowej debaty w PE, dotyczącej ubiegłorocznego ataku Hamasu na Izrael. Również we wtorek sala była podzielona co do oceny działań Izraela.
"Debata była długa. Widzieliśmy sprzeczne stanowiska wobec wydarzeń na Bliskim Wschodzie" - skomentował Borrell. Jak podkreślił, jedynym rozwiązaniem sytuacji w Libanie jest rozwiązane o charakterze wewnętrznym, a klasa polityczna w tym państwie musi stanąć na wysokości zadania.
Na koniec debaty Borrell przypomniał, że od poniedziałku czeka na wyjaśnienia od szefa skrajnie prawicowych Patriotów dla Europy Jordana Bardelli, który oskarżył UE o finansowanie Hamasu. "Czekam na dowody z pana strony" - powiedział szef dyplomacji UE.
Z Brukseli Jowita Kiwnik Pargana
Od redakcji Wiara.pl
Tymczasem aż do teraz Liban jest obłożony międzynarodowymi sankcjami. I nawet wpłacenie pieniędzy na wycieczkę do tego kraju może stać się pretekstem dla banków - jak w przypadku historii piszącego te słowa - do rzucania podejrzeń, że finansuje się terroryzm.
Według przewodniczącego KRRiT materiał zawiera treści dyskryminujące i nawołujące do nienawiści.
W perspektywie 2-5 lat można oczekiwać podwojenia liczby takich inwestycji.