Libijski dyktator Muammar Kadafi odnosząc się w sobotę do międzynarodowych apeli wzywających go do opuszczenia kraju powiedział publicznie, w agresywnym wystąpieniu, wygłoszonym w az-Zawijah, że nigdy nie porzuci ziemi "przodków" - pisze AFP.
"Oczekują ode mnie, że opuszczę (Libię - PAP), śmieszne. Nie opuszczę ziemi przodków ani ludu, który się dla mnie poświęcił" - powiedział Kadafi do swych zwolenników, odnoszą się do presji, jaką wywiera na niego koalicja NATO.
"Jestem gotów złożyć się w ofierze memu ludowi i nie opuszczę tej ziemi zroszonej krwią mych przodków, którzy walczyli z włoskimi i brytyjskimi kolonistami" - dodał dyktator.
"Te szczury - jak Kadafi nazywa powstańców libijskich - wzięły jako zakładników nasz lud w Benghazi i Misracie oraz w górach Zachodu i posługują się nim, jak żywą tarczą" - kontynuował Kadafi, dodając, że wystarczy jednak jego rozkaz, by "Pięć milionów uzbrojonych Libijczyków pomaszerowało naprzeciw nim i uwolniło okupowane miasta".
Pułkownik Kadafi powiedział też, że jego lud nie pozostawi ropy naftowej rebeliantom. "Lud libijski gotów jest umierać za swą ropę" - zapewnił zebranych dyktator.
Rusza również pilotażowy program przekazywania zasiłków na specjalną kartę płatniczą.
Tornistry trafią do uczniów jednej ze szkół prowadzonych przez misjonarki.
Caritas rozpoczęła zbiórkę na remont Ośrodka dla osób w kryzysie bezdomności w Poznaniu.
"Nikt (nikogo) nie słucha" - powiedział szef sztabu UNFICYP płk Ben Ramsay. "Błąd to kwestia czasu"
Wydarzenie mogło oglądać na ekranach telewizorów ponad 500 milionów ludzi na całym świecie.