Na granicy niewypłacalności stoi tym razem nie europejski outsider, a Francja - unijne supermocarstwo. Jeśli agencje ratingowe spojrzą wreszcie na to państwo krytycznie, to jego wiarygodność kredytowa mocno spadnie i Europa dowie się, co to jest prawdziwy kryzys – pisze „Dziennik Gazeta Prawna”.
Nicolas Sarkozy sięgnął po nadzwyczajne środki, aby uratować najwyższą ocenę wiarygodności kredytowej Francji (AAA). Napisał list do deputowanych i senatorów, w którym przekonuje ich do wpisania do konstytucji złotej reguły, nakazującej stopniową likwidację deficytu budżetowego. Podobny zapis znajduje się w konstytucji polskiej i niemieckiej. U nas dług publiczny nie może być większy niż 60 proc. PKB, a już przekroczenie granicy 55 proc. automatycznie wymusza na rządzie drastyczne cięcia budżetowe.
Na razie agencje ratingowe patrzą na Paryż przychylnym okiem. Jeśli to się skończy, to będzie to miało bardzo poważne skutki dla całej unii walutowej. Z Grecją, Portugalią i Irlandią strefa euro jeszcze sobie poradzi, ale jeśli padnie Francja, cały europejski układ się załamie.
Za kadencji Sarkozy’ego dług państwa wzrósł z 63,9 do 84,7 proc. PKB. Kraj rozwija się wolno - tegoroczna prognoza to 1,8 proc. Bezrobocie (9,5 proc.) jest wyższe niż w Polsce (9,3 proc.).
Msza św. w 106. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości.