 
				publikacja 30.10.2025 09:15
Separatyzm szkodzi gospodarce.
Ponad 456 tys. osób podpisało się pod petycją o referendum w sprawie zgody na pozostanie Alberty jako prowincji w Kanadzie. Organizator petycji, b. wicepremier Alberty Thomas Lukaszuk powiedział PAP, że kampania ma wpływ na całą Kanadę, a liczba podpisów jest rekordowa.
"Przekroczyliśmy wymagany próg liczby podpisów o ok. 40 proc., petycję podpisało 25 proc. osób, które głosowały w ostatnich wyborach. A jednocześnie jest to nowa jakość w polityce, co doceniło wiele osób, mówiąc, że wreszcie mogą wyrazić swoją opinię: mówiliśmy o idei, nie o ideologii" - powiedział w środę Lukaszuk. Zwrócił też uwagę, że młodzi ludzie, którzy są pragmatyczni, nie chcą rozmawiać o ideologiach, ale chcą rozmawiać o rzeczach dla nich ważnych i forma dyskusji politycznej podczas kampanii ich zainteresowała.
Dodał, że temat pozostania Alberty w Kanadzie podzielił mieszkańców tej prowincji, gdzie aktywnie działają separatyści. "Tymczasem my słyszymy, że kampania Forever Canadian (na zawsze kanadyjska (Alberta)- PAP) pozwoliła stworzyć ruch, wspólnotę, to jakościowa zmiana. Wyraźnie też było widać duże zaangażowanie kobiet, które chcą wypowiedzieć się na temat dla nich ważny. Można nawet powiedzieć, że mamy ruch kobiet. 75 proc. z ok. 6 tys. osób zbierających podpisy to kobiety. Było wiele podpisów składanych przez młode kobiety w dniu ich 18 urodzin. Zaś najstarsza osoba, która podpisała petycję to 104-letnia Polka, która przyjechała do Kanady w wieku 12 lat, tak jak ja. Zaprosiła mnie na swoje 105 urodziny" - dodał Lukaszuk, który urodził się w Polsce.
Lukaszuk podkreślił przy tym, że petycja jest ważna dla całej Kanady. "Rozmawiałem o niej z premierem Markiem Carneyem, który oczywiście w kampanię się nie angażował, kontaktowało się też ze mną biuro premiera. Teraz mówią o tym wszystkie media. To była gra o dużą stawkę. Mieliśmy na organizację i przeprowadzenie kampanii 90 dni, więc użyliśmy narzędzi AI do wsparcia dla zbierających podpisy i udzielania informacji. Również to może być ważne dla całej Kanady" - dodał.
Przypomniał też konsekwencje separatystycznych ruchów m.in. w Quebec w latach 70-ych i podkreślił, że dla biznesu separatyzm jest dużym ryzykiem, a wiele dużych firm przeniosło wówczas swoje siedziby z frankofońskiej prowincji do Toronto. "My w Albercie już obserwujemy efekt separatystycznej narracji - wycofywanie się firm z inwestycji w prowincji" - dodał. Pytanie zgłoszone przez Lukaszuka we wniosku o zgodę na zbieranie podpisów pod petycją ws. referendum brzmiało "czy zgadzasz się, że Alberta powinna pozostać w Kanadzie". Obecnie, po weryfikacji podpisów przez Elections Alberta, która otrzymała 61 kartonów z podpisami we wtorek, premier prowincji Danielle Smith będzie mogła poddać temat pod wiążące dla rządu głosowanie parlamentu Alberty lub przeprowadzić referendum.
W Albercie nie można dwa razy organizować referendum w tej samej sprawie. Prowincja ma ok. 5 mln mieszkańców.
Lukaszuk składając w maju swój wniosek do Elections Alberta i następnie otrzymując w lipcu zgodę na zbieranie podpisów, ubiegł działania grupy Alberta Prosperity Project (APP), która chce odłączyć prowincję od Kanady i chce, by Alberta stała się suwerennym krajem. Wielu z działających w APP ma związki z amerykańskimi Republikanami, a przedstawiciele APP prowadzili w Waszyngtonie rozmowy na temat warunków dołączenia Alberty jako stanu do USA.
APP napisała w mediach społecznościowych, że analizuje konsekwencje kampanii i odpowie "publicznie, jeśli uzna to za właściwe".
Z Toronto Anna Lach
Kanada: Rekordowa liczba podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie przyszłości Alberty